[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze by³o kilka godzin do wieczoru, zwyk³ej pory rozpoczynania doSwiadczeñ, i Sêdziwojposzed³ pod wystawê domu u¿ywaæ Swie¿ego powietrza i ³agodnych promion s³oñca, a Janczeka³, czy OpatrznoSæ nie zeszle mu ratunku.W prostocie swego ducha mia³ nadziejê cudu.Wtem po kamienistej drodze od Krakowa zajecha³ przed dom konno jexdziec i zsiadaj¹c wita³Sêdziwoja.Jan uchyli³ drzwi i zblad³ na widok goScia.By³ to starzec póxnego ju¿ wieku, lecz doSæ jeszcze ¿wawy.W³osy wysoko podgolone okrywa³starej mody marmurkowym ko³pakiem; w¹sy i brodê doko³a twarzy krótko mia³ podstrzy¿one,które, jakkolwiek ubielone wiekiem, przebija³y rudym kolorem.Po twarzy w ci¹g³ym ruchubêd¹cej, zmarszczkami pokrytej, po wzroku niespokojnym, ustach z³oSliwym uSmiechem dogóry wzniesionych, mo¿na by³o jeszcze poznaæ chytroSæ i dumê, które tym cz³owiekiem miota-³y.Pomimo wiek podesz³y by³ w ci¹g³ym ruchu i pochylonym cia³em ustawicznie siê k³ania³.Podró¿ny jego ubiór sk³adaj¹cy siê z ¿upana i delii by³ dwóch kolorów, wiêcej obznajmionyod Sêdziwoja z otaczaj¹cym go Swiatem pozna³by od razu na tym dworaku barwê s³u¿¹cegona dworze pana krakowskiego, którym naówczas by³ Miko³aj Wolski.GoSæ zbli¿aj¹c siê do alchemika po zwyk³ym powitaniu rzek³:- Zapewne nie poznajesz mnie? To ju¿ lat tyle, jak nie widzieliSmy siê; i ciebie ju¿ staroSæSronem osypa³a, i ja, kiedySmy siê znali, nie by³em tak pochylony.Ten znajomy dxwiêk g³osu niespodzianie uderzy³ Sêdziwoja.Nagle, jakby czarodziejskim spo-sobem, wróci³y mu do pamiêci spomnienia m³odoSci.Po chwili bacznego wpatrywania siê rzek³:- Jest temu lat piêædziesi¹t zna³em jednego cz³owieka, który - gdyby mi siê teraz ukaza³ -zapewne w podobnej postaci i takim by g³osem przemówi³ - zwa³ siê Wac³aw Rogosz.- Nie omyli³eS siê, drogi przyjacielu - zawo³a³ obcy otwieraj¹c ramiona do uScisku: - Ja tojestem! Widzisz, ¿e i mnie afekt przyjaxni dobrze prowadzi³, pozna³em ciê do razu, a prze-cie¿ to ca³e lat piêædziesi¹t.120Sêdziwoj cofn¹³ siê od uScisku starca i zimno odpar³:- Pó³ wieku czasu czy¿ ciê tak zmieni³o, i¿ wierzysz w przyjaxñ? Ja, panie, pozosta³em nie-zmieniony.- Widzê to! Zawsze ten¿e sam - rzek³ Rogosz.- Tak te¿ mi ci¹gle o tobie opowiada³ ten twójpoczciwy, dobry Jan.Wiêc bawisz siê alchemi¹ bez przestanku, a to zabawnie! Wyznajê, i¿zrêczny z ciebie lis! kiedyS mnie podszed³, no! ju¿ nie trzeba wiêcej! - Tak d³ugo ludzi uwo-dziæ, to zrêcznoSæ nies³ychana! Kiedy ja sam przysi¹g³bym by³ niegdyS, pamiêtasz w Pradze,w Sztudgardzie, w Drexnie, ¿e ty istotnie umia³eS z³oto robiæ! - No! a teraz, kiedySmy dowie-dzieli siê o twojej sztuce, kiedy ju¿ wszystko minê³o, wyznaj mi, kochany, sk¹d mia³eS wtedytyle pieniêdzy? - Bo te¿ to by³y nies³ychane skarby, jakie trawi³eS.- Przecie¿ pamiêtasz, za sam¹ ¿onê moj¹ zap³aci³eS mi dziesiêæ tysiêcy dukatów! Mój Bo¿e!to by³a Sliczna sumka, gdyby nie to najemne ¿o³dactwo w Niemczech, które mnie zrabowa³o,by³bym dziS, na stare lata, nie potrzebowa³ s³u¿yæ! Przyznaj siê, mo¿e by siê ta kopalnia jesz-cze otworzyæ da³a? Wszak¿e teraz ci to ju¿ nic nie zaszkodzi, a to czasem mi³o o starych la-tach porozprawiaæ.Siadajmy razem; có¿ tak milczysz?- Nie rozumiem ciê - rzek³ alchemik przychodz¹c coraz wiêcej do siebie.- Widywa³eS Jana?Jan opowiada³ ci o mnie?- Porzuæmy te ¿arty - odpar³ Rogosz uSmiechaj¹c siê i zacieraj¹c rêce zwyk³ym swym sposo-bem.- Dajê ci s³owo szlacheckie, nie zdradzê ciê, nie wspomnê ani s³owa mojemu panu aniMniszchowi, zgo³a nikomu.- Twoim interesom nic nie zaszkodzi, oto pierwszy krok robiê do zwierzenia ci siê ze wszyst-kim i przyznajê siê, ¿e umySlnie tu dla twego dobra przyjecha³em, aby ciê ostrzec, i¿ za dale-ko ju¿ zabrn¹³eS.Jeszcze mo¿esz siê wycofaæ bezpiecznie, ale w inny sposób, ma siê rozu-mieæ zyskiem i nadal bêdziemy siê dzieliæ.- Tak dawno ju¿ zerwa³em zwi¹zki ze Swiatem - rzek³ zdziwiony i zmiêszany Sêdziwoj - i¿w tej chwili nawet nie mogê poj¹æ o czym mówisz.Ja dot¹d nie zmieni³em siê, zysków niepragnê, a panów oprócz Boga nie znam.Wiesz, i¿ niegdyS w podobne sprawy nie miêsza³emsiê, dlatego i dziS, jeSli nic wiêcej nie masz do rzeczenia, bywaj zdrów!Rogosz parskn¹³ Smiechem i trzymaj¹c siê za boki g³oSnym wybuchem weso³oSci pobudzi³gniew Sêdziwoja i zaostrzy³ jego uwagê.- Doskona³a komedia - zawo³a³ w koñcu.- Tegom siê nie spodziewa³, ale teraz nie bêdê siêdziwi³, je¿eli wyprzesz siê i tej kartki! - I pokaza³ mu pargaminowy Swistek z nastêpuj¹cymnapisem: ZaSwiadczam, i¿ od JW.Miko³aja Wolskiego, Wojewody Krakowskiego, Mi³oSciwego Panamojego, dosta³em sposobem po¿yczki z³otych wêgierskich, w z³ocie, tysiêcy trzy, na opêdze-nie kosztów alchemicznych, i ¿e pod s³owem szlacheckim i obaw¹ infamii obowi¹zujê siê zamiesiêcy piêæ od daty zwróciæ mu kwotê trzydziestu tysiêcy takich¿e z³otych, jako zyskz praktyki mojej i pomocy Mi³oSciwego Pana.Dan w Krawarzu.Micha³ Sêdziwoj.Alchemik obojêtnie przeczyta³ kartkê, Rogosz poda³ mu inn¹, podobnej treSci, wydan¹ Mnisz-chowi na szeSæ tysiêcy z³otych; oprócz tej ukaza³ kilkanaScie rewersów ró¿nego rodzaju wy-danych rozmaitym panom, pra³atom, szlachcie, nawet cudzoziemcom z obietnicami wywza-jemniania siê dziesiêæ razy wiêkszymi sumami.W koñcu wrêczy³ mu tajemny rozkaz pi-121Smienny uwiêzienia i osadzenia w turmie alchemika Sêdziwoja, aby mu wytoczyæ proces zaniezliczone jego podejScia i oszukañstwa, jeSliby nie odda³ wy³udzonych pieniêdzy, mia³ byæods¹dzony czci, s³awy szlacheckiej i jako z³odziej w wiêzieniu na zawsze osadzony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]