[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem jakiś chłopak z kamicą nerkową omal się nie przekręcił.Niemożna mu było zrobić rezonansu magnetycznego, bo doktor Tsosie okupowa-ła aparat.Stanęła nagle przed perspektywą utraty pracy.Wauneka dostał opieprzi oboje natychmiast gdzieś zniknęli. Wspaniale rzekł Doniger, bębniąc palcami po stole.Uśmiechnął się sze-roko. W pełni sobie na to zasłużyli. To jeszcze nie wszystko dodała triumfalnie Kramer. Ta wścibskaFrancuzka, Louis Delvert, zgodziła się odwiedzić nasz ośrodek. No wreszcie! Kiedy? W przyszłym tygodniu.Urządzimy jej zwykłą wycieczkę. Zapowiada się cudowny dzień.Wiesz, chyba damy radę zapędzić dżinaz powrotem do butelki.Jak sądzisz? W południe masz konferencję prasową. To jeszcze jedna zła wiadomość mruknął Doniger. A Stern odkrył stary prototyp.Chce nim wyruszyć.Gordon tłumaczył mu,iż to nie wchodzi w rachubę, lecz Stern zażądał twojego potwierdzenia, że go niepuścimy.Doniger zawahał się. Moim zdaniem powinien wyruszyć, jeśli chce. Bob. Dlaczego nie? Bo to cholernie ryzykowne.Maszyna ma niewystarczającą osłonę.Nie byłaużywana od lat.Zresztą większość poważnych błędów transkrypcyjnych wystąpi-ła u ludzi korzystających właśnie z niej.Prawdopodobnie Stern w ogóle by nie259wrócił. Wiem. Doniger lekceważąco machnął ręką. To wszystko drobnostki. A co nie jest drobnostką? spytała zdziwiona Kramer. Baretto. Baretto? Cóż to? Bawisz się w echo? Myśl, Diane, na miłość boską! Kramer zmarsz-czyła brwi i pokręciła głową. Wez pod uwagę, że Baretto zginął na początku podróży, w ciągu paru minutpo wyjściu z maszyny. Owszem. A na samym początku, tuż po wyjściu z maszyny, wszyscy są zszokowanii przez jakiś czas pozostają razem.Zgadza się? Więc jak sądzisz, dlaczego zginąłtylko Baretto?Nie odpowiedziała. Zdrowy rozsądek podpowiada, że ten, kto zabił Baretto, pewnie zabił teżpozostałych.Wyciął całą ekipę do nogi. Pewnie tak. A to oznacza, że prawdopodobnie nikt stamtąd nie wróci.Nie ma co czekaćna profesora, skoro ekipa ratunkowa przestała istnieć.Niezbyt to nam na rękę,ale zdołamy jakoś wytłumaczyć zaginięcie całej grupy ludzi.Mógł się zdarzyćtragiczny wypadek w laboratorium i zwłoki doszczętnie spłonęły albo doszło dokatastrofy lotniczej, z której nikt nie ocalał.Przez chwilę milczeli. Jest jeszcze Stern powiedziała Kramer cicho. A on zna całą prawdę. Zgadza się. I dlatego chcesz go również wyprawić, pozbyć się ostatniego świadka.Wtedy sprawa będzie czysta. Nic podobnego odparł stanowczo Doniger. W gruncie rzeczy jestemprzeciwny jego wyprawie.Ale skoro zgłosił się na ochotnika i chce pomóc przy-jaciołom.Byłoby nie w porządku z mojej strony, gdybym robił mu przeszkody. Wiesz co, Bob? Czasami wyłazi z ciebie straszna świnia.Doniger niespodziewanie wybuchnął gromkim śmiechem.A śmiał się jakdziecko, piskliwie, spazmatycznie, jakby wpadł w histerię.Kramer słyszała gojuż nieraz i zawsze kojarzył jej się ze śmiechem hieny. Jeśli pozwolisz Sternowi wyruszyć, odchodzę.To tylko nasiliło wesołość Donigera.Odchylił się na krześle, zadarł głowęi chichotał donośnie.Kramer ogarnęła złość. Mówię poważnie, Bob.Nagle spoważniał i otarł załzawione oczy. Nie wygłupiaj się, Diane.%7łartowałem.Przecież to jasne, że Stern nie możewyruszyć.Gdzie się podziało twoje poczucie humoru?260Odwróciła się do wyjścia. Przekażę Sternowi, że się nie zgodziłeś syknęła. Wiem jednak, żewcale nie żartowałeś.Doniger znów zaczął się śmiać, pokój wypełnił donośny chichot.Kramer wy-szła i z wściekłością trzasnęła drzwiami.27.27.22Od czterdziestu minut przedzierali się przez las.Dotarli wreszcie na szczytwzgórza, gdzie mogli trochę odpocząć i rozpatrzeć się w sytuacji. O mój Boże jęknęła Kate, patrząc w dal.Mieli przed sobą dolinę rzeki i klasztor na drugim brzegu.Wyżej, nad za-budowaniami klasztornymi, wznosiła się twierdza La Roque
[ Pobierz całość w formacie PDF ]