[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Machnął skrzydłami i pchnął drzwi.Szczęsny chwycił Godę za rękę i uścisk ten na pewno nie był łagodny.- Dziękuję, Waleczny.Tylko nas wypuść.Skończyliśmy tu.Tak, skończyliśmy.***Kilka nocy pod rząd Kora spała sama na ostatnim piętrze Albienu.Ostatniej nocy przemoczyła poduszkę łzami.Goda prawdopodobnie opuściła Zaułek.Kora oddałaby rok życia, żeby cofnąć swe zachowanie w noc Elipsy.Ich relacje były normalne, aż nagle Goda zniknęła.Czym znów zawiniła? Co mogło być powodem tego zniknięcia?Inni twórcy spoglądali na nią smutno.I chociaż wiedziała, że może udać się do każdego, aby ją pocieszył, nie zrobiła tego.Chciała Gody.Nie zdawała sobie sprawy, że można tak mocno tęsknić za kimś, kogo znało się tak krótko.W końcu Goda wróciła na obiad.Po posiłku imchrim zostawili je same w Kielichu.„Teraz albo nigdy”, pomyślała Kora, chwytając puchar z winem.Zapytała Godę, gdzie się podzicwała tyle nocy?Mistrzyni nie odpowiedziała od razu, lecz wodziła palcem po ornamentach na pucharze.- Mam swój pokój u Goquisite - rzekła w końcu.- Łoże z baldachimem i puchowym materacem, niszę, w której stoi duch zrobiony przez Molatio, mojego mistrza, prosiaczka, który śpi w koszyku przy kominku, a po drugiej stronie korytarza pokój Goquisite.Każdego poranka przychodzą do jej pokoju na śniadanie.Mieszkanie tam jest wygodne, bo zazwyczaj do późna jestem na dworze.- A co ze mną? - zapytała Kora.- Gdzie moje miejsce? Goda osuszyła puchar.- Nalej mi wina.Kora poszła do kuchni, nalała alkoholu i w ciszy wręczyła Godzie puchar.- Mówiłam ci, że będę dobrą mistrzynią, i będę się tego trzymać.Ale ostatnio się opuszczałam.Wiem, co jest ważniejsze, ale ostatnio się zaniedbałam.- Co jest ważniejsze?Goda milczała.- Byłam tchórzem - przyznała w końcu.- Zwlekałam z powiedzeniem tobie i całej reszcie.Nie spodoba im się to.Ale nic na to nie poradzę.- O co chodzi? - Dreszcz przebiegł Korze po krzyżu.- Ty i ja.wyprowadzamy się.Będziemy mieszkać u Goquisite.Goq i ja zajęłyśmy się urządzaniem dla nas oddzielnego skrzydła w jej posiadłości.Nie ma tam miejsca jedynie na pracownię, więc będziemy wracały tutaj.„Ale kiedy znajdziesz czas, by mnie uczyć? Muszę nauczyć się tworzyć”.Czuła głód pracy.„Muszę”.Przez chwilę chciała zapytać, czy nie może zostać w Zaułku i brać lekcji u Ziniquela czy Kata, ale przypomniała sobie, jak bardzo tęskniła za Godą.I przypomniała sobie te odległe obietnice, które składały na ulicy Christonu.Godzie tak bardzo zależało.Widziała to w jej oczach.Prawdopodobnie sądziła, że znalazła doskonałe rozwiązanie.Wszystko było w rękach Kory.„Jeśli nie będziesz miała dla mnie czasu, sama się będę uczyć”, przyrzekła cicho.„Nie będziesz wiedzieć, że coś się dzieje.Niczego się nie domyślisz”.- To wspaniale, Godo - powiedziała.- Powiedzmy dziś wszystkim.- Kochanie - Goda objęła ją, ciągle trzymając puchar.Wino chlusnęło Korze na ramię.- Wiedziałam, że mogę na tobie polegać.Wiedziałam, że mogę ci ufać, skarbie.ROZDZIAŁ CZTERNASTYWdzięk i Braciszek Transcendencja leżeli w małej, kamiennej chacie, którą wioska wyposażyła dla wędrownych flamenów.Była noc, na zewnątrz paliła się świeca pachnąca ziołami.Łóżko było kalwaryjskie, zrobione z koców rzuconych na podłogę, miękkich i wygodnych, ale Wdzięk wolała oprzeć głowę na kościstym ramieniu Transcendencji.Jej ciało drżało od płaczu.Transcendencja gładził ją po włosach:- Cicho.Cii.Muszę ci opowiedzieć twoją wizję.- Nie chcę wiedzieć - szepnęła.Gdyby mogła, cofnęłaby ten dzień.Zbyt częste wieszczenie zabijało lemanów, wiedziała o tym i choć przytrafiło jej się po raz pierwszy, była przerażona.Nigdy w życiu nie doświadczyła gorszego bólu.Zaczęło się od kłucia pod żebrami dziś rano, kiedy prowadziła Transcendencję przez wioskę.Dotarli do oazy o świcie po nocy szybkiego marszu i nie zdążyli jeszcze odwiedzić chorych, którzy na nich czekali.Transcendencji udało się dokonać trzech cudów po nie przespanej nocy i czarnej cykorii na śniadanie.Wdzięk zazdrościła mu niespożytej energii, sama czuła się tak, jakby za chwilę miała upaść.Być może wyczerpanie uczyniło z niej łatwy cel dla wieszczenia (myślała o nim jak o czarnej chmurce jasnowidzenia niesionej wiatrem, wypatrującej lemana, którego mogła dopaść).Miała wrażenie, jakby wyrywano jej ręce i nogi.Wpadła w konwulsje i runęła na ziemię z zaciśniętymi zębami, rozpościerając ramiona.Podbiegli do niej wieśniacy.Pośrodku kręgu czarnych twarzy widziała słońce, a potem wszystko zniknęło.Obudziła się w tej chatce.Kalwaryjska, która mogłaby być jej babką, omywała jej twarz.Wdzięk nie pamiętała swojej babki.Miała na imię.Tici? Kobiela mówiła coś cicho.Wdzięk wiedziała, że nie może sobie pozwolić na słabość, odepchnęła kobietę i zawołała Transcendencję.Teraz drżała i szlochała, przytulając się do jego twardego ciała.Kiedy zaczęła dojrzewać i jej ciało zmieniło się, nienawidziła siebie.Lemanka i flamen nie zagrzali miejsca w żadnej oazie na tyle długo, aby jakaś kobieta wytłumaczyła jej, na czym polegały zmiany.Ale teraz, trzynastoletnia, była z siebie zadowolona.Mogła zbliżyć się do Transcendencji jak nigdy wcześniej.- Powiedz - szepnęła, zbierając się na odwagę.- Mówiłaś: „Musimy jechać do Królewca.Do Miasta Delta.Mamy tam coś do zrobienia.Dywinarcha w niebezpieczeństwie.Dywinarehia w niebezpieczeństwie.Zdrajca, zabójca, pobożny, który zbłądził.Muszę słuchać bożych rozkazów”.- Transcendencja urwał.Wdzięk wstrzymała oddech i czekała, jakie imię padnie.- Reszta była tylko bełkotem.- Jest niekompletna! - wykrzyknęła z ulgą.- Nie możemy się podporządkować! - Na samą myśl o powrocie do Królewca robiło jej się niedobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]