[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy fale wmie-siÅ‚y w swoje gÅ‚Ä™biny lewe skrzydÅ‚o.Piotr zrozumiaÅ‚ wÅ›ród chaosu zdarzeÅ„, że to już koniec.ByÅ‚ jeszcze na swym lot-niczym krzeseÅ‚ku, lecz nogi miaÅ‚ już zanurzone w wodzie.WstaÅ‚ ze swego miejsca ico tchu, co siÅ‚y w rÄ™ku poczÄ…Å‚ Å›ciÄ…gać ze siebie odzież.Przez gÅ‚owÄ™ zdjÄ…Å‚ trykotowÄ…kurtkÄ™.Jednym zamachem zdzieraÅ‚ buty, spodnie, bieliznÄ™.Gdy byÅ‚ już nagi zupeÅ‚nie,jeszcze przez chwilÄ™ leżaÅ‚ na swym statku.Wraz z nim nurzaÅ‚ siÄ™ i wydobywaÅ‚ ponadfale.Już skrzydÅ‚a byÅ‚y pod wodÄ…, a on jeszcze dotykaÅ‚ ich stopami.Skoczywszy wgÅ‚Ä™binÄ™ musnÄ…Å‚ je jeszcze na pożegnanie wieczne pieszczotliwymi dÅ‚oÅ„mi.DojrzaÅ‚ wprzezroczystej gÅ‚Ä™bi zatopiony przedziwny ksztaÅ‚t, jakby zÅ‚udzenie myÅ›li, odbicie snucaÅ‚ego życia.ZostaÅ‚ sam.PoczÄ…Å‚ pÅ‚ynąć w tym niewiadomym, nieogarnionym morzuspokojnie komenderujÄ…c samemu sobie: raz  dwa, raz  dwa, raz  dwa!.WyrzucaÅ‚ rÄ™ce na przemiany, pamiÄ™tajÄ…c o ekonomii wysiÅ‚ku, przechylaÅ‚ siÄ™ z bo-ku na bok, żeby jak najbardziej zaoszczÄ™dzić siÅ‚ ramienia.Wielkie baÅ‚wany wynosiÅ‚ygo na swój szczyt  i zanurzaÅ‚y w gÅ‚Ä™bokie swe rozpadliny.SÅ‚ona piana siekÅ‚a go wzuchwaÅ‚e, zwyciÄ™skie oczy, zalewaÅ‚a nozdrza i gardÅ‚o.WznosiÅ‚ gÅ‚owÄ™ do góry, za-dzieraÅ‚ jÄ… ponad odmÄ™t wciąż spadajÄ…cy.WidziaÅ‚ ponad sobÄ… zielony, wydrążony,zwiniÄ™ty kÅ‚Ä…b pienisty.OżyÅ‚o w jego oczach straszliwe morze i pokazaÅ‚o obliczeÅ›miertelnego wroga.ZmiaÅ‚y siÄ™ zeÅ„ chichotem piennym bezlitosne fale pÄ™dzÄ…c wokółza widowiskiem.TaczaÅ‚y go w sobie, ciskajÄ…c jedna drugiej.WÅ›lizgujÄ…c siÄ™ naÅ„ z wy-soka, szerzyÅ‚y zimno w koÅ›ciach, mrowienie zapuszczaÅ‚y w palce nóg i bolesnydreszcz we wÅ‚osy.Lodowata woda milionem ust ssaÅ‚a skórÄ™  a wciąż pracowitymposzukiwaniem szperaÅ‚a, gdzie też jest serce.PamiÄ™taÅ‚ o jednym, żeby spokojnie, równo i bez poÅ›piechu wyrzucać rÄ™ce.Wyrzu-caÅ‚ rÄ™ce równo i spokojnie  raz  dwa, raz  dwa.Nie wiedziaÅ‚, jak dÅ‚ugo już pÅ‚y-nie, jak daleko odpÅ‚ynÄ…Å‚.UczuÅ‚, że zabójczy dreszcz jak gdyby drÄ…giem żelaznymuderzyÅ‚ go w krzyż.ZdrÄ™twiaÅ‚y rÄ™ce i nieznoÅ›ny mróz osiadÅ‚ w piersiach.Ból przele-ciaÅ‚ wzdÅ‚uż ciaÅ‚a aż do koÅ„czyn wielkich palców.ZnalazÅ‚y serce.Najwyższy baÅ‚wan  król morza  podrzuciÅ‚ goÅ›cia-rycerza na sobie, wykÄ…paÅ‚ gow pianach gÅ‚uchoszumiÄ…cych i cisnÄ…Å‚ bezwÅ‚adnego ciemnoÅ›ci, która czekaÅ‚a.Dzwonypodniebne, które już byÅ‚ raz sÅ‚yszaÅ‚ w swym życiu, zahuczaÅ‚y w uszach Piotrowych.PopÅ‚ynęły dÅ‚ugie, fioletowe i zielone zwoje.NiosÅ‚y dÅ‚ugo dokÄ…dÅ›, do ciszy i snu.228 VIIOcknÄ…Å‚ siÄ™ wÅ›ród promiennego Å›wiatÅ‚a i w cieple życietworzÄ…cym.SÅ‚oÅ„ce zale-waÅ‚o pokÅ‚ad.Potężny hymn graÅ‚a wielka wojskowa orkiestra.RadoÅ›nie i wspanialebrzmiaÅ‚y akordy trÄ…b, wysokie tony klarnetów i piszczaÅ‚ek.Piotr spoczywaÅ‚ na wznak, zÅ‚ożony na noszach ruchomych, które ustawione byÅ‚yna podwyższeniu.Przykryty byÅ‚ biaÅ‚Ä…, weÅ‚nianÄ… dekÄ….DookoÅ‚a jego poÅ›cieli staÅ‚ sze-reg oficerów marynarki wielkiego pancernika niemieckiego, który go, gdy spadaÅ‚ napowietrznym statku, zobaczyÅ‚ i z toni morskiej nagiego wyÅ‚owiÅ‚.Oficerowie patrzylinaÅ„ w milczeniu.Gdy otworzyÅ‚ oczy, z żywoÅ›ciÄ… miedzy sobÄ… poczÄ™li szeptać.Wes-tchnienie wymknęło siÄ™ z jego piersi.SÅ‚oÅ„ce spadÅ‚o na powieki i nie daÅ‚o im zawrzeć siÄ™ nad zgasÅ‚ymi oczami.Nie mo-gÄ…c powiek zawÅ›ciÄ…gnąć patrzaÅ‚ spod nich przed siebie.WidziaÅ‚ tych ludzi piÄ™knych ispokojnych, uszykowanych w rzÄ…d.CzuÅ‚ ich wzrok skierowany na siebie.Któż to sÄ… ci ludzie? Co to za miejsce? Lecz zobojÄ™tniaÅ‚y wnet te pytania.Ciem-ność straszliwa, kÅ‚Ä™biÄ…ca siÄ™ od zielonych baÅ‚wanów, przytÅ‚oczyÅ‚a myÅ›li.PoczÄ…Å‚ zno-wu walczyć w duchu z morzem ciemnoÅ›ci, przebijać schylonÄ… gÅ‚owÄ… nieprzeliczone awciąż nastÄ™pujÄ…ce baÅ‚wany.Krzyk przerazliwy wydzieraÅ‚ siÄ™ z jego piersi, lecz niewypadaÅ‚ na zewnÄ…trz, tylko szarpaÅ‚ siÄ™ w sercu nieszczęśliwym.Zmordowany walkÄ… wewnÄ™trznÄ…, oblany potem, Å›miertelnie znużony uchyliÅ‚ zno-wu powiek.PatrzaÅ‚.W promieniach sÅ‚oÅ„ca drżaÅ‚y niewinnie ruchome fale nieobeszÅ‚e-go morza.Na widnokrÄ™gu żółtawÄ… smugÄ… snuÅ‚ siÄ™ daleki lÄ…d.DookoÅ‚a posÅ‚ania stalijak przedtem oficerowie niemieccy.Piotr uniósÅ‚ gÅ‚owy z posÅ‚ania i spoglÄ…daÅ‚ w dale-kie morze i w daleki lÄ…d.Natychmiast podniesiono mu gÅ‚owÄ™ i wsuniÄ™to pod niÄ… skó-rzanÄ… poduszkÄ™.JakiÅ› czÅ‚owiek przyÅ‚ożyÅ‚ do jego warg brzeg szklanki i wlaÅ‚ w ustapÅ‚yn doskonale krzepiÄ…cy.Piotr otworzyÅ‚ oczy i powiódÅ‚ wzrokiem po zgromadzeniuoficerów otaczajÄ…cych go półkolem.PojmowaÅ‚ już, że jest na jakimÅ› statku.W jÄ™zy-ku, do którego byÅ‚ przywykÅ‚ za pobytu w Ameryce, to jest w angielskim, zapytaÅ‚: Gdzie jestem?Odpowiedziano w tym samym jÄ™zyku: Na pokÅ‚adzie pancernika floty niemieckiej  Königin Luiza. Dlaczego tu jestem? DostrzegliÅ›my pana lecÄ…cego w powietrzu.WidzieliÅ›my twój lot w dół i zatopie-nie aeroplanu w morzu.PoÅ›pieszyliÅ›my ci na pomoc caÅ‚Ä… siÅ‚Ä… pary.WyratowaliÅ›myciÄ™ z toni morskiej nagiego i zdrÄ™twiaÅ‚ego. Kto mianowicie miÄ™ wyratowaÅ‚? Marynarze nasi i nurkowie. DziÄ™kujÄ™. rzekÅ‚ RozÅ‚ucki.PatrzyÅ‚ na potężne kominy pancernika  na olbrzymie jego blachy  na reje tele-grafu bez drutu  na mnóstwo stalowych lin przecinajÄ…cych siÄ™ we wszelkich kierun-kach  na piÄ™trzÄ…ce siÄ™ pokÅ‚ady  na wieże bojowe obstawione wokół szybkostrzel-nymi armatami  wreszcie na kolosalne cielska najwiÄ™kszych armat, wystajÄ…ce w mo-rze z przedniego pokÅ‚adu.Senne wspomnienia armatniego towarzystwa i braterskich zbroniÄ… przeżywaÅ„ owionęły mu duszÄ™.PatrzaÅ‚ na wielkie, lÅ›niÄ…ce dziaÅ‚a, symbole po-229 tÄ™gi  na dawnych przyjaciół, którzy go  Hioba  w tym ciężkim Å›nie przybyli od-wiedzić.Jeden z oficerów, starszy wiekiem, zbliżyÅ‚ siÄ™ do Piotrowego posÅ‚ania i rzekÅ‚ poangielsku, oddajÄ…c mu ukÅ‚on wojskowy: Jestem komendantem tego okrÄ™tu.Szczęśliwym siÄ™ czujÄ™, że statek nasz mógÅ‚udzielić goÅ›cinnoÅ›ci tak dzielnemu żeglarzowi powietrznemu.Czy wolno mi wie-dzieć, kogo mamy zaszczyt goÅ›cić na tym pokÅ‚adzie? ImiÄ™ moje lotnicze jest  Ulisses.Oficer skÅ‚oniÅ‚ siÄ™ przykÅ‚adajÄ…c palec do daszka czapki.RzekÅ‚ jeszcze: WidzÄ™ na twarzy paÅ„skiej szramÄ™ od ciÄ™cia orężem.Nie tylko tedy w przestrzenipowietrznej, ale i na lÄ…dzie podejmowaÅ‚eÅ› pan walkÄ™. Zawsze z tym samym skutkiem. PragnÄ…Å‚bym wiedzieć, jaki naród ma w panu przedstawiciela? Należę do narodu, który należy do wszystkich. Cóż to za naród? WydobyliÅ›cie, panowie, czÅ‚owieka nagiego z morza.Przedstawiciele mÄ…drego,twórczego i potężnego narodu niemieckiego, udzielajÄ…c goÅ›ciny czÅ‚owiekowi nagie-mu, czyż muszÄ… wiedzieć jeszcze coÅ› wiÄ™cej ponad to? Naród niemiecki nie zna sentymentu goÅ›cinnoÅ›ci.RzÄ…dzi on siÄ™ prawem obo-wiÄ…zku kultury, przepisami kodeksu miÄ™dzynarodowej wymiany okreÅ›lonych usÅ‚ug. W takim razie każ miÄ™, panie komendancie, wyrzucić za burty twojego statku, bopoza mnÄ… nie stoi żaden naród ani paÅ„stwo  ani nikt [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl