[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż zahartowałomnie sprzątanie stajni i psiarni, musiałem się naprawdę zmusić, żeby urynał opróżnić,wyczyścić, a potem jej oddać.Zanim się z tym uporałem, już przez ścianki namiotusłyszałem pretensje, że jeszcze nie przyniosłem jej wody, zimnej ani ciepłej, a takżenie ugotowałem kleiku, którego i składniki sama wybrała.Pomocnik gdzieś zniknął, by262razem z żołnierzami usiąść przy ogniu i zjeść, pozostawiając mnie na łasce i niełasceupiornej baby.Zanim podałem jej śniadanie na tacy, która, jak mnie natychmiast powia-domiono, została bardzo niechlujnie zastawiona, zanim umyłem naczynia i wszystko jejoddałem, reszta pochodu była już prawie gotowa do drogi.Wielmożna pani Tymianeknie pozwoliła złożyć namiotu, nim znalazła się bezpiecznie w lektyce.Razem z Po-mocnikiem w szalonym pośpiechu dokończyliśmy pakowania i nareszcie znalazłem sięw siodle z pustym żołądkiem.Po tylu porannych zajęciach byłem naprawdę głodny.Pomocnik popatrzył na mojąskwaszoną minę ze współczuciem i kiwnął głową, bym podjechał bliżej.Pochylił się domnie. Wszyscy ją znają. Wzrokiem wskazał lektykę wielmożnej pani Tymianek. Ten jej poranny smród to już legenda.Biały Pukiel mówi, że podróżowała dużoz księciem Rycerskim.Ma krewnych we wszystkich sześciu księstwach i wyrazniesię nudzi.%7łołnierze dawno już się nauczyli trzymać od niej z daleka, bo inaczej odrazu ma dla nich jakieś bzdurne polecenia.Aha, i Biały Pukiel przesyła ci to.Powie-263dział, że spróbuje codziennie rano coś dla ciebie odkładać, bo dopóki jej usługujesz, nieznajdziesz czasu na spokojny posiłek.Podał mi dwie pajdy żołnierskiego chleba przełożone trzema plastrami zimnego tłu-stego bekonu.Smakowało wyśmienicie.Kilka pierwszych kęsów przełknąłem łakomie. Wracaj no tu! zaskrzeczała nagle wielmożna pani Tymianek z wnętrza lektyki. Co ty tam robisz? Na pewno paplesz o lepszych od siebie, już ja was znam, hultaje.Wracaj na swoje miejsce! Jak masz mi usługiwać, skoro się wałęsasz nie wiadomogdzie?Pośpiesznie ściągnąłem wodze Sadzy i wróciłem na miejsce przy lektyce.Przełkną-łem spory kawałek chleba z bekonem. Czy mogę coś dla ciebie zrobić, pani? zdołałem spytać. Nie odzywaj się z pełnymi ustami burknęła. I przestań mi przeszkadzać.Co za gamoń!I tak się to ciągnęło.Droga wiodła wzdłuż wybrzeża.Jechaliśmy powoli; dotarciedo Zatoki Sieci zajęło nam pełne pięć dni.Minęliśmy dwa małe miasteczka, poza tympodziwialiśmy omiatane wiatrem klify, mewy i łąki, a od czasu do czasu grupki poskrę-264canych skarłowaciałych drzew.Dla mnie jednak były to obrazy piękne i pełne cudów,gdyż każdy zakręt drogi odsłaniał przede mną krajobraz, którego nigdy wcześniej niewidziałem.Im dłużej trwała nasza podróż, tym bardziej wielmożna pani Tymianek mnie tyra-nizowała.Czwartego dnia wylewał się z niej nieustający strumień skarg, na które nicnie mogłem poradzić.Lektyka za mocno kołysała i przez to było jej niedobrze.Woda,którą przyniosłem ze strumienia, była zbyt chłodna, a ta z moich bukłaków za cie-pła.Jezdzcy przed nami podnosili za dużo kurzu i robili to celowo, tego była pewna.I miałem im powiedzieć, by przestali śpiewać nieobyczajne piosenki.Spełniając wciążrozkazy, nie miałem czasu na myślenie o tym, czy zabijać, czy nie zabijać księcia Ro-zumnego, nawet gdybym chciał się nad tym zastanawiać.Rankiem piątego dnia ujrzeliśmy dymy Strażnicy Zatoki.Około południa mogliśmydostrzec większe budynki i wieżę strażniczą usytuowaną na skałach nad miastem.Le-żało ono na zupełnie innym terenie niż Kozia Twierdza.Prowadząca do niego drogawiła się szeroką doliną.Niebieskie wody zatoki otwierały przed nami horyzont.Plażebyły piaskowe, łodzie rybackie płytkie, a statki miały płaskie dna.Po raz pierwszy też265ujrzałem śmiałe czółna, które unosiły się na fali niczym mewy.Strażnica Zatoki niemiała głębokiej przystani, jak ta w Koziej Twierdzy, więc nie była ważnym portem anicentrum handlowym, a jednak wydała mi się ogromnie sympatyczna.Książę Rozumny wysłał na nasze spotkanie gwardię honorową, więc kiedy doszłodo wymiany formalnych grzeczności ze strażą przednią księcia Szczerego, powstałokolejne opóznienie. Jak dwa psy, co się obwąchują pod ogonami zauważył Pomocnik cierpko.Stając w strzemionach mogłem widzieć dosyć daleko i obserwować oficjalne spo-tkanie.Niechętnie pokiwałem głową.W końcu znowu ruszyliśmy w drogę i wkrótce jechaliśmy ulicami Strażnicy Zatoki.Wszyscy skierowali się prosto do zamku księcia Rozumnego, tylko Pomocnik i jabyliśmy zobligowani do eskortowania lektyki wielmożnej pani Tymianek bocznymiuliczkami ku pewnej gospodzie, w której starsza dama koniecznie chciała się zatrzymać.Sądząc z miny pokojówki, gościła tu już uprzednio.Pomocnik zabrał konie i lektykę dostajni, a ja musiałem jeszcze odprowadzić wielmożną panią, ciężko uwieszoną na moimramieniu, do pokoju.Zastanawiałem się, co też ona jadła tak obficie przyprawionego,266że każdy jej oddech był dla mnie ciężką próbą.W drzwiach zwolniła mnie nareszcie,grożąc miliardem kar, gdybym nie wrócił dokładnie za siedem dni.Współczułem poko-jówce, gdyż jeszcze dobrze nie wyszedłem z gospody, a już dobiegał mnie podniesionygłos wielmożnej pani Tymianek, która perorowała o złodziejskich ciągotach pokojówek,z jakimi miała do czynienia w przeszłości, oraz instruowała dziewczynę dokładnie, jaksobie życzy mieć pościelone łóżko.Z lekkim sercem wskoczyłem na Sadzę i zawołałem do Pomocnika, żeby się pośpie-szył.Po krótkim galopie ulicami miasta zdołaliśmy jeszcze u wrót zamku dołączyć dokońcówki orszaku.Strażnica Zatoki wznosiła się na płaskim terenie, nie dającym natu-ralnej osłony, więc została otoczona łańcuchem umocnień i fos, które musiałby pokonaćwróg, zanimby dotarł do grubych kamiennych murów twierdzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]