[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kim nie wiedziała, co to znaczy, i nie zapytała.Doszli do samochodu.Edwardwłożył swoje reklamówki do bagażnika.Wsiedli i wyjechali z garażu. Jak budowa? spytał Edward. Dobrze odparła Kim bez entuzjazmu. Czy mi się wydaje, czy jesteś trochę przygnębiona? Może.Zebrałam się dziś na odwagę i poszłam na Harvard w sprawie do-wodu Elizabeth. Nie powiesz mi chyba, że byli dla ciebie nieprzyjemni? Nie, bardzo uczynni.Problem polega na tym, że nie mieli dla mnie żadnychpocieszających informacji.W roku tysiąc siedemset sześćdziesiątym czwartym naHarvardzie wybuchł wielki pożar, w którym spłonęła biblioteka i pewna kolekcja,którą nazywano magazynem osobliwości.Na domiar złego spalił się także kata-log, więc nawet nie wiadomo, co zawierała.Obawiam się, że dowód Elizabethnajzupełniej dosłownie poszedł z dymem. To znaczy, że nie pozostaje ci nic innego jak dalej przetrząsać magazynw zamku. Na to wygląda.Tyle że trochę straciłam zapał. No jak to? Sądziłem, że znalezienie tych listów obu Matherów i Sewallaogromnie cię pobudziło do działania. Pobudziło.Ale wrażenie zaczęło blednąc.Od tego czasu spędziłam prawietrzydzieści godzin na szukaniu i nie znalazłam jednej jedynej karteczki z siedem-nastego wieku. Mówiłem ci, że to nie będzie łatwe przypomniał jej Edward.Kim nie odpowiedziała. A nie mówiłem było ostatnią rzeczą jaką w tymmomencie miała ochotę usłyszeć.165W domu Edward, zanim jeszcze zdjął kurtkę, już telefonował do Stantona.Kim słuchała piąte przez dziesiąte jego relacji z udanej misji rekrutacyjnej. I z tej strony dobre wieści oznajmił odłożywszy słuchawkę. Stantonwłożył już do kasy Omni prawie całe cztery i pół miliona i zaczął formalnościpatentowe.Idzie jak po maśle. Cieszę się odparła Kim.Uśmiechnęła się, ale równocześnie westchnęła.ROZDZIAA 10PITEK, 26 SIERPNIA 1994Ostatnie dni sierpnia mijały jak z bicza trząsł.Prace w majątku postępowa-ły w szaleńczym tempie, zwłaszcza w laboratorium, gdzie Edward spędzał terazwiększość czasu.Codziennie przybywały nowe elementy wyposażenia, powodu-jąc za każdym razem masę zamieszania przy wyładowywaniu, ustawianiu, insta-lowaniu i w miarę potrzeb konstruowaniu osłon.Edward był jak wulkan aktywności.Zajmował się dosłownie wszystkim.W jednej chwili architekt, w następnej inżynier elektronik, a na koniec kierow-nik budowy, sam jeden kierował akcją przy narodzinach laboratorium.Poświęcałmu mnóstwo czasu i w rezultacie coraz bardziej zaniedbywał swoje obowiązki naHarvardzie.Wreszcie konflikt między jego powołaniem naukowca a pracą nauczycielaakademickiego wyszedł na jaw wskutek postępku jednego z jego doktorantów.Miał on śmiałość poskarżyć się władzom uczelni, że Edward jest ostatnio nie-uchwytny.Gdy ów się o tym dowiedział, wpadł w furię i niezwłocznie zwolniłodważnego studenta.Ale nie był to koniec afery.Student, nie mniej rozwścieczony, znowu odwołałsię do władz.Zwrócono się do Edwarda, ale on odmówił przeprosin i przyjęciazwolnionego studenta z powrotem.W rezultacie jego stosunki z administracjąw coraz większym stopniu przepajała żółć.Na domiar złego harwardzkie Biuro Licencji dowiedziało się skądś o zaanga-żowaniu Edwarda w Omni.Dotarła też do nich niepokojąca wieść o wniosku pa-tentowym na nową cząsteczkę.Biuro Licencji żądając wyjaśnień zasypało Edwar-da lawiną pism, które on pozwolił sobie zignorować.Uczelnia znalazła się w trudnej sytuacji.Nie chciała stracić Edwarda, jednejz najjaśniejszych gwiazd współczesnej biochemii Z drugiej jednak strony jej wła-dze nie mogły spokojnie patrzeć jak i tak niedobra sytuacja jeszcze się pogarsza.Była to już kwestia zasad i precedensów.Całe to napięcie zaczęło dawać się Edwardowi we znaki, szczególnie w po-łączeniu ze stresami i emocjami związanymi z Omni, perspektywami Ultra i co-167dziennymi problemami na placu budowy.Kim miała tego świadomość i starała się jak mogła ulżyć nieco Edwardowi.Większość wieczorów spędzała teraz w jego mieszkaniu i bez pytania przejęła do-mowe obowiązki: gotowanie obiadów, karmienie psa, a nawet sprzątanie i pranie.Niestety Edward jakby nie doceniał jej wysiłków.Gdy Kim zaczęła regular-nie u niego nocować, kwiaty przestały przychodzić.Uznała to za rozsądne, alebrakowało jej troskliwości, jaką symbolizowały.Wychodząc z pracy dwudziestego szóstego sierpnia, zastanawiała się nad sy-tuacją.Dodatkowo komplikował ją fakt, że ona i Edward do tej pory nie poczyniliżadnych planów co do przeprowadzki, choć już za pięć dni mieli opuścić swojemieszkania.Kim obawiała się poruszyć ten temat; czekała na jakiś dzień, kiedyEdward będzie mniej zdenerwowany.Niestety, takich dni nie było.Zatrzymała się przy sklepie spożywczym i zrobiła zakupy na kolację.Wybrałarzeczy, co do których była pewna, że Edward je lubi.Kupiła nawet butelkę wina.Gdy dotarła do jego mieszkania, zaczęła od pozbierania leżących w nieładziemagazynów i gazet.Potem nakarmiła psa i przygotowała kolację na siódmą, po-nieważ Edward zapowiedział, że o tej porze wróci.Siódma przyszła i przeszła.Kim wyłączyła ogrzewanie pod ryżem.O wpół doósmej przykryła sałatkę folią i włożyła do lodówki.W końcu o ósmej pojawił sięEdward
[ Pobierz całość w formacie PDF ]