[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta zignorowała gest.– Jest już martwy – stwierdziła Kin.– Ale mamy ciało.– Bardzo chciałabym się dowiedzieć, jak stworzenie organiczne może wydychać ogień.– Chwyciwszy cielsko za szyję i ogon, pociągnęła je ku rufie.Marco podszedł dumnym krokiem.– Zwyciężyłem! – zawołał.– Tak, Marco.– Oni wypowiedzieli nam wojnę! Wysłali smoki! Ale nie docenili mnie!– Tak, Marco.– Nie dałem się zaskoczyć, wygrałem! – wrzeszczał z błyszczącym wzrokiem.Po chwili jednak jego twarz przesłonił cień.– Myślisz, że jestem Kungiem paranoikiem – mruknął smętnie.– Skoro tak twierdzisz.– Jestem dumny ze swojego człowieczeństwa.Nie zapominaj.A co do reszty – odwrócił wzrok – to, że jest się paranoikiem, nie znaczy, że dadzą nam spokój.Patrzyła, jak wraca do Wikingów, którzy ponownie otoczyli go ciasnym kręgiem.Obawiał się wszystkiego, z wyjątkiem bezpośredniego fizycznego zagrożenia.I taki był z niego człowiek jak z tygrysa.Srebrna wpatrywała się smętnie w autokuchnię.Nie była uszkodzona, ale z plastikowej tablicy nie zostało nic.Kiedy żeglarze znów siedzieli przy wiosłach, Kin wyjęła narzędzia ze skafandra i ułożyła ciało smoka na ciasnym pokładzie w jak najdogodniejszej pozycji.Zestaw narzędzi był mały, ale praktyczny.Człowiek odcięty na obcym świecie mógł przy jego użyciu przetrwać lata.Niektórym przydarzyło się to.Wyjęła skalpel.Pogrzebała głębiej i znalazła skomplikowane dłuto, a potem piłę wibracyjną.Zgrzyt zębów na łuskach doprowadził ją do szału, ale nie wyłączyła jej, dopóki nie pękło ostrze.Podeszła do Marco i Srebrnej, wiosłujących na zmianę, i usiadła między nimi.– Te smoki posiadają napęd odrzutowy – oznajmiła.– Udało mi się przeciąć szyję.Jest połączona z jakąś lekką substancją, którą tnie się jak galaretę, ale palnik laserowy nawet jej nie rozgrzał.– A co z resztą ciała? – spytał Marco.– Łuski są piekielnie twarde.Oto resztki piły.A podobno może ona kroić stal kadłuba.Srebrna uśmiechnęła się.– Nie przewidziano istnienia stworzeń pijących naftę.Kung prychnął.– Oczywiście zapomniałaś zbadać to geigerem?– Nie.Wszystko w porządku.Nic nie wykryłam.– To zaskakujące.– A chcecie wiedzieć, co się stało, kiedy odcięłam szyję i wsadziłam licznik do środka?– Umieramy z ciekawości.– Tam jest jak w piekle.Ta bestia to żywy generator.I nie powstała na skutek ewolucji.To twór sztuczny.Zaś tam, skąd przyleciał, znajdziemy budowniczych tego świata.– Ze środka dysku powiedziała z namysłem Srebrna.Kin spojrzała zaskoczona lecz tamta jedynie pokiwała głową, pochylając się nad wiosłem.– Wiecie przecież, że posiadam pewne zdolności językowe – ciągnęła.– Rozmawiałam z niektórymi z nich.Udało nam się osiągnąć poziom prostych słów.Oni je czasem widują.– W tych częściach świata przylatują ze wschodu, lecz kiedy żeglują na południe – z północnego wschodu.Uważam, że pochodzą z terenów centralnych.Czemu tak patrzycie?– Marco też chce się tam udać – odparła Kin.– Jak sądzę, chce komuś ofiarować barometr.* * *Następnego ranka fale były lekko wzburzone.Płynęli fiordem położonym w rozpadlinie białych gór.Wreszcie dotarli do grupy kamiennych chat pokrytych strzechami z mchu, przycupniętych wśród rzadkich łąk.Mieszkańcy wybiegli nad wodę, lecz gdy Srebrna wyskoczyła za burtę i zaczęła ciągnąć łódź ku plaży, zaraz uciekli w popłochu.Załoga uśmiechała się demonicznie.Na dziobie przyczepiona była głowa smoka o szklistych oczach.Leiv wprowadził ich do długiej chaty o wysokim dachu, w której Kin natychmiast zadała sobie pytanie, gdzie jest obstawa.Naturalnie, Kung skradał się nieco w tyle, kołysząc rękoma i wypatrując w tłumie potencjalnych zamachowców.Gdy jej oczy przywykły do panującego wewnątrz półmroku, dostrzegła ogień pełgający w dziurze na klepisku, zaś obok siedzącego na zydlu mężczyznę.Jedną nogę miał wyciągniętą przed siebie.Jego włosy i broda były rude.Podniósł się niepewnie i uściskał Leiva.Trzymali się mocno, jakby wiedząc, że w ten sposób drugi nie wyciągnie noża.Wreszcie młodszy zaczął mówić.Była to długa saga! Po jakimś czasie starca wyprowadzono na zewnątrz i pokazano mu resztki martwego smoka.Został przedstawiony Srebrnej, po czym kilkanaście razy obszedł dookoła Marco, przypatrującego mu się z ukosa.Wreszcie uśmiechnął się do Kin w sposób jednoznacznie lubieżny.Uspokojeni prezentacją pojawili się pozostali mieszkańcy.Uwagę Kin natychmiast przyciągnęli dwaj mężczyźni w czarnych sutannach.Jeden z nich patrzył ze strachem na Marco i jakby coś recytował.Srebrna odwróciła głowę.Powiedziała coś w tym samym języku.I w ten sposób została tłumaczem.– To łacina, język Remu.Tyle tylko że oni mówią o nim Roma.Kin zastanowiła się.– Romulus i Remus – powiedziała w końcu.– Założyciele Remu.Słyszałaś kiedyś tę legendę?– Chyba czytałam w zbiorze podań ludowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]