[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rl¹zak ostro¿nie jak lis okr¹¿y³ za-jazd lasem, a nim podjecha³, wyjrza³ na trakt i d³ugo zapuszcza³ bystre oczy w jedn¹ i w drug¹stronê.Przed karczm¹ nie by³o nikogo, na drodze równie¿.Wróble stadem roztatrywa³y sia-no i resztki obroku przed wrotami zajazdu: Nie wypuszczaj¹c z rêki bata woxnica wszed³w progi karczmy i zlustrowa³ jej wnêtrze.Wówczas dopiero podjecha³, gdy siê uspokoi³ zu-pe³nie.Kiedy podró¿nicy weszli do szynkowni, za lad¹ jej, w otoczeniu anta³Ã³w i beczek, uj-rzeli tylko pejsatego ¯ydka, tak dalece pogr¹¿onego w medytacje, ¿e ledwie ich dojrza³.Jed-nak marz¹ce jego oczy z niechêci¹ i odraz¹ niejako zatrzymywaæ siê poczê³y na figurach m³o-dych mê¿czyzn, na ich twarzy, odzieniu.Za¿¹dali gorza³ki.Przyniós³ us³u¿nie i milcz¹cpodawa³, co kazali.Spo¿yli po kawa³ku chleba z serem i miêsiwem z zapasów woxnicy.Ce-dro by³ gniewny i oburkliwy.Na troskliwe pytania Rafa³a odpowiada³, ¿e jest niezdrów.Te-raz, po wypiciu kilku nowych kieliszków wódki, zwiesi³ g³owê na rêce, opar³ siê ca³ym cia-³em na stole i drzema³ czy udawa³, ¿e Spi.Olbromski wyci¹gn¹³ siê na d³ugiej ³awie podScian¹ i bezmySlnie Slepia³ w powa³ê izby.¯ydek powolnym, melancholijnym krokiem, nie306chc¹c, widocznie, przeszkadzaæ panom obecnoSci¹ swoj¹, wyniós³ siê zza szynkwasu.Pochwili jeszcze ciszej wróci³.Konie wprowadzone pod dach, do stajni, która stanowi³a jakobyprzedsionek ober¿y, parskaj¹c chrupa³y obrok.DoSæ ju¿ d³ugo trwa³ ten cichy wypoczynek, gdy wtem da³ siê s³yszeæ ³oskot od gwa³towne-go zatrzaSniêcia obudwu wrótni stajennych.W tej chwili furman, blady Smiertelnie, rozwar³drzwi do stancji i rzuci³ wyraz:- Jogry!Rafa³ zerwa³ siê na równe nogi i chwilê sta³ w bezczynnoSci, nie wiedz¹c, co przedsiêwzi¹æ.Rl¹zak hukn¹³ nañ jak na s³ugê:- Drzwi tarasowaæ!Rzucili siê obadwaj do stajni i zarówno wierzeje bramy wjazdowej jak furtkê boczn¹ jêlipodpieraæ znalezionymi ko³ami, dr¹gami, drabin¹, ¿³obem, pó³koszkiem wozu, co jeno by³opod rêk¹.Na dworze s³yszeæ siê da³ weso³y gwar, szczêk broni i ³oskot koñskich podków pogrudzie.Wnet pchniêto drzwi: Rozleg³o siê ko³atanie, krzyk, rozkazy.Woxnica skoczy³ doizby i szuka³ ¯yda.Karczmarz siedzia³ spokojnie w cieniu beczek.Oczy jego Swieci³y siê jakkocie.- Masz broñ?- Ja.broñ?- Dawaj, co masz, naboje, ¿ywo!- Sk¹d ja mam mieæ naboje?Ch³op nie mieszkaj¹c chwyci³ go za gardziel i trzasn¹³ raz, drugi, trzeci.Izraelita, skoro z³a-pa³ nieco powietrza, Wskaza³ oczyma dyl w k¹cie.PodnieSli tê deskê z trudem i wydobylinabit¹ fuzjê oraz jak¹S zardzewia³¹ karabelê.Gdy siê to dzia³o, ju¿ we drzwi karczemne ³omo-tano szablami i bito sposobem szturmowym.W zamarz³e okno huknê³a piêSæ Prusaka i wybi-³a szyby.K³¹b bia³ej pary buchn¹³ na dwór.Du¿a ³apa w rêkawicy wsunê³a siê przez wybityotwór i ujmowa³a w³aSnie ramê okienn¹, kiedy zaczajony Rl¹zak ci¹³ z ca³ej si³y w rêkawwyrwanym szabliskiem.Krzyk i zgie³k wszcz¹³ siê na dworze.W otwór wsunê³o siê kilka naraz luf i razem w ró¿nych kierunkach huknê³y s³upy dymu.Olbromski wetkn¹³ Krzysztofowi,który wci¹¿ osowia³y i bezczynny siedzia³ na swym miejscu, krócicê w praw¹ rêkê, szablêw drug¹ i postawi³ go z boku, pod oknem.Ch³opu z kobylic¹ wyrwan¹ ze stêpy kaza³ pilno-waæ drzwi, a sam chwyci³ ¯yda za ³eb i powlók³ go ze sob¹ krzycz¹c, ¿eby wskazywa³, gdziejest wejScie na strych.W mgnieniu oka wtargn¹³ po szczeblach drabiny na górê, stan¹³ we drzwiach wystawy, przezktór¹ podawano s³omê na poddasze stajni.Uchyli³ owe zwieruszone drzwi i przypatrzy³ siê.Zliczy³ oczyma zielonych jegrów.By³o ich siedmiu ze stra¿y nadgranicznej.Trzech siedzia³ojeszcze na koniach, a czterej walili w bramê i podchodzili do okna murowanki.Kiedy Rafa³wyjrza³, wszyscy trzej z konia.opatrywali rêkê kolegi.Trwa³o to chwilê, bo oto zdjêli z ple-ców karabiny, podsypali prochu na panewki i mieli razem hukn¹æ ponownie w wywaloneokno.Z³o¿yli siê.Rafa³ zmierzy³ w kupê i wypali³.Razem huknê³y strza³y i posz³y w las jak³oskot piorunowy.Jeden z ¿o³nierzy pad³ na ziemiê.Trzej, siedz¹cy jeszcze na koniach, sko-czyli ku niemu.Inni rzucili siê z pa³aszami do okna.Rafa³ znowu zmierzy³ w kupê i strzeli³.Nowy jêk.Rzucili siê mê¿nie w otwór okienny.Tam Cedro ujrzawszy ich przed sob¹ paln¹³z krócicy wprost, o krok.Rafa³, spe³niwszy swoje na górze, lecia³ ku niemu na pomoc.Wlók³¯yda za pejsy, ¿eby go nie zdradzi³.Teraz we trzech przypadli do okna.Rl¹zak hukn¹³307w otwór sw¹ kobylic¹ i zwali³ dwu jegrów a¿ na Srodek drogi.Cedro niespodziewanie sko-czy³ w to wywalone okno i po³ow¹ cia³a by³ na zewn¹trz, gdy go chwyci³ Olbromski z krzy-kiem:- Co robisz?- Puszczaj! Chcê zgin¹æ, do wszystkich diab³Ã³w!Szarpn¹³ siê naprzód i bezu¿ytecznie wypali³ w t³um ¿o³nierzy ostatni strza³, jaki mieli.Rafa³i przewodnik si³¹ wywlekli go z okna na Srodek szynkowni.¯yd pod groxb¹ Smierci nabija³strzelbê, gdy Rafa³ sta³ zaczajony pod oknem z pa³aszem w rêku, a Rl¹zak rychtowa³ do cio-su swój taran.Na dworze zaleg³a cisza.Kiedy chy³kiem wyjrzeli przez szczelinê we drzwiach, zobaczyliz pociech¹, ¿e jegry siadaj¹ na koñ i ¿e wci¹gaj¹ na siod³a rannych czy trupów.Nim odjecha-li, nabili jeszcze broñ i z konia dali piêæ strza³Ã³w w karczmê, celuj¹c w okna, we drzwi i wro-ta.Potem w skok pomknêli w kierunku Tarnowie.Id¹c za rad¹ Rl¹zaka Rafa³ z Cedr¹ wy-mknêli siê z karczmy na piechotê, skoro tylko konie za³o¿ono do sanek.Brnêli zrazu Sniegami unikaj¹c goSciñca w obawie spotkania z nowym oddzia³em patroluj¹-cym.Ale drogi tu nie by³y woxnicy znane.Wkrótce tedy wypadli na trakt i, pilnie patrz¹cnaprzód i poza siebie, pomknêli co koñ wyskoczy.Drzewa leSne tylko-tylko miga³y im siêw oczach.Ch³op wtuli³ czapkê na uszy i pogwizdywa³ a gna³.W pewnej chwili rzek³ weso³o:- Rychtyg my tak¹ bitwê zwojowali jak ty pod Tarnowskimi Górami.Prusaków my pobili,a teraz sami w nogi co pary w szkapach.- Dobra i taka, bracie! Bóg ci zap³aæ.Gdyby nie ty, zgniliby my w lochach abo na szubienicykrukom za ¿er s³u¿yli.- No, no.¯eby miê ino ten ¯yd nie wyda³, nic by ta nie by³o frymuSnego.- A jak¿e wrócisz, bracie?- Wróciæ wrócê lasami.Ino ten ¯ydek.Oczy ma pogan psie, paskudne - uch! Trza go bêdziepoprosiæ, ¿eby nie szczeka³.- Poprosisz go?- Ju¿ jak ja go poproszê, to nie piSnie.- A no rób ta, jak chcesz.- mrukn¹³ Rafa³ niechêtnie.Krzysztof, podobnie jak na pocz¹tku dnia, by³ wci¹¿ niemy i odrêtwia³y.Widaæ wskutek wy-pitej w ober¿y gorza³ki drzema³ na saniach i kiwa³ siê w prawo i w lewo.Przez sen ci¹glecoS mamrota³ i otrz¹sa³ siê niespokojnie.Gdy otwiera³ oczy, wodzi³ nimi ze zdumieniem polesie i twarz jego mia³a wyraz przykrego uszczêSliwienia, dzieciêcej prawie uciechy.Nad samym ju¿ wieczorem przypadli do Mys³owic.Tam ju¿ by³o bezpiecznie, gdy¿ w miasteczku i w maj¹tku hrabiego Mieroszewskiego sta³oddzia³ szaserów francuskich.Zaraz przy wjexdzie ujrzeli ¿o³nierzy w zielonych mundurach,w szerokich jak sto diab³Ã³w bermycach, z czerwonymi nochalami i z w¹sem co siê zowie.Krzysztof, mówi¹cy po francusku bez porównania lepiej od Rafa³a, sta³ siê teraz pierwsz¹osob¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]