[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaręczam ci, że i mnie,i Dijkstrze chodzi wyłącznie o jej bezpieczeństwo.O bezpieczeństwo, które jest zagrożone.- Nie wątpię - skłamał poeta - że właśnie o to wam chodzi.Ale ja naprawdę nie wiem, o czym mówicie.Wżyciu nie widziałem dzieciaka, który tak was interesuje.A Geralt.- Geralt - przerwał Dijkstra - nie dopuścił cię do konfidencji, nie pisnął ci ani słówka, choć nie wątpię, żezarzucałeś go pytaniami.Ciekawe, czemu, jak myślisz.Jaskier? Czyżby ten prostoduszny i brzydzący sięszpiegami prostaczek wyczuł, kim naprawdę jesteś? Daj mu spokój, Filippa, szkoda czasu.On gówno wie,nie daj się zwieść jego przemądrzałym minom i wieloznacznym uśmieszkom.On może nam pomócwyłącznie w jeden sposób.Gdy wiedzmin wynurzy się z ukrycia, skontaktuje się z nim, z nikim innym.Uważa go, wystaw sobie, za przyjaciela.Jaskier wolno uniósł głowę.- Owszem - potwierdził.- Uważa mnie za takowego.I wystaw sobie, Dijkstra, że niebezpodstawnie.Przyjmij to nareszcie do wiadomości i wyciągnij wnioski.Wyciągnąłeś? No to teraz już możesz spróbowaćszantażu.- No, no - uśmiechnął się szpieg.- Aleś czuły na tym punkcie.Ale bez dąsów, poeto.%7łartowałem.Szantażmiędzy nami kamratami? I mowy o tym być nie może.A twojemu wiedzminowi, wierzaj mi, nie życzę zle inie myślę szkodzić.Kto wie, może się nawet z nim dogadam, ku obopólnej korzyści? Ale żeby do tegodoprowadzić, muszę się z nim spotkać.Gdy się ujawni, przyprowadz go do mnie.Bardzo cię o to proszę,Jaskier.Bardzo cię proszę.Czy zrozumiałeś, jak bardzo?Trubadur parsknął.- Zrozumiałem, jak bardzo.- Chciałbym wierzyć, że to prawda.No, a teraz idz już.Ori, odprowadz pana trubadura do wyjścia.- Bywaj - Jaskier wstał.- %7łyczę powodzenia w pracy i w życiu osobistym.Uszanowanie, Filippa.Aha,Dijkstra! Agenci, którzy za mną łażą.Odwołaj ich.- Oczywiście - zełgał szpieg.- Odwołam.Czyżbyś mi nie wierzył?- Skądże - skłamał poeta.- Wierzę ci.Jaskier zabawił na terenie Akademii aż do wieczora.Cały czas rozglądał się pilnie, ale nie zauważyłśledzących go szpicli.I to właśnie najbardziej go niepokoiło.W Katedrze Truwerstwa wysłuchał wykładu o poezji klasycznej.Następnie pospał słodko na seminarium opoezji nowoczesnej.Obudzili go znajomi bakałarze, z którymi udał się do Katedry Filozofii, by wziąć udziałw długotrwałej burzliwej dyspucie na temat "Istota i pochodzenie życia".Zanim jeszcze się ściemniło,połowa dyskutantów była pijana w dym, a reszta szykowała się do rękoczynów, przekrzykując nawzajem iczyniąc trudny do opisania harmider.Wszystko to było poecie na rękę.Wymknął się niepostrzeżenie na poddasze, wylazł lufcikiem, spuścił po rynnie na dach biblioteki,przeskoczył, omal nie łamiąc nóg, na dach prosektorium.Stamtąd dostał się do ogrodu przylegającego domuru.Wśród gęstych krzaków agrestu odnalazł dziurę, którą sam poszerzał jeszcze jako student.Za dziurą72było już miasteczko Oxenfurt.Wtopił się w tłum, potem szybko przemknął się bocznymi zaułkami, klucząc jak ścigany przez ogary zając.Gdy dotarł do wozowni, czekał, ukryty w cieniu, dobre pół godziny.Nie zauważywszy niczegopodejrzanego, wlazł po drabinie na strzechę, przeskoczył na dach domu znajomego piwowara, WolfgangaAmadeusza Kozibrody.Czepiając się omszałych dachówek, dobrnął wreszcie do okienka właściwejmansardy.W izdebce za okienkiem paliła się oliwna lampka.Stojąc niepewnie na rynnie.Jaskier zastukał wołowiane ramki.Okno nie było zamknięte, ustąpiło przy lekkim pchnięciu.- Geralt! Hej, Geralt!- Jaskier? Zaczeka].Nie wchodz, proszę.- Jak to, nie wchodz? Co to znaczy, nie wchodz? - poeta pchnął okno.- Nie jesteś sam, czy co? Czy możechędożysz akuratnie?Nie doczekawszy się odpowiedzi i nie czekając na nią, wgramolił się na parapet, strącając leżące na nimjabłka i cebule.- Geralt.- sapnął i natychmiast umilkł.A potem zaklął półgłosem, patrząc na jasnozielony strój medyczkileżący na podłodze.Otworzył usta ze zdumienia i zaklął jeszcze raz.Wszystkiego mógł się spodziewać.Aletego nie.- Shani.- pokręcił głową.- A niech mnie.- Bez komentarzy, bardzo proszę - wiedzmin usiadł na łóżku.A Shani zakryła się, podciągając prześcieradłoaż po zadarty nos.- No, wejdzże - Geralt sięgnął po spodnie.- Skoro włazisz oknem, to musi to być ważna sprawa.Bo jeśli tonie jest ważna sprawa, to zaraz cię tym oknem wyrzucę.Jaskier zlazł z parapetu, strącając resztę cebul.Usiadł, przysunąwszy sobie nogą zydel.Wiedzmin podniósł zpodłogi odzież Shani i własną.Minę miał nietęgą.Ubierał się w milczeniu.Medyczka, kryjąc się za jegoplecami, mocowała się z koszulą.Poeta obserwował ją bezczelnie, w myśli szukając porównań i rymów dozłotawego w świetle kaganka koloru jej skóry i kształtu malutkich piersi.- O co chodzi, Jaskier? - wiedzmin zapiął klamry butów.- Gadaj.- Pakuj się - odrzekł sucho.- Musisz pilnie wyjechać.- Jak pilnie?- Niezwykle pilnie.- Shani.- Geralt chrząknął.- Shani powiedziała mi o szpiclach, którzy cię śledzili.Zgubiłeś ich, jakrozumiem?- Niczego nie rozumiesz.- Rience?- Gorzej.- W takim razie naprawdę nie rozumiem.Zaraz.Redańczycy? Tretogor? Dijkstra?- Zgadłeś.- To jeszcze nie powód.- To już powód - przerwał Jaskier.- Im już nie chodzi o Rience'a, Geralt.Chodzi im o dziewczynkę i oYennefer.Dijkstra chce wiedzieć, gdzie one są.Zmusi cię, byś mu to wyjawił.Teraz rozumiesz?- Teraz tak.Wiejemy zatem.Trzeba będzie oknem?- Bezwzględnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]