[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sprawiał wrażenie zbyt tępego prymitywa, by mogła naniego wpłynąć byle dziewczyna.Zjadła szybko śniadanie i dokonała toalety.Najpierw ciepły prysznic, a potem nud-ne, skrupulatne zakładanie strojów, warstwa po warstwie.Wreszcie czesanie włosów,by stały się lśniące, piłowanie paznokci i makijaż.Gdy cały ten proces przemieniającydziewczynę w damę dobiegł końca, dokładnie przyjrzała się sobie w lustrze.Ujrzała wielobarwne stworzenie ozdobione spódnicami, falbanami, paciorkamii błyskotkami.Wymyślne pantofle sprawiały, że jej stopy wydawały się maleńkie.Twarzpod rozłożystym kapeluszem miała tajemniczy wyraz.%7ładna kobieta w Ameryce nienosiła podobnego ubrania, nie można było jednak powiedzieć, by Soli wyglądała nie-atrakcyjnie.Ceremonia zakończenia szkoły odbyła się ściśle według planu.Trzydzieści pięćdziewcząt otrzymało dyplomy i ruszyło gęsiego drobnymi kroczkami na dziedziniec,gdzie oczekiwali na nie krewni.Soli szła ostatnia.Było to honorowe miejsce podkreśla-jące fakt, że dziewczęta występujące przed nią nie przyciągnęły większej uwagi.Stałosię tak częściowo z tego powodu, że była jedyną przedstawicielkę swej rasy, ale przede334 wszystkim dlatego, że pomimo zaledwie trzynastu lat była piękna.Wiedziała o tym,ponieważ ta wiedza mogła przynieść jej korzyść.Potrafiła też odpowiednio to zapre-zentować.Nie otrzymałaby dyplomu, gdyby było inaczej.Ts in czekał na nią, otoczony swymi oficerami.Wyglądał olśniewająco w wojsko-wym mundurze ozdobionym medalami i szarfami.Gdyby miał mniejszy brzuch, mogło-by zabraknąć miejsca dla wszystkich tych dekoracji.Nie nosił jednak złotej bransolety,a to było najważniejsze.Uśmiechnęła się do niego, zwracając na chwilę twarz ku słońcu tak, by jej oczyi zęby błysnęły w jego świetle.Następnie podeszła do Ts ina, poruszając ciałem w takisposób, że jej piersi i biodra wydały się bardziej wydatne, a talia szczuplejsza.Wzięłago za ręce.Dawała zebranym przedstawienie, za które zapłacił cesarz.Musiała błyszczeć, byudowodnić, że dobrze ją wyszkolono.Pozory były wszystkim.Ts in odwrócił się i Soli wykonała ten ruch razem z nim, jakby byli jedną osobą.Oboje ruszyli do samochodu.335 Ludzie tłoczyli się za kordonem strażników, pragnąc rzucić choć jedno zazdrosnespojrzenie na cesarza i jego śliczną narzeczoną.Większość stanowili miejscowi, któ-rzy nie byli poddanymi Ts ina.Na pewno jednak zdawali sobie sprawę, że jutro czyw przyszłym roku mogą z łatwością stać się nimi.To wzmagało ciekawość.Niektórzyprzybyli na tę uroczystość z bardzo daleka.Rzucała się w oczy nieobecność żołnierzywładcy tego księstwa, który nie chciał najmniejszego zatargu z Ts inem.W pobliżu wytwornego samochodu stał posępny mężczyzna w długim płaszczu.Ichspojrzenia spotkały się na chwilę.Przyjrzała mu się bliżej. Sol!  szepnęła.Widok ojca, tak niespodziewany po upływie pięciu lat i pokonaniu tysięcy mil, wy-warł na niej druzgocące wrażenie.Ostatni raz widziała go w Helikonie, lecz nigdy niemogłaby zapomnieć jego drogiej twarzy.Ts in usłyszał jej okrzyk i podążył wzrokiem w kierunku, w którym patrzyła. Kim jest ten człowiek?  zapytał.%7łołnierze odwrócili się natychmiast w stronę Solą i chwycili go.Jego ręce stały sięwidoczne i.Sol ujrzała, że brak mu palca u lewej ręki.336 Najpierw poczuła szok, a potem wściekłość.Sprzedali jej ojca jako gladiatora! Choćnie było po temu powodów, obciążyła całą winą Ts ina.Zadała mu cios, używając techniki, której nauczyła ją Sosa.Ts in wciągnął powie-trze i zachwiał się na nogach, kompletnie zaskoczony.%7łołnierze odbezpieczyli karabiny.Sol wyrwał się gwałtownie rozrzucając trzymających to żołnierzy na boki.W jego rękupojawił się miecz.Skoczył naprzód i stanął przy Soli, przystawiając ostrze do gardłazsiniałego Ts ina.Zdumieni gapie przerwali kordon.Soli ujrzała obniżające się karabiny i pojęła, żeSol zginie bez względu na to, co uczyni.Było zbyt wielu żołnierzy i zbyt wiele karabi-nów.W zamieszaniu ktoś strzeli, choćby nawet miało to kosztować życie cesarza.Wtedy z tłumu wynurzyły się groteskowe postacie, które zaczęły ciskać żołnierzamina wszystkie strony.Byli to gladiatorzy, którzy mogli wreszcie pomścić swe krzywdy.Głodne tygrysy nie wywołałyby większego spustoszenia! Po chwili żołnierze stojącynajbliżej samochodu zostali obezwładnieni.Kilku z nich zdążyło wystrzelić, lecz nie-celnie.337 Sol odepchnął brutalnie Ts ina, objął Soli, podniósł ją w górę i wsadził do samocho-du.Jakiś olbrzym jednym ruchem ręki wyrzucił złapanego za kołnierz szofera i wsko-czył na jego miejsce.Silnik ryknął.Jeszcze dwóch olbrzymich mężczyzn wsiadło do po-jazdu, który zatrząsł się pod ich ciężarem.Podnieśli w górę lśniące, zakrzywione mieczei wymachiwali nimi, by odstraszyć innych intruzów.Gdy samochód ugrzązł w otaczają-cym ich tłumie, ta dwójka wyskoczyła na zewnątrz i zaczęła odpychać gapiów z drogi.Działali tak szybko, że zdezorientowani ludzie Ts ina nie mogli im w niczym przeszko-dzić.Soli siedziała bez ruchu, przyglądając się temu wszystkiemu.Nagle rozpoznała kie-rowcę.To był Bezimienny, człowiek, który poprzysiągł zabić Vara!Rozległy się strzały i krzyki.%7łołnierze otrząsnęli się wreszcie z zaskoczenia.Tłumbył jednak tak gęsty, że kule trafiały tylko niewinnych ludzi.W końcu samochód wydo-stał się z ciżby i ruszył szybko drogą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl