[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odnosiłem tę trochęnabiału, nie pytając już nawet, czy trzeba, czy nie.Zrobiłem się tam swoim człowiekiem, jak tozwykle bywa.Zacząłem przyglądać się, jak tam u niej prowadzą gospodarkę, wetknąłem nos dokuchni i kilka razy powiedziałem, co uważałem za stosowne.Za pierwszym razem, jak to zwyklebywa, oberwałem naturalnie od służącej, która zaznaczyła, ażebym się nie wtrącał i nie zaglądałdo cudzych garów.Za drugim razem się przysłuchiwano moim słowom, a za trzecim zasięgniętojuż nawet mej rady, albowiem wdowa przekonała się już, kto to taki jest Tewje.Tak długo to sięciągnęło, dopóki nie odkryła mi wreszcie swego zmartwienia, swego bólu, swego nieszczęścia:175  Arończik! Jakże to tak? Chłopak liczy lat dwadzieścia i kilka, a wie tylko  powiada  coto konie, losipedy, łowienie ryb i nic poza tym.O niczym innym wiedzieć nie chce! Nie chce słyszećo interesie, o pieniądzach.Pozostał mu po ojcu wcale pokazny spadek, prawie okrągły milion,a ten żeby to przynajmniej raz zerknął na to wszystko! Wie tylko jedno  trwonić! Ma otwartądłoń! Gdzież on jest  pytam  ten wasz młodzieniec? Dajcie no go tutaj  mówię  a ja sobiez nim trochę pogawędzę, udzielę kilka przestróg, zacytuję kilka ustępów z Pisma Zwiętego, dodamjakiś Midrasz.A wdowa się śmieje: Ale gdzież tam  powiada  dalibyście mu lepiej jakiegoś konia, a nie Midrasz!.Gdy tak rozmawiamy,  dziecko przybyło  czyli zjawił się nasz młodzieniec, Arończik znaczysię.Chłop jak sosna, krew i mleko.Na spodniach, za przeproszeniem, nosi szeroki pas, zegarekwetknięty w tenże pas, rękawy podwinięte po łokcie. Gdzie byłeś?  pyta go matka. Wiosłowałem, łowiłem ryby. Nawet wcale piękne i odpowiednie zajęcie  wtrącam  dla takiego młodzieńca jak wy.Tam, w domu, rozniosą wam kości, a wy tu  powiadam  będziecie łowić rybki!176 Spojrzałem na wdowę  czerwona jak rak, wszystkie kolory uderzyły jej do twarzy.Myślała za-pewne, że jej latorośl chwyci mnie za kołnierz  mocarną dłonią raz i zdzieli  cudami i objawienia-mi dwa  czyli poczęstuje mnie dwoma policzkami i wyrzuci  jak czerep stłuczony.Głupstwo!Tewje nie lęka się takich rzeczy! Ja, jeśli mam coś do powiedzenia, mówię i już!I tak też było.Rzeczony młodzieniec usłyszawszy takie słowa cofnął się trochę, założył ręce dotyłu, obejrzał mnie od głowy aż po samiuteńkie koniuszki palców, wydobył z siebie jakiś dziwnygwizd i nagle wybuchnął takim śmiechem, żeśmy oboje z wdową pomyśleli, czy aby chłopak cza-sem, broń Boże, na minutkę nie zwariował.I cóż wam powiedzieć? Od tej chwili staliśmy sięnajlepszymi przyjaciółmi.Muszę wam powiedzieć, że chłopak ten podobał mi się coraz bardziej.Nawet marnotrawca, rozrzutnik, rękę ma aż zbyt otwartą, a w dodatku trochę jakby nieprzytomny,ale nic! Potrafi na przykład spotkawszy biedaka wsunąć rękę do kieszeni, wyjąć jej zawartość i od-dać mu nawet nie patrząc.No, kto tak robi? Albo może też zdjąć z siebie dobre palto, całkiemnowe i oddać komuś  no, czy nie nieprzytomny?.Aż litość brała patrzeć na matkę! Skarżyła sięprzede mną, pytała, co robić, i prosiła, ażebym z nim trochę porozmawiał.No, to ją posłuchałem!Czego jej tu będę żałował? Czy to mnie coś kosztuje? Usiadłem z nim i zacząłem opowiadać rozma-ite historie, rąbałem przykładami, siekłem cytatami, tłukłem midraszami, jak to Tewje potrafi! A onlubił mnie nawet wysłuchać, wypytując przy tym, jak mi się żyje, jak mi się wiedzie?177  Miałbym ochotę odwiedzić was kiedyś, reb Tewje! Powiadam więc do niego: Jeśli ktoś ma ochotę odwiedzić Tewje, bierze  powiadam  i przyjeżdża któregoś dnia domnie do chutoru.Macie przecież  mówię  dość koni i losipedów.A od biedy nie zaszkodziłobywam wcale przejść się własnymi nogami.To niedaleko stąd.Trzeba tylko przeciąć las. A kiedy  pyta on  bywacie w domu? Mnie  ja mu na to  można zastać w domu tylko w soboty lub w święta.Sza  mówię wiecie wy co? Oto mamy, z woli boskiej, Szawuot w przyszły piątek; jeśli chcecie  ciągnę da-lej  zrobić spacerek do naszego chutoru, to moja żona  powiadam  poczęstuje was mlecznymiblinami, jakie nie śniły się naszym przodkom w Micraim.Pyta mnie więc: Co to znaczy? Wiecie przecież, że jeśli chodzi o Pismo Zwięte, to nie jestem zbyt silny. Wiem  przerywam mu  że nie jesteście zbyt silni.Gdybyście chodzili  powiadam do chederu i uczyli się, jak ja  mówię  wiedzielibyście także  ma dykomri rebicn.Zmieje się więc i powiada do mnie: Dobrze, będę waszym gościem.Przyjadę do was  mówi  reb Tewje, w pierwszym dniuświąt z kilkoma znajomymi na bliny, ale przypilnujcie  powiada  żeby były gorące!  Płomień ognisty  powiadam   od warg na zewnątrz  czyli z patelni prosto do ust!.178 Przyjeżdżam do domu i odzywam się do mojej żony: Gołde  mówię  będziemy mieli gości w święta!Więc ona powiada: Mazł tow ci! Kogo?A ja jej na to: O tym dowiesz się potem.Ty tylko przygotuj jaja  powiadam  sera i masła mamy, chwałaBogu, pod dostatkiem; przyrządzisz bliny dla trzech jegomościów, ale dla takich, co to lubią porząd-nie zjeść i w ogóle nie wiedzą o tym, co Raszi kiedyś powiedział. Pewno  ona na to  przyczepił się znów jakiś nieszczęśnik, jakiś głodomór z wygłodzo-nego kraju? Głupia jesteś  mówię  Gołde! Przede wszystkim nie byłoby nieszczęścia, gdybyśmy, brońBoże, nakarmili biedaka świątecznymi blinami  powiadam. A po wtóre  mówię  niechajci będzie wiadomo, droga, cnotliwa i prawa małżonko moja moras Gołde, obyś żyła jak najdłużej,że jednym z naszych świątecznych gości będzie synalek owej wdowy  prawię  o którym ci jużnieraz opowiadałem. Skoro tak  ona na to  to co innego.179 Oto co znaczy potęga milionów! Nawet moja Gołde, gdy tylko poczuje nosem pieniądze, stajesię innym człowiekiem.Już taki jest świat! Co można na to poradzić? Jak tam powiedziane jestw Halelu:  Srebro i złoto dziełem rąk ludzkich są  czyli pieniądze zabijają człowieka.Słowem, nadszedł świetlany, zielony dzień święta Szawuot.Jak pięknie, jak zielono, jak jasnoi ciepło jest w moim chutorze, gdy nadejdzie owo święto, nie muszę wam chyba opowiadać! Naj-większy bogacz u was życzyłby sobie mieć tak błękitne niebo, tak zielony las, tak pachnące sosny,tak wspaniałą trawę  paszę dla krówek, które stoją i żują, patrzą wam w oczy, jakby chciały rzec: Dajcie nam tylko zawsze taką trawkę, a już my wam mleka nie poskąpimy! Nie, mówcie sobie,co chcecie, ale gdybyście mi nawet dali najlepsze zarobki każąc wyjechać ze wsi do miasta, to sięz wami nie zamienię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl