[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ósme! „Jakie jest znaczenie cierpienia?” Ma ono oczyścić duszę.- Dziewiąte! „Jakie jest znaczenie śmierci?” Ma ona uwolnić osobę od tego życia, tak by mogła wspiąć się na kolejny szczebel drabiny.- Dziesiąte.- Tibor nie dokończył, gdyż ujrzał niespodziewanie dorosłą postać, która zbliżyła się do jego wózka.Jego krowa instynktownie zniżyła łeb i zaczęła udawać - albo próbowała - że skubie rosnące dookoła gorzkie chwasty.- Musimy już iść - zapiszczały czarne dzieci.- Do widzenia.- Rozbiegły się natychmiast; tylko jedno zatrzymało się i odwróciwszy do Tibora, krzyknęło: - Nie rozmawiaj z nią! Mama mówi, żeby nigdy z nią nie rozmawiać, bo może cię wciągnąć.Uważaj, słyszysz?- Słyszę - powiedział Tibor i zadrżał.Powietrze pociemniało i ochłodziło się, jakby za moment miała rozszaleć się burza.Wiedział, kogo ma przed sobą - rozpoznał ją.Szedłby zburzonymi ulicami aż do ogromnej budowli z kamienia i kolumn, która była jej domem.Nie jeden raz słyszał opis tego miejsca.Na ogromnej mapie w Charlottesville zaznaczono każdy kamień.Na pamięć znał nazwy ulic prowadzące do tego miejsca, do wejścia.Wiedział, że ogromne wrota były przewrócone.Wiedział, jak wyglądają mroczne, puste korytarze.Wszedłby do ogromnej komnaty, ciemnej siedziby nietoperzy, pająków i rozbrzmiewających echem dźwięków.Tam czekałby na niego Wielki K.Czekałby w milczeniu na jego pytania.Na pytania, które stanowiły jego pożywkę.- Kto tam? - spytała postać, kobieca postać przedłużenia Wielkiego K.Głos rozległ się ponownie; metaliczny, ostry i przenikliwy, pozbawiony ciepła, potężny głos, którego nie można było uciszyć, zmusić do milczenia.Tibor bał się jak nigdy dotąd.Nie potrafił opanować drżenia ciała.Wił się na siedzeniu i mrużył oczy w mroku, próbując przyjrzeć się postaci, lecz bezskutecznie.Miała zapadniętą twarz, nieomal zupełnie pozbawioną wyraźnych rysów, co jeszcze bardziej go przerażało.- Ja.- Przełknął głośno ślinę, pokazując tym samym, jak bardzo się boi.- Ja przybyłem tutaj, żeby złożyć swoje uszanowanie, Wielki K - wyrzucił z siebie.- Przygotowałeś dla mnie pytania?- Tak - skłamał.Wyruszając w podróż, miał nadzieję, że uda mu się przemknąć obok Wielkiego K niepostrzeżenie.- Zadasz mi je we wnętrzu konstrukcji - powiedział, kładąc dłoń na poręczy jego pojazdu.- Nie tutaj.- Nie muszę iść do wnętrza konstrukcji - bronił się Tibor.- Możesz odpowiedzieć na pytania tutaj.- Chrząknął głośno, przełknął ślinę i zastanowił się nad pierwszym pytaniem.Miał kilka spisanych na papierze, tak na wszelki wypadek.Dobrze, że je zabrał, dobrze, że ojciec Handy je przygotował.Pewnie w końcu i tak wciągnie go do środka, postanowił jednak nie poddawać się tak długo, jak się da.- Jak powstałeś? - spytał.- Czy to jest pierwsze pytanie?- Nie - odpowiedział szybko; rzeczywiście tak było.- Nie poznaję cię - przemówiło przenikliwym głosem przedłużenie gigantycznego komputera.- Czy pochodzisz z innego obszaru?- Z Charlottesville - odpowiedział Tibor.- I przebyłeś taki kawał drogi, żeby zadawać mi pytania?- Tak - skłamał.Sięgnął do kieszeni; jeden z jego ręcznych prostowników sprawdził, czy jednostrzałowy derringer kaliber 22, który dał mu ojciec Handy, jest na miejscu.- Mam pistolet - powiedział.- Doprawdy? - spytał dziwnie nieokreślonym zjadliwym tonem.- Nigdy dotąd nie strzelałem z pistoletu - przyznał się Tibor.- Mamy pociski, ale nie wiem, czy są jeszcze dobre.- Jak się nazywasz?- Tibor McMasters.Jestem imperfektusem.Nie mam rak ani nóg.- Fokomelus - powiedział Wielki K.- Słucham? - spytał niepewnie.- Jesteś młody - powiedział.- Widzę to wyraźnie.Część mojego wyposażenia została zepsuta w czasie Zniszczenia, ale jeszcze trochę widzę.Przedtem analizowałem wizualnie zadania matematyczne.Oszczędzałem czas.Widzę, że masz na sobie wojskowy mundur.Skąd go wziąłeś? Twoje plemię chyba nie produkuje czegoś takiego, prawda? - Nie.Sądząc po kolorze, jest to mundur żołnierzy Narodów Zjednoczonych - mówił drżącym głosem.- Czy to prawda, że zostałeś stworzony ręką Boga Gniewu? Że to on cię wykonał, aby pogrążyć świat w ogniu? Że to ty wynalazłeś atomy i dostarczyłeś je światu, niszcząc tym samym pierwotny plan Boga? Wiemy, że to zrobiłeś.Nie wiemy tylko, w jaki sposób.- Czy to jest twoje pierwsze pytanie? Nigdy ci na nie nie odpowiem.Odpowiedź byłaby dla ciebie zbyt przerażająca.Lufteufel był obłąkany i zmuszał mnie do robienia szalonych rzeczy.- Przychodzili do ciebie jeszcze inni ludzie poza Deus Irae - powiedział Tibor.- Przychodzili i słuchali.- Wiesz - rzekł Wielki K.- Istnieję od dawna.Pamiętam życie sprzed Zniszczenia.Mógłbym ci wiele opowiedzieć o tamtych czasach.Życie było wtedy zupełnie inne.Teraz nosicie brody i polujecie w lasach na zwierzęta.Przed Zniszczeniem nie było lasów, jedynie miasta i farmy.Ludzie nie nosili bród.Wielu nosiło białe ubrania.Byli uczonymi.Mądre istoty.Ja zostałem skonstruowany przez inżynierów; to taka odmiana uczonych.- Zamilkł na chwilę.- Czy mówi ci coś nazwisko Einstein? Albert Einstein?- Nie.- Był największym z uczonych, nigdy jednak nie przyszedł do mnie po poradę, gdyż zmarł, zanim powstałem.Potrafiłbym odpowiedzieć na kilka pytań, których nawet on nie potrafił zadać.Istniały także inne komputery, lecz ja byłem największy.Teraz znają mnie wszyscy żyjący, prawda?- Tak - przyznał Tibor i zaczął się zastanawiać, w jaki sposób i kiedy mógłby spróbować uciec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]