[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jejnerwowy szept brzmiał niemal tak, jakby spierała się z okiem,leŜącym teraz na skraju ołtarza, w pobliŜu drewnianej, wyłoŜonejfilcem skrzyneczki, która stała otwarta na podłodze.Gdy mniszka spostrzegła Shana, rozbłysły jej oczy.Podniosłasię i spojrzała na niego wyczekująco.Gdy nic nie zrobił, wskaza-ła skrzynkę.-Boisz się go dotknąć? - zapytał.-Tak - przyznała bez Ŝenady.— Przesunęłam je chakpą naskraj ołtarza - wyjaśniła, jakby to było wszystko, czego moŜnabyło od niej oczekiwać.55Lokesh westchnął i pochylił się, Ŝeby podnieść skrzyneczkę.Shan, spoglądając niepewnie na mniszkę, podszedł do ołtarza iwłoŜył do skrzynki obtłuczony kamień.Owinąwszy go dokładniefilcem, stary Tybetańczyk zamknął pokrywkę.-Ale mamy czas - zauwaŜył Shan.- Rinpocze skończy do-piero późną nocą.Lokesh nie odpowiedział.Wziął skrzyneczkę i wyszedł z ka-plicy.Przy drzwiach stał Golok, który siodłał swego krzepkiegogórskiego wierzchowca.OdjeŜdŜał, a Shan wciąŜ nie potrafiłdociec, po co właściwie ten człowiek tu przybył.Wtem jednak,ku przeraŜeniu Shana, Golok podszedł do stojącego obok kaszta-nowatego konia, otworzył jego juki i wyciągnął rękę do Lokesha,w tej samej chwili zaś zza węgła najdalszej chaty wyłonił sięTenzin i jeden z pasterzy.Obaj prowadzili po dwa konie.-Powinniśmy byli odjechać o świcie - burknął Golok, niecierpliwie odbierając skrzyneczkę od Lokesha.- Nie słyszeliście?Zabójca nadchodzi, szuka kamienia, tak mówił ten purba.A wytu siedzicie jak stare baby.- WłoŜył skrzyneczkę do otwartejsakwy.Shan spojrzał błagalnie na przyjaciela.-Niewiele z tego rozumiem - rzekł Lokesh, bezradniewzruszając ramionami.- Ale najwyraźniej pora ruszać w drogę.-A Gendun? - zaprotestował Shan.- On musi jechać z na-mi.Lokesh smutno pokręcił głową.-Teraz musi zostać z Draktem.Pójdzie do durtro, a potem,jeśli bogowie pozwolą, dołączy do nas.- Odwrócił się i z łękusiodła jednego z koni ściągnął filcowy kapelusz z szerokimrondem, kapelusz podróŜny Shana.Podał go przyjacielowi.-Ja teŜ zostaję z Draktem - oświadczyła dziwnie wyzywa-jąco Somo.- Dopilnuję, Ŝeby wasz lama był bezpieczny.Pasterzez obozu na górze układają wokół pustelni stosy jaczego łajna.Dziś w nocy otoczą nas ogniem.Gdy dropka podawał Shanowi cugle kasztana, Golok odszedłod swego konia i z rękoma skrzyŜowanymi na piersiach utkwił wnich wymowne spojrzenie, jakby uwaŜał, Ŝe o czymś zapomnieli.56-Miałem otrzymać zapłatę - oświadczył kwaśno.- Prze-wodnikowi naleŜy się zapłata.Ten chłopak, który zginął, po-wiedział, Ŝe dostanę pieniądze.Na razie nie zobaczyłem ani fena.Shan spojrzał na niego, czując niemiły ucisk w dołku.Golokwyjaśnił wreszcie, dlaczego przybył do pustelni.-Ja nic nie mam - odparła zdenerwowana Nyma.- DrakteteŜ nic nie miał, nic poza starą księgą rachunkową i pasterskąprocą.- W przytroczonej do pasa sakiewce purby znaleźli spo-niewierane rejestry, zapewne księgowe.- To miało chyba zna-czyć, Ŝe tamci na miejscu.-Mówiłem Draktemu - przerwał jej Golok.- Bez zarobkuani myślę naraŜać się na spotkanie z jakimś patrolem.Somo sięgnęła do torebki na pasku i wyjęła z niej owinięty wfilc przedmiot.Wyciągnęła go do Goloka.-Masz - powiedziała niechętnie.Strząsnęła przykrycie,ukazując misternie zdobioną srebrną bransoletkę wysadzaną lazu-rytem.- Dostałam ją miesiąc temu od Draktego - dodała.Prze-niosła wzrok na Nymę, potem na Shana.- On by nie chciał, Ŝebycoś wam przeszkodziło w podróŜy.To dlatego.- Nie kończączdania, spojrzała na chatę, w której spoczywały zwłoki.Golok pochwycił bransoletę i przyjrzał się jej, marszczącbrwi.-Trudno to zamienić na gotówkę, nie zachodząc do jakie-goś pieprzonego miasta - poskarŜył się, wpychając bransoletędo kieszeni.- Sporo czasu minie, zanim znów będę w mieście.Biegaczka jeszcze raz sięgnęła do torebki i wyjęła wielo-funkcyjny scyzoryk, wyposaŜony nawet w składaną z boku łyŜkę.-Przyniosłam to dla Draktego - oświadczyła napiętym gło-sem, wyciągając go w stronę męŜczyzny.Golok niemal jednym ruchem złapał scyzoryk i cugle swegokonia.-Nie wiemy nawet, jak się nazywasz - odezwał się niepew-nie Shan.ZauwaŜył, Ŝe w dłoni Somo pojawił się jeszcze jedenprzedmiot: mały turkus, który zaczęła obracać w palcach.Kolej-ny prezent od Draktego, jak się domyślał, prezent, z którym niezamierzała się rozstać.57-Dremu.- Golok spojrzał na niego badawczo spodzmarszczonych brwi.- Moja matka nazywała mnie Dremu - do-dał, jakby nosił w Ŝyciu wiele róŜnych imion.Shan i Lokesh wymienili zatroskane spojrzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl