[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Abigail sfotografowała mapę, twierdząc, że układ budynkówodpowiada konstrukcji pewnego klasztoru w Tybecie oraz schematowikompozycji wielu tybetańskich mandali.Pół roku pózniej była wLhasie, ucząc się języka, oglądając tamtejsze świątynie.To byłoprawie trzy lata temu, mniej więcej wtedy, gdy przeszedłem naemeryturę.Zaczęła od tego, co określiła jako dane empiryczne.Naukowe badania wzorców językowych, łańcuchów DNA, wzorówzębowych, woskowiny, dowodów geologicznych z epoklodowcowych.- Woskowiny? Hostene uśmiechnął się.- Słyszałem to wszystko tyle razy, że mógłbym recytować to przezsen.Są dwa rodzaje woskowiny, wilgotna i sucha.Europejczycy iAfrykanie mają niemal zawsze typ wilgotny.Ludzi z suchą woskowinąspotyka się w izolowanych skupiskach w całej Azji, zwłaszcza wregionach o chłodnym klimacie.Można śledzić migrację ludów,badając rozmieszczenie grup ludzi z suchą woskowiną w AmerycePółnocnej.- Wśród których są Indianie Nawaho - domyślił się Shan.- Wśród których są wszyscy rdzenni Amerykanie.To jest to, co onanazywa makrodowodami.Te same prawidłowości dotyczą gruczołówpotowych.Tybetańczycy i Nawaho pocą się znacznie mniej niżprzeciętna osoba europejskiego pochodzenia.Shan stwierdził, że polubił starego Indianina, którego spokojny, azarazem energiczny sposób bycia przypominał mu Lokesha.- Tak więc przekonała pana do swojej teorii?- Nie od razu.Kiedy wspominała o sprawach takich jak gruczołypotowe, przypominałem jej, że to kolejny argument z cykluEuropejczycy kontra Azjaci i że niemal wszyscy zgadzają się, żeamerykańscy Indianie przybyli z Azji przez Cieśninę Beringa.Nie, zpoczątku wynikało to raczej z obietnicy, jaką złożyłem siostrze na łożuśmierci, że będę czuwać nad Abigail.Nie znam nikogo, kto lepiej odniej by się orientował w sprawach, których można się dowiedzieć w bi-bliotece.Ale czasem nie najlepiej radzi sobie w codziennychsprawach.z ludzmi, z biurokratami, z realnym światem.I ma duszęjak lew.Nigdy nie brodzi przy brzegu, od razu rzuca się w najgłębsząwodę.Gdy w końcu dotarli na miejsce morderstwa, Hostene zamilkł.Kucnął przy ognisku, jak wcześniej zrobił to Shan, rozgarniającpalcami plastikowe pozostałości spalonego śpiwora, po czym z ponurąminą przeszedł wzdłuż brązowych plam na trawie.- Mieliśmy namiot - powiedział - ale najczęściej spaliśmy pod gołymniebem.Rozmawialiśmy o gwiazdach.- Była z wami tamtej nocy? Hostene skinął głową.-Ale nie mogła usiedzieć w miejscu.Kiedy księżyc świecił jasno,szła na jakąś wysoką półkę skalną i siedziała tam nieraz całą noc.Albowyruszała przed świtem, by złapać najlepsze światło dosfotografowania jakiegoś malowidła na stoku.Ta góra dręczyła ją.Martwiła się, że nie zdoła odkryć jej tajemnic, zanim będziemy musieliodejść.- Dlaczego właśnie ta góra? - zapytał Shan.- Co sprawia, że jestwarta takiego ryzyka?Ani jeden, ani drugi nie wspomniał o pewnej luce w opowieściHostene'a.%7ładen przybysz z Zachodu nie otrzymałby nigdyzezwolenia na wjazd do tego regionu ani też żadnemu Amerykaninowinie udzielono by nigdy oficjalnego pozwolenia na prowadzenie badań,które miały dowieść etnicznej lub genetycznej odrębnościTybetańczyków od Chińczyków Han.Jego obecność tu była zpewnością równie nielegalna jak obecność górników.Hostene milczał tak długo, że Shan uznał, iż nie dosłyszałpytania.- Całymi miesiącami wynajdywała podobieństwa międzypodstawowymi słowami języka Atapasków, z którego wywodzi sięjęzyk Nawahów, oraz tybetańskiego, nagrywając nawet rodowitychTybetańczyków i Nawahów czytających te same teksty.Potwierdziła,że czas migracji przez Cieśninę Beringa jest zgodny ze świadectwamirozprzestrzeniania się ludów z Azji Zrodkowej.A potem naglewszystko sprowadziło się do religii.- Przerwał, przykucnął i palcemnakreślił na ziemi rysunek, załamaną dwukrotnie linię z górnymramieniem zwróconym w prawo, a dolnym w lewo, oraz drugąidentyczną, umieszczoną prostopadle do niej.- Setki lat, zanim Hitlerwypaczył znaczenie tego symbolu, moje plemię używało go wobrzędach religijnych, w tym, co nazywamy suchymi malowidłami,świętymi obrazami z piasku.Shan, klęcząc na jednym kolanie, poczuł, że ktoś stoi mu nad głową.- I przez setki lat odezwał się zmęczony, lecz ożywiony głos -Tybetańczycy używali takiego symbolu.Lokesh dogonił ich.Uklęknął i narysował identyczną swastykę oboktej, którą nakreślił Hostene.- W piaskowych obrazach i nie tylko.To symbol wieczności, znakprzynoszący szczęście.- Nie patrzył na Shana.Hostene z powagą skinął głową.- Tak się dowiedzieliśmy.Mamy święte góry, które są siedzibąnaszego Zwiętego Ludu.Tybetańczycy mają góry, które są siedzibamibóstw.Abigail mówi, że bogowie ziemi są najstarsi, gdyż ludziezamieszkujący wysokie góry muszą wyjaśnić powstawanie błyskawic igrzmotów.Jej zdaniem najlepiej do wykazania powiązań międzynaszymi narodami powinna się nadawać struktura wierzeń wokółnajstarszych bóstw.A te wierzenia sięgają czasów znaczniedawniejszych niż pojawienie się pierwszych buddystów w Tybecie.-Przyłożył palec do ziemi pod swastykami, które narysowali.- Wielu moich rodaków dziś rysuje ten symbol tak, jak my tozrobiliśmy.Ale Abigail wytropiła najwcześniejsze przykłady jegoużycia, na starych naczyniach i starych petroglifach.Uważa, żedawniej nasz lud rysował go w ten sposób. Nakreślił drugąswastykę, tym razem zwróconą w lewo, przeciwnie do ruchuwskazówek zegara.-Tak właśnie - oświadczył z radosnym zdumieniem w głosie Lokesh- rysowali go nasi najdawniejsi przodkowie.Bonpowie.- Miał na myśliwyznawców animistycznej religii, którzy żyli w Tybecie na długoprzed sprowadzeniem buddyzmu z Indii.Hostene, skinąwszy głową, ciągnął:- Drogi prowadzące do naszych świętych gór są wytyczone znakami,które istniały tam od stuleci, i Abigail chciała szukać analogicznychoznakowań w Tybecie, zestawić towarzyszące im mity, prześledzić jewstecz do jakiegoś wspólnego zródła.Jednak wszystkie znaki, jakieudało jej się znalezć, były zamalowane lub zniszczone.Niekiedy samegóry zostały zrównane z ziemią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]