[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak wyraźne, jak wydarzenia dzisiejszego dnia.Więc jako Mistrz Harfiarzy, Robinton powinien dołączyć swój głos do chóru smoczych jeźdźców.To bardzo ważne, choć nikt nie spodziewa się tu jego obecności.— Aha, jesteś, jak widać — rozległ się u jego boku czyjś cichy szept.— Łaps, kiedyś przestraszysz mnie na śmierć, jak będziesz tak się pojawiał znienacka — Robinton oparł się o ścianę i odetchnął z ulgą.— Gdzie byłeś?Łaps wskazał na kuchnię i rzeczywiście, gdy Robinton pociągnął nosem, poczuł dochodzący od niego zapach palonych kości i nieświeżego jedzenia.— Nie wiem jak ty, ale ja jestem głodny, a tu jest… powiedzmy, chleb.— Robinton podszedł do stołu.Złapał po jednej pajdzie w każdą rękę i zaczął żwawo przeżuwać pieczywo.— Dokąd ją zabrał? — spytał Łaps.— Lessę?— Lessę?!Na szczęście, Łaps był tak zaskoczony, że aż się zakrztusił i wymówił jej imię zdumionym szeptem.— Ciiii… Jedyna znana mi osoba, która potrafiłaby dokonać tego, czego ona dziś dokonała… — Robinton uśmiechnął się.— A F’lar? Stoczył wspaniałą walkę.Chyba jest ranny, prawda?— Wcale mu to nie przeszkodziło — Robinton patrzył ku schodom, czekając, aż F’lar powróci.— Czas już, żeby któryś z nas zaczął tu robić porządek, prawda?— Święta prawda, choć mam wrażenie, że jeźdźcy smoków doskonale panują nad sytuacją.Faks kupował lojalność swoich ludzi.Jego śmierć oznacza utratę żołdu, którego potrzebują.Rozproszą się na pierwszy rozkaz.Mistrz Harfiarzy z ulgą zdjął hełm, który zostawił bolesny ślad nad brwiami.— Lepiej ruszajcie z powrotem do Nabolu albo Cromu, czy też do Wysokich Rubieży — powiedział pod adresem żołnierzy Faksa.— Sądzę, że jeźdźcy smoków nie będą was zatrzymywać.— A kto ty, u diabła, jesteś? — spytał kapral, którego Robinton spotkał w koszarach.— Mistrz Harfiarzy Robinton, a to mój kolega, Czeladnik Harfiarski Kinsale — wygłosił Robinton twardym, rozkazującym głosem.— Mistrz Harfiarzy? — powtórzył oniemiały żołnierz, przenosząc wzrok z jednego oberwańca na drugiego.— Zaraz, chwileczkę — zaczął dobitnie.Wtem zadudnił bęben.A więc i Smyk jest tutaj, pomyślał Robinton z zachwytem.Taka przygoda mogłaby być właściwie niezłą zabawą — gdyby nie wymagała tyle ciężkiego fizycznego wysiłku.— Na Jajo! — warknął kapral.— Będzie po wszystkim, jeśli nie uciszymy bębna…Dwaj jeźdźcy smoków natychmiast zajęli pozycją przy schodach, z dłońmi na rękojeściach noży.— Radzę wszystkim natychmiast zebrać się do odejścia — oświadczył Łaps–Kinsale ze znaczącym kiwnięciem głowy w stronę C’gana, który natychmiast pojął, o co chodzi.— Zaraz pojawią się tu ludzie Lorda Groghe z posterunków granicznych — dodał Robinton.— Powiadomiłem ich, jadąc tutaj.Na waszym miejscu wolałbym się stąd wynieść przed ich przyjazdem.Rada ta sprawiła, że żołnierze zaczęli się znowu zastanawiać nad swoim położeniem.Nie sposób było nie spostrzec, że Faks po śmierci nie stanowił już dla nich żadnej ochrony.Większość z nich rozglądała się po Sali niespokojnie i niepewnie.— B’rant, B’refli — powiedział Robinton do jeźdźców, których znał po imieniu — poprowadźcie ich do koszar, żeby się spakowali.Mam wrażenie, że ich biegusy już wypoczęły i mogą iść po nocy, przynajmniej do granicy z Nabolem.Jak sądzisz, ile czasu będą tu jechać ludzie Lorda Groghe? — zwrócił się do K’neta.— Niezbyt długo — odparł zgodnie jeździec.— Naturalnie my, jeźdźcy, możemy przywieźć tu paru, jeśli zajdzie potrzeba.— Dał znak F’norowi, który ruszył ku drzwiom.— Odejdziemy — powiedział kapral.— Chciałbym, żebyście posłali kogoś po Bargena, do Weyru Wysokich Rubieży — powiedział Robinton do F’nora, który wpatrywał się w niego uważnie.— To prawny spadkobierca tamtej Warowni.Trzeba też będzie sprawdzić, ilu członków Rodów przeżyło w innych Warowniach, które zagarnął Faks.— Nie wiedziałem, że ktoś przeżył — powiedział zaskoczony F’nor.— Mam listę miejsc, w których znajdziemy tych, co ocaleli — dodał Łaps
[ Pobierz całość w formacie PDF ]