[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz nie masz miecza.Może ten… Zabrałem go niedawno dowódcy bramy.- W rękach trzymał pas z umocowanym w pochwie mieczem, którego rękojeść błyszczała na czerwono dzięki wzorowi z rubinów.- Teraz lepiej.Musisz być gotowy…- Na co? Naacal’owie powiedzieli, że większość walk jest zakończona.- Nie, nie do bitwy.Ale Re Mu wkracza do miasta o świcie.Wszystko oprócz wewnętrznej części pałacu jest teraz nasze.- A Chronos?- Trzymany jest pod mieczami straży osobistej Wielkiego.Re Mu chce cię zobaczyć.- A ja - pomyślał Ray - chcę jego spotkać.Jest kilka pytań - lecz czy będzie miał kiedykolwiek szansę, żeby je zadać, tego nie wiedział.Poczucie nierealności zawładnęło nim ponownie.Oglądał i słuchał, lecz nie był częścią tego wszystkiego.Brak zbroi sprawiał, że nie czuł żadnego związku z tym czasem, w którym stał niczym obserwator jakiegoś widowiska żywego obrazu.Był z Cho, gdy Re Mu wkraczał do Miasta Pięciu Murów.Ujrzał ciągnięty przez parskające ogiery biały, wojenny rydwan Słońca, który chrzęścił na podbitewnych gruzach.Naśladując Cho, oddał Władcy wojskowy honor i wystąpił wraz z Murianinem do przodu, gdy tamten skinął na nich.- Witajcie, moi panowie… - pozdrowił ich oficjalnie Re Mu, gdy ponownie za przykładem Cho, Ray przyklęknął na pokrytej kurzem drodze.Cho skinął głową dając konwencjonalną odpowiedź:- Jesteśmy do twojej dyspozycji, O Wielki, z całą lojalnością i siłą.Ray spojrzał w te odległe, niebieskie oczy.Jeśli Re Mu czytał jego myśli tu i teraz, to wiedział, że Ray wcale tak nie myślał i że cały ten zewnętrzny pokaz hołdu był tylko tym - pokazem.- Nigdy, jak sądzę, nikt nie służył Słońcu, moi panowie… - rzekł w odpowiedzi Władca.- Przyjdźcie do mnie nie dalej niż za godzinę…- Wedle rozkazu - zgodził się Cho i gdy rydwan pojechał dalej, wstali.Słuchać i być posłusznym, tak; postępował według rozkazów i zrobi to tym razem, choć nie z własnego wyboru.Ale pozna odpowiedź…W ślad za Cho, Amerykanin ruszył za procesją monarchy w kierunku serca miasta.Oddziały muriańskie prowadziły ludność miasta, kierując ją również do centrum ich na wpół zniszczonej stolicy.Mimo, że żołnierze próbowali utrzymać porządek i utorować uliczki pośród tłumu, droga była zatłoczona.Cho zwrócił się do zabieganego oficera.- Zostaliśmy wezwani przez Re Mu.Jak moglibyśmy…?Oficer uniósł ręce w geście zakłopotania.- Nie tędy, Urodzony w Słońcu.Pójdźcie bocznymi uliczkami.To dłuższa droga, lecz nie będziecie się musieli spieszyć.Cho poszedł za jego radą, skręcając w boczną drogę, by ostatecznie pokonawszy wiele zakrętów, dotrzeć do świątyni.- Gdzie jest Uranos? - zapytał Ray, gdy dotarli wreszcie do celu.Z trudem chwytał powietrze po tym wysiłku i musiał się oprzeć o ścianę.- Nie wiem.Poszedł do Re Mu zeszłej nocy.Jeśli jest tym, kim twierdzi… - Cho przerwał, gdyż stali się teraz częścią tłumów oficerów i ludzi zgromadzonych przed ustawionym w pośpiechu tronem.Bloki ze świątyni zostały zestawione razem i udrapowane olśniewającymi płaszczami wojskowymi.Tam też Re Mu zajął miejsce, by wydać sąd nad miastem.Wokół niego pełno było błyszczących, wypolerowanych i ozdobionych klejnotami zbroi, a tu i ówdzie dla kontrastu proste, białe szaty Naacali.Po prawej stronie Władcy, na niższym bloku, siedział U–Cha, nieco pochylony do przodu, jakby był krótkowidzem i problem sprawiało mu widzenie tego, co się przed nim dzieje.Gdy Cho i Ray wmieszali się już w tłum żołnierzy, rozległ się ostry dźwięk bębnów wojennych, czterech jednocześnie, ustawionych na stopniach na wysokości pasa doboszy.A gdy już ucichły, ucichł również podobny do dźwięku fali morskiej pomruk tłumu.Twarz Re Mu pozbawiona była jakiegokolwiek wyrazu, choć w jakiś dziwny sposób wyglądała tak jak gdyby widział nie tylko tłum zgromadzonych tam ludzi, lecz każdego z mężczyzn i każdą z kobiet jako jednostkę, którą ma osądzić.Ray widział, jak ludzie w pobliskich rzędach spuszczają głowy, patrzą w lewo lub w prawo, ostatecznie jednak ponownie podnoszą oczy, jakby kierowani jakąś siłą, której nie mogli się oprzeć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]