[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tak, trosk Swiadczc rk dewocj, pomocy zaniecha; nóka samatrafi w strzemi musiaa.I ju si dawno na nim opara, gdy przypady do niej wreszcie rcenieskore, a za rkoma i usta mnicha.Nie bronia pani, cho si nieco zdumiewa temu zaszlo-chaniu, które wstrzsa wci klczcym. A teraz - cofa pani agodnie nók, by nie caowa bez koca - a teraz, powiadaj mi wszyst-ko, co wiesz o rycerzu.Ruszyy si wreszcie sowa w zaciSnitym gardle mnicha:Królowo, niewiele ja wiem.To jedno powiedzie ci mog, cho ciaem przypaci, dusz ybdzie rycerz wiecznie! Bowiem ja wziem na si jego grzech Smiertelny.Ty?!.A si stupota i sparska pod ni biay rumak królewski. Ty?!. - spojrzy na z aoSliw pogard.I zakoczy surowo: Bacz, co- powiadam! Znajd si niewiasty, które rycerzowi do ucieczki dopomog: ty jedo powiedziesz.I powiesz mu, e jeSli króla przebaczenie uzyska z czasem pragnie, niechwywiedzion na wol rusza w Swiaty na szukanie Graala.Kocha si król w onej tsknicy daw-nego rycerstwa.A za królem i ja si kocha nie przestawam.Te ostatnie dwa sowa akurat-nie powtórz, chobyS wszystko inne uroni w pamici.Ledwie pani o Graalu wspomniaa, a mnich porwie si z kolan, nastawi si ku niej twarz.I jakby mu licowego widzenia nie doS byo, rce rozkada - domi, rzekniesz, wziera: cho-nie w siebie wid i pomienieje w tym napatrzeniu.A e nie doS korne to olSnienie byo, targna si po niewoli do pani - a sokó na berlenastroszy czujnie pióra i, cho oSlepion, obraca gow za wy widnokrgu. Bacz owo, jakeS zdufnia rycho ku mnie, mnichu korny?Ale brat ju nie z garda zaciSnitego dobywa sowa, lecz w pierS wezbran po nie siga: Niczym on sokó, próno ja, Pani, w twe wye spogldam: - i jam oSlepion kapuc.(Targnna gow kaptur mniszy).A przecie pod kapturem onym przeywam ja w sobie wszystkiedzieje onego rycerstwa, o którym rzekaS przed chwil.Bo wiedz: skada przeor mój kronikiSpiewne o rycerzach Graala, jako e onglerzy po piekarniach nazbyt ju nieSwitym uczyni-li sowo dawne.Na skrzyni ksig w swej celi siada wtedy przeor siwobrody i mówi wonczasz siebie.Ja zaS w nyy okiennej przy ksidze stoj i wpisuj w ni akuratnie przeorowe so-wo, A gdzie si pieS nowa rozpocz ma, tam ja wymySlnymi sploty w zoto i purpur oba-miam przeorowej ksigi karty wieczne; zaS gdzieniegdzie i obraz bkitny w ksig kad.Nieza grzech mi to liczy przeor dobry.A odpustow por nawet za kwestarza oto na miasto wy-sya, bym nieco farb Swiata w oczy wzi: ksiga, powiada, pikniejsza przez to si sta nie -na klasztoru chwa.Oto napatrzyem si dziS w sukiennicach wszystkich farb Swiata! Otonasuchaem si w piekarni takich kolorów ycia, e za oczyma Smia mi si i dusza!.Ana koniec bior w swe oczy purpur ycia, Swiata ró! - oblicze jakby onej królowej panaLancelota, o której ongler opowiada w piekarni - lico najpikniejsze, jakie Bóg da kiedykobiecie ziemskiej!.Wonczas dopiero poja pani to zapatrzenie si jego.Spod kaptura na bladej jak opatek twa-rzy jarz si ku niej oczy mnicha: Swiec zjawie onglerowego romansu.A zrumienia sitwarz pani i rzsami przytuliy jej oczy na takie a pochlebstwo! - Ile bo razy w rojeniach54swych skrytych miaa si za królow Ginewr najpikniejsz, pana Lancelota samego kochan-k! ile to razy kazaa onglerom opowiada sobie ona powieS! - Wic a si wstydzi.A gdypalce zabawia teraz w zmieszaniu ró u swych piersi, mySle musi, e wszak to malarz, pik-noSci zachwytliwiec, uton oto oczyma w jej urodzie.Wic ta jej gowa na wiotkiej szyi samasi sania ku zapatrzeniu mnicha: napatrz si, miy, napatrz do syta.I zaduma, na poy senna, skoysaa nagle jej mySli: Miodna pszczoa na mej róy - miód piknoSci wiecznotrway!.W przeorow ksig wieczn,w bkit, zoto i purpur, w szat królewskich glorii caej mnisze wwiedzie mnie pachol.I skinwszy, by pochód ruszy dalej, t ró sprzed piersi miotnie w uroczne oczy mnicha.A gdy si wszczy koo niej orszaku gwary i okrzyki ludu, patrzaa przed si jak nie w porocknita: tak dziwnie obce zdao jej si wszystko naokó: i ten plac przed koScioem, i tenlud pokrzykliwy, i ten zamek na górze widny.Kdy to Spieszy kazaa i wieS si dwora-kom? W komnat swoich pustk smtn, gdzie tuk si marami wszystkich grzechów i zbrod-ni przypomnienia? Czy tak jej si niesamowicie wydao, e skina oto, by pochodem kró-lewskim ruszy poza wszystkie grzechów chwile i ycia mknienie - wyej - dalej - w zotybkit wiecznoSci.Pod to zapatrzenie si malarza, jak gdyby ódx chwili ochyna si w morze czasu. Mej urody czasom stanie - jak koScioa!Nad miastem wySwietlay si jeszcze wiee, a wielce strome dachy martwym ju odblaskiem,niby pyem ceglastym, wypeniay rynek i ulice.Oczom nikli ludzie o tej porze, twarzy na-bieray mury: w powietrzu zmierzchowym stay teraz, kadym zaomem i grani srodze wy-raziste ni to w zmarszczkach sdziwego wieku.Kdy spojrzysz: kaduby murów, surowe kra-ty okien, wykusze cikie na rogach, dachów poamane piachy i te warownie goe, bez blan-ków nawet - surowo, jakby na mieszczan chamsk pogroz, wypitrzone wieyska.Za rozchwiejn cisz pól na Ave, tu okrzepoS, chmurna kurzem ulic, opyem murów a wy-ziewami piwnic, padaa i na dusze.I nie jaskóki Swierkliwe zganiay si w powietrzu, a nie-mo w bezszelestnym trzepocie targay si midzy murami nietoperze.Pod sczernia w mroku gór koScioa ledwie si znaczy brat franciszkanin, przylegy gdzieSdo schodów szerok kup szmat mniszych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]