[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja sam zrobiłem to tak: podszedłem do skraju plandeki i zacząłem tupać nogą w środkową ławkę, dmuchając przy tym lekko w gwizdek.To bardzo ważne, żeby dla zasygnalizowania swego agresywnego nastawienia wydobywać konsekwentnie jeden rozpoznawalny sygnał dźwiękowy.Należy jednak zachować ostrożność.Trzeba zwierzę sprowokować, ale nie nadmiernie.Nie chcemy przecież, żeby nas od razu zaatakowało.Jeśli to zrobi, niech Bóg ma nas w swej opiece.Rozedrze nas na strzępy, stratuje, rozdepcze na placek, wypatroszy, najprawdopodobniej pożre.A tego nie chcemy.Chcemy zwierzęcia urażonego, rozdrażnionego, wzburzonego, zaniepokojonego i złego — ale nie żądnego krwi.Pod żadnym pozorem nie wolno wkraczać na jego terytorium.Ograniczajmy swoją agresję do uporczywego patrzenia mu w ślepia, gwizdów i szyderczych parsknięć.4.Kiedy już zwierzę zostało sprowokowane, rób co możesz, żeby skłonić je do przekroczenia granicy terytoriów.Dobrze jest, jak wiem z własnego doświadczenia, wycofywać się powoli, wydając przez cały czas różne odgłosy.NIE TRAĆ ANI NA CHWILĘ KONTAKTU WZROKOWEGO! Jeśli zwierzę postawi łapę na twoim terenie czy choćby wkroczy zdecydowanie na obszar neutralny, osiągnąłeś swój cel.Nie bądź zbyt wymagający ani nie traktuj zbyt formalnie kwestii, gdzie dokładnie łapa została postawiona.Reaguj na zniewagę szybko.Nie trać czasu na wymyślanie czegoś konstruktywnego — wprowadzaj, jak możesz najszybciej, element destrukcji.Rzecz w tym, żeby zwierzę zrozumiało, że jego sąsiad z góry jest w sprawach terytorium wyjątkowo drażliwy.5.Kiedy już zwierzę wkroczy na twój obszar, okazuj swe oburzenie z żelazną konsekwencją.Czy uciekłeś do bezpiecznego schronienia poza szalupą, czy tylko wycofałeś się w głąb swego terytorium, ZACZNIJ DĄĆ W GWIZDEK Z CAŁEJ SIŁY I NATYCHMIAST RZUĆ DRYFKOTWY.Te dwie czynności mają zasadnicze znaczenie.Nie można z nimi zwlekać.Jeśli potrafisz ustawić łódź burtą do fali innymi sposobami, na przykład za pomocą wiosła, zabierz się za to natychmiast.Im szybciej szalupa ustawi się bokiem do fali, tym lepiej.6.Nieustanne dmuchanie w gwizdek jest wyczerpujące dla osłabionego rozbitka, ale nie można okazywać słabości.Zaniepokojone zwierzę musi kojarzyć nasilające się zawroty głowy z przenikliwym gwizdem.Można wzmocnić efekt, stając na dziobie ze stopami opartymi na przeciwległych krawędziach burt i kołysząc się w rytmie narzuconym przez falowanie wody.Jest rzeczą zdumiewającą, jak bardzo to pomaga, bez względu na to, jak drobnej postury jest człowiek i jak wielka jest szalupa.Zapewniam was, że już po chwili wasza łódź będzie się kołysać i trząść jak Elvis Presley.Nie zapominajcie tylko gwizdać przez cały czas i uważajcie, żeby łódź się nie wywróciła.7.Musicie kontynuować to wszystko do chwili, aż zwierzę, które jest waszym utrapieniem — tygrys, nosorożec, jakiekolwiek inne — zzielenieje od choroby morskiej.Musicie usłyszeć jego ciężki oddech i bekanie.Zwierzę musi paść na dno łodzi, rozdygotane, z przewróconymi oczami, a z jego rozwartego pyska powinno się wydobywać rzężenie podobne do przedśmiertnego.I przez cały czas musicie razić jego uszy przenikliwymi gwizdami.Jeśli zemdli was samych, nie marnujcie swoich wymiocin, posyłając je za burtę.Takie wymiociny stanowią doskonałą straż graniczną.Obrzygajcie więc raczej skraj waszego terytorium.8.Kiedy już wasze zwierzę poważnie się rozchoruje, możecie przestać.Choroba morska przychodzi szybko, ale ustępuje bardzo powoli.Nie możecie przecenić własnej odporności.Nikt wprawdzie nie umiera od zawrotów głowy, ale mogą one poważnie osłabić wolę życia.Kiedy uznacie, że wystarczy, wyciągnijcie dryfkotwę, spróbujcie osłonić zwierzę przed bezpośrednim światłem słonecznym i upewnijcie się, czy ma w zasięgu wodę pitną, najlepiej z rozpuszczonymi w niej tabletkami przeciw chorobie morskiej, jeśli takowe macie.Odwodnienie jest na tym etapie poważnym zagrożeniem dla życia.Wycofajcie się na swoje terytorium i zostawcie zwierzę w spokoju.Woda, wypoczynek i odprężenie razem ze stabilizacją szalupy przywrócą mu siły żywotne.Należy pozwolić zwierzęciu dojść w pełni do siebie, a następnie powtórnie przerobić punkty od pierwszego do ósmego.9.Tresurę powinniśmy powtarzać aż do chwili, kiedy skojarzenie dźwięku gwizdka z uczuciem silnych, obezwładniających zawrotów głowy utrwali się całkowicie i jednoznacznie w mózgu zwierzęcia.Wtedy wystarczy sam gwizdek, żeby powstrzymać zwierzę przed przekraczaniem niedozwolonych granic czy jakąkolwiek niesubordynacją.Wystarczy jeden przenikliwy gwizd i zwierzę zacznie dygotać jak w gorączce, a potem pomknie ile sił w nogach do najbezpieczniejszego, najdalszego zakątka swego terytorium.Kiedy już osiągniemy ten poziom tresury, powinniśmy korzystać z gwizdka jak najrzadziej.ROZDZIAŁ 72Ja sam, chcąc się zabezpieczyć przed atakiem Richarda Parkera podczas seansów tresury, zrobiłem sobie tarczę z żółwiego pancerza.Naciąłem po obu stronach karby i połączyłem je kawałkiem liny.Wolałbym wprawdzie, żeby tarcza była lżejsza, ale czyż żołnierze decydowali kiedykolwiek o swoim uzbrojeniu?Kiedy po raz pierwszy podjąłem próbę przekroczenia granicy, Richard Parker obnażył zęby, zastrzygł uszami, wydał z siebie krótkie, gardłowe ryknięcie i zaatakował.Wielka łapa z wysuniętymi pazurami uniosła się w powietrzu i przejechała po mojej tarczy.Cios zwalił mnie za burtę.Uderzyłem w powierzchnię wody i natychmiast wypuściłem tarczę z rąk.Poszła na dno jak kamień, waląc mnie przy tym boleśnie w goleń.Zmartwiałem ze strachu — przed Richardem Parkerem, ale także dlatego, że znalazłem się w wodzie.W mojej wyobraźni już pruł do mnie rekin.Rzuciłem się w stronę tratwy, młócąc wściekle ramionami wodę, co jest dla tych bestii tak cudowną zachętą! Na szczęście rekinów w pobliżu nie było.Dopłynąłem do tratwy, zwolniłem linę i usiadłem ze spuszczoną głową, obejmując kolana ramionami.Starałem się ugasić płomień strachu, który wciąż we mnie buzował.Upłynęło dużo czasu, nim przestałem się trząść.Zostałem na tratwie do końca dnia i przez całą noc.Nie jadłem ani nie piłem.Spróbowałem tresury powtórnie, kiedy złowiłem kolejnego żółwia.Jego skorupa była mniejsza, lżejsza, lepiej nadawała się na tarczę.Raz jeszcze wyszedłem na środek łodzi i zacząłem tupać w ławkę.Zastanawiam się, czy ci, którzy usłyszą tę historię, zrozumieją, że moje zachowanie nie było aktem szaleństwa ani zakamuflowaną próbą samobójstwa, ale po prostu koniecznością.Mogłem albo poskromić tygrysa — uświadomić mu, kto tu jest Numerem Jeden, a kto Numerem Dwa — albo zginąć w dniu, w którym chciałbym wejść do szalupy podczas burzliwej pogody, a on miałby coś przeciwko temu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]