[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Waj nie był takim chłopakiem, co to płacze ze strachu.Usiadł na lodzie i zaczął myśleć, co dalej.Wtem pociemniało dookoła, jakby słońce skryło się za chmurę.Patrzy Waj, a przed nim olbrzymi, czarny wieloryb z grzebieniem na łbie — wieloryb nad wieloryby.Spogląda na Waj a i ryczy strasznym głosem:— Drugi raz cię spotykam.Teraz koniec z tobą.Zjem cię, zjem twojego ojca, zjem wszystkie wasze reny.— Widać zapomniałeś o naszej umowie — powiedział Waj.— Miało być do trzech razy sztuka.— Nie zapomniałem — odpowiada wieloryb.— Ale zjem cię i tak, bo nfe ty zwyciężysz, tylko ja.— No'to patrz: płynie tam daleko okręt, a na nim ludzie.Ty popłyń w jedną stronę, ja popłynę w drugą.Do kogo skręci okręt, ten wygra.Zgoda?— Zgoda.Wieloryb popatrzył, dokąd wiatr niesie krę z Wajem i sam popłynął w przeciwną stronę.Ludzie na statku zobaczyli przez lunety krę, a na niej człowieka.Człowiek był sam, bez broni.— Patrzcie, ktoś tam płynie na krze lodowej — zawołali marynarze.Inni na to:— Z tamtej strony widać wieloryba! Upolujmy go.— Najpierw trzeba uratować człowieka — powiedzieli pierwsi.Statek podpłynął do kry, zabrał Waja i skierował się z nim w stronę lądu.Wieloryb dogonił statek i ryknął:— Wygrałeś, Waju! Ale została jeszcze jedna próba.Jak cię jeszcze raz spotkam, przepadłeś.Kiedy marynarze zobaczyli z bliska czarnego, ryczącego potwora z grzebieniem, zrozumieli, że to nie jest zwykły wieloryb i nie śmieli na niego polować.Wieloryb dał nurka i zniknął.A Waj wrócił do ojca.Wyruszył na połów po raz trzeci.Ledwo zdążył okrążyć w swojej łódeczce skalisty cypel obok zatoki, pociemniało dookoła, jakby chmura zasłoniła słońce.Przed Wajem wydźwignął się z wody czarny potwór, wieloryb nad wieloryby.Paszcza ogromna, oczy złe, na łbie czarny grzebień.Wieloryb ryknął, aż powietrze zadrżało:— No i spotykamy się ostatni raz!— Cóż robić, walczmy ostatni raz — odpowiedział Waj.— Dziś będzie gonitwa po morzu.Kto pierwszy się zmęczy, ten przegrał.Ale nurkować nie wolno.Zgoda?— Ty długo wiosłować nie możesz, masz słabe, ludzkie ręce i nogi.Ja jestem o wiele mocniejszy.Złą próbę dla siebie wymyśliłeś.— Zobaczymy.Powiedz tylko, czy zgoda.— Zgoda — odpowiedział wieloryb.Odwrócił się i popłynął na morze.Tymczasem Waj przeskoczył w mig z łódki na grzbiet wieloryba i jedzie na nim.— Co to znowu? — ryknął wieloryb — Złaź mi zaraz!— Nie umawialiśmy się, że mam pływać w łódce — mówi Waj.— Więc wolno mi pływać na tobie.Wieloryb rozzłościł się strasznie.Zaczął się rzucać i plaskać ogonem po wodzie, chciał koniecznie, żeby Waj spadł i utopił się.Ale Waj trzymał się mocno i nie dał się zrzucić.Nosił tak wieloryb Waja po wodzie, nosił, wreszcie tak się zmordował, że nie mógł dłużej pływać.— Złaź z mego grzbietu — ryknął — znudziło mi się.— Zmęczyłeś się?— Tak.— Więc przegrałeś?— Przegrałem.— No to pamiętaj: obiecałeś nie burzyć nam morza, kiedy wypływamy na połowy, i nie topić ludzi.Waj wrócił do swojej łódki, a wieloryb machnął ogonem i ze wstydem schował się głęboko, głęboko na dnie morza.Od tej pory myśliwi i rybacy z tundry mogli spokojnie wypływać na morze.Mieli dużo ryb, mięsa i skór.Nikt nie bał się już morza.Zawdzięczali to Wajowi.CÓRKA SŁOŃCAJedna kobieta bardzo się martwiła, że nie ma dzieci.Wyszła na skałę nad morzem i poprosiła Słońce:— Kochane Słońce, podaruj mi dziewczynkę.Kiedy będzie miała dwanaście lat, to ci ją oddam.Słońce wysłuchało jej prośby i podarowało jej dziewczynkę.Kobieta nazwała ją Letiko.Kochała ją i opiekowała się nią.Letiko wcale nie wiedziała, że jest córką Słońca.Kiedy dziewczynka skończyła dwanaście lat, poszła do cyprysowego lasku po zioła.Na polanie spotkało ją Słońce i powiedziało:— Letiko, jak wrócisz do domu, powiedz swojej matce, żeby pomyślała nad tym, co mi przyrzekła.Letiko wróciła do domu i opowiedziała matce, co jej się zdarzyło.Matka bardzo się przestraszyła.Zaraz pozamykała drzwi i okiennice ich małego kamiennego domku, pozatykała wszystkie szpary i nie wypuszczała Letiko z domu, żeby Słońce nie mogło jej zabrać.Ale zapomniała o dziurce od klucza.Promień słoneczny wpadł przez dziurkę od klucza i porwał dziewczynkę.Teraz Letiko żyła u pięknego, potężnego Słońca.Ale od rana do nocy myślała o swojej matce i tęskniła.Poszła raz do stodoły po słomę.Usiadła tam na wiązce słomy i zaczęła się skarżyć:— Jak ta słoma szeleści, kiedy ją depczę nogami, tak za matusią wzdycha serce moje!Zapomniała, że czas mija i siedziała tak długo, że kiedy wróciła, Słońce zapytało:— Letiko, czemu byłaś tyle czasu w stodole?— Mam za duże chodaki, nie mogłam prędko iść — odpowiedziała Letiko.Słońce zaraz zmniejszyło jej chodaki.Innym razem Słońce posłało Letiko po wodę.Zeszła nad źródło, siadła na kamieniu i zaczęła się żalić:— Jak ta woda płynie i płynie, tak rozpływa mi się serce z tęsknoty za matusią moją!Siedziała na kamieniu i siedziała.Kiedy przyszła z powrotem, Słońce zapytało:— Letiko, czemu tak długo nie wracałaś znad źródła?— Mam za długą sukienkę, przeszkadzała mi iść — powiedziała Letiko.Słońce zaraz przycięło jej krócej sukienkę.Innym razem poszła Letiko do miasta, żeby kupić sandały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]