[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może natkniemy się na jakie ślady.Może ten Żubrowski pozostawił od siebie jakie pismo albo ustne zlecenie de Mościrzeckich.Rejent świadczy, o ile sobie przypominam, że tego Żubrowskiego „pewny jest jak siebie samego”.To wiele powiedziane, notabene, jeżeli rejent sam siebie był pewny.Myślę o stanie jego rozumu.Obejdziemy czy objedziemy najbliższą okolicę, Powiedzmy, że w promieniu dwudziestu kilometrów, i będziemy pytali - To dobry pomysł! - Moje pomysły jedynie przez ludzką zawiść nie zostały ogłoszone jako genialne.Wobec tego i ten uważam za znakomity, bo drugiego nie mam.Uprzedzam was jednak, że albo nam się poszczęści od razu, albo też czeka nas ciężka praca, która pochłonie dużo czasu.Ja wymawiam sobie jedno, że gdziekolwiek się znajdę, poświęcę dwie godziny na napisanie listu…W handlowych sprawach… Przepraszam! Co znaczą wasze uśmiechy, matoły boże? Godzicie się na wszystko?- Oczywiście - odrzekł Jan.- Szukamy więc jakiegokolwiek Żubrowskiego.Trudno Przypuścić, aby cała rodzina wymarła w czambuł, wszystko się jednak może zdarzyć.Co uczynimy, jeśli żadnego nie znajdziemy?Ralf się zamyślił.- Człowiek nikczemnego ducha gorzko by zapłakał, w nas jednak, a we mnie z wszelką pewnością, mieszka duch wielki! Chwycimy się innej słomki, tonąc w oceanie mroku.Pójdziemy do klasztoru Bernardynów.- Prawda, jak mi Bóg miły! - zawołał Józef.- Klasztor widać stąd jak na dłoni, Żadnemu jednak z was - (o ślepcy!) - nie przyszło to do głowy.Wam, Europejczykom, brak wyobraźni.Pójdziemy przeto do bernardynów, pomodlimy się oczywiście, a potem zaczniemy chytrze pytać o dawno zmarłego kwestarza Hiacynta Kiszkę.Przyznam się, że zestawienie uroczego kwiatka z krwawą kiszką razi cokolwiek mój wytworny smak literacki, ale nic na to nie poradzimy.Zacni ludzie w klasztorze będą może cośkolwiek wiedzieli o tajemniczym prześladowcy rejenta albo też powiedzą nam, czym się ten Kiszka zajmował.Może to był alchemik i chciał podpatrzeć, jak rejent fabrykuje złoto z piasku, a srebro z popiołu? W każdym razie możemy się dowiedzieć, co go doprowadziło do wojny z rejentem.- A czyż kto może o tym pamiętać? Przecie to się działo więcej niż sto lat temu.- W klasztorach czas płynie znacznie wolniej, a ponieważ nic wielkiego w nich się nie dzieje, najdrobniejsze nawet sprawy urastają do znaczenia niebywałych zdarzeń.Zobaczymy!Najpierw szukajmy śladów Żubrowskiego.Idziemy na zdobywczą wędrówkę.Macie pieniądze?Jan zwrócił się do Józefa:- Masz pieniądze?- Janie, a ty masz?- Ja też nie mam.Skąd?- Ale ja mam - przerwał Ralf.- Wszystko w porządku! Teraz musimy o naszym wspaniałym zamiarze zawiadomić pana Dziurawca, bo gdybyśmy nagle zniknęli, zaczęto by szukać naszych zwłok w sadzawce.Poza tym da nam on jakieś wskazówki.- Mamy do niego żal… - mruknął Jan.- Wy możecie mieć! Ja „nie mam żalu do nikogo”.Bardzo proszę: Mogę z nim pogadać sam, bo go zresztą bardzo lubię i mam zamiar wywiezienia go do Ameryki, aby go pokazywać za pieniądze jako człowieka, który widzi równocześnie z przodu i z tyłu, i ze wszystkich stron.Wy tymczasem przygotujcie się do podróży, ale rozjaśnijcie cokolwiek gęby, aby po drodze ludzie przed wami nie uciekali!Roztropny Ralf prosił przede wszystkim pana Dziurawca o mapę okolicy, wyjaśniwszy mu swój zamiar.- Mapę? A któż tu słyszał kiedykolwiek o mapie? - zdumiał się burgrabia.- Przecie miasteczko widać z daleka, a dalej nikt nie wędruje, więc Po co komu mapa?- Doskonale! Ale jeżeli kto pragnie zawędrować poza miasteczko, to co wtedy robi? - Wtedy pyta dobrych ludzi o drogę.Musicie iść Po omacku, ale zamiar panów jest dobry.Pan nigdy nie słyszał o jakichś Żubrowskich?- Nigdy w życiu, ale to niczego nie dowodzi.W miasteczku mogą coś wiedzieć.Radzę panu zasięgnąć języka w kilku miejscach.Przede wszystkim na poczcie, to raz, potem u golibrody w rynku, to dwa.Można by i u doktora, który jeździ po całej okolicy - to byłoby trzy.- A cztery?- Cztery? Niech pan zapyta handełesów na targowicy, bo ci będą z wszelką pewnością coś wiedzieli.Jeżeli w okolicy istnieje dotąd familia Żubrowskich, pewnie sprzedają albo zboże.albo drzewo, albo owoce, albo ryby, więc handełesy będą ich znały.Czy dać panom konie? - dodał z odrobiną trwogi.- Nie, dziękujemy, bo nam się bardzo Śpieszy.Ach, jeszcze jedno… Drogi panie! Spodziewam się, że podczas mojej nieobecności mogą nadejść dla mnie listy od pewnego znajomego…To taki dawny znajomy, bardzo lubi pisać…- Rozumiem! - odparł Dziurawiec z czarującym uśmiechem.- Zachowam je pilnie, chociażbym je miał nosić na własnym sercu.Listy od starych znajomych są bezcennymi klejnotami.- Tak, tak! - mówił Ralf z entuzjazmem.- Bardzo panu dziękuję i do widzenia!Niech pan wszystkich pozdrowi, a przede wszystkim niech pan powie cioci Kasi, że poszliśmy na poszukiwania.Ponieważ nie można było mu dać przyjemniejszego polecenia, więc Dziurawiec czym prędzej pobieżał, aby je spełnić.Trzech budrysów („trzej jesteście i macie trzy drogi!” - zawołał w tej chwili z niebiosów Mickiewicz) przepasało biodra i powlokło się zawiłą ścieżką w stronę miasteczka.Nie bardzo byli objuczeni, gdyż za potężne pieniądze Ralfa wszystkiego mogli dostać po drodze, a jedynym godnym uwagi ciężarem była ponura troska dwóch braci.Obeszli wzgórze, którego koroną był piękny klasztor, i po niedługim czasie wkroczyli na rynek „nie bardzo podłego” miasteczka, tak podobnego do innych miasteczek, jak jedna koza podobna jest do drugiej.(W porównaniu tym dlatego została użyta koza, że mnóstwo ich wałęsało się po każdym zaułku).W jednej stronie wspaniałego rynku rozlała się błotnista sadzawka, plaża licznych gęsi i wiecznie gadających kaczek.Kilka potwornie malowanych wywieszek oznajmiało całemu światu, że w okolicznych sklepikach można kupić w dostatecznej ilości rarytasów tak niesłychanych, jak śledzie i szproty, albo tak użytecznych.jak igły , nici, nawet kalosze - słowem, czego dusza zapragnie i o czym zamarzy.- Poszukajmy najpierw golibrody! - radził Ralf.- Figaro wie zawsze o wszystkim i umie wyciągnąć z dna duszy wiadomości od tego, którego goli, gdyż może mu w razie oporu każdej chwili zagrozić poderżnięciem gardła.- O, tam wiszą dwa mosiężne talerze! zawołał Jan.Golibroda spłonął z nadmiaru szczęścia, ujrzawszy aż trzech od razu gości, zagasnął jednakże natychmiast, skoro się przekonał, że nie posiadają ani śladu wąsów, ani brody i że są już ostrzyżeni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]