[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzała na magika i jego ucznia.Chłopak też na nią popatrzył.Pod jego tuniką było wybrzuszenie.— Kapitanie — powiedziała Imrie.— Chłopak coś ukrywa.— Nie — zaprzeczył uczeń magika, ale Ryle złapał go i z fałdów jego ubrania wyciągnął torebkę.Był w niej bochenek chleba, plaster suszonego mięsa, butelka wina.Na butelce widniał herb Harkenów.— Kolejne łupy — stwierdził Ryle.— Te przynajmniej możemy zjeść.— Valon zgasił hubkę i schował resztę, wraz z krzesiwem do kieszonki u pasa.— Mam trochę chleba — powiedziała Imrie.— I jabłko.— Niewiele, ale na troje wystarczy — odrzekł Valon.— Troje! — Magik z trudem wstał, nadal miał związane ręce.Troje! Nie możecie iść bez nas — mogę wam przecież pomóc, chronić was przed Prastarymi.Wiem, jak się z nimi obchodzić, na pewno zostawili coś w tych przeklętych tunelach.Pożałujecie, jeśli nie zabierzecie mnie ze sobą.— Wątpię —powiedział Valon, patrząc na niego chłodno.— Ale to lepsze niż ryzyko, że jakoś się stąd wydostaniecie i sprowadzicie nam na kark wrogów.— Nie zrobiłbym tego! Jak śmiesz.— Zamilcz, złodzieju! — krzyknął Ryle, szturchając magika mieczem.— Valonie, mógłbym ich zabić od razu.— Nie.Dość już dziś było śmierci — stwierdził kapitan.— A on może się nam przydać.Chodźcie.— Podał pochodnię Ryle’owi i podniósł jego miecz.Magik skulił się ze strachu, ale Valon tylko szarpnął za długie rękawy, uwalniając jego i chłopaka.Na ziemię wypadły następne łupy.Imrie podniosła jeden z nich.— Mój amulet!— Zostaw go, głupie dziecko! — Magik próbował wyrwać jej amulet, ale Imrie uciekła od niego i schowała się za kapitanem.— Oddaj, nawet nie wiesz, co to jest.— Ach, tak? — powiedziała zaczepnie Imrie, bezpieczna za Valonem.— Myślisz, że jest cenny, prawda? Dla mnie jest wart więcej niż dla ciebie.Twarz magika się rozjaśniła.— Kupię go od ciebie — oświadczył.— Za więcej pieniędzy, niż możesz sobie wyobrazić.Oddaj go, zanim zrobisz sobie krzywdę.— Krzywdę? Dlaczego?— Oddaj mi go — powiedział chytrze magik.— Pokażę ci.Imrie potrząsnęła głową, ściskając amulet.— Ty głupia! — sięgnął po kulkę.— Cisza! — rzekł Valon, dobywając miecza.— Nie mamy czasu na sprzeczki.Dziewczyna zatrzyma amulet, bo do niej należał przedtem.Jeszcze jedno słowo, magiku, a rozetnę cię na pół.I to powoli.Magik cofnął się, strojąc miny do Imrie.Pokazała mu język, więc Valon skarcił ją spojrzeniem, a potem odwrócił się do Ryle’a.— Wasza Wysokość zna drogę?— Tak.— Ryle podniósł pochodnię i ruszył w głąb tunelu.Valon podniósł rękę, magik i jego uczeń poszli za Ryle’em, Valon i Imrie ruszyli za nimi.Dziewczyna wsunęła amulet do kieszonki; dotykała go dłonią — to ją trochę pocieszyło.Pochodnia rzucała odblaski na ciemne kamienne ściany.IVRyle uniósł pochodnię wyżej.Przeszył go dreszcz.Skalny korytarz przed nim był równy i szeroki, łagodnie schodził w dół.Zupełnie zwyczajny, pomyślał, ale na karku czuł nieprzyjemne ciarki — nie wiedział, dlaczego.Z tyłu słyszał kroki pozostałych: nerwowe dreptanie magika, sapanie ucznia, solidne, uspokajające podzwanianie butów Valona.Kroki dziewczyny były tak ciche, że nie odróżniał ich w hałasie.Zaczął o niej myśleć, starał się zapomnieć o niemiłym uczuciu.Nie pamiętał, żeby przedtem ją widział, chociaż musiał, bo pochodziła z Colmery; w Dolinie Harkens nie było innej wioski.Powiedziała, że magik jest oszustem, utrzymywała, że nic nie widziała podczas jego pokazu — co było przecież nonsensem, uznał Ryle.On widział potwory z dymu, jego ojciec też.Szybko odsunął tę myśl, w obawie, że się rozpłacze.Płacz, stwierdził rozsądnie, nie przystoi młodemu mężczyźnie, który mierzy się z wrogami i niebezpieczeństwami świata.Tunel lekko się zwężał i skręcał w lewo.Ryle obejrzał go dokładnie, próbując przypomnieć sobie mapę, którą kiedyś pokazał mu ojciec; potem wzruszył ramionami i poszedł dalej.Dopóki tunel nie ma rozgałęzień, trzeba iść przed siebie.Dziewczyna — Imrie, tak jej na imię.Ładne oczy jak na chłopkę.Młody mężczyzna musi mieć kogoś, kogo będzie ratował.We wszystkich najpiękniejszych pieśniach występowały bezbronne niewiasty, znajdujące się w ogromnym niebezpieczeństwie, ona też będzie musiała spełnić tę rolę, przynajmniej na razie.Oczywiście, nie jest całkowicie bezbronna —jej podróż do Zamku Harkenów świadczy o pewnej odwadze, ale chłopi są beznadziejnie gruboskórni w porównaniu z wyrafinowanym rycerstwem.Zresztą, tak czy inaczej będzie ją ratował.— Ryle, stój — szepnął Valon.Ryle podskoczył, dobył miecza i obrócił się wkoło.— Co się stało? Wrogowie? — zapytał.Magik i jego uczeń przykleili się do ścian tunelu; Valon potrząsnął głową, a stojąca za nim dziewczyna spojrzała na Ryle’a z zaciekawieniem.Jej sukienka była poplamiona błotem.— Nie.Przegapiłeś tunel — powiedział kapitan, wskazując na ścianę.Drugi korytarz odchodził od pierwszego pod kątem prostym.— Och — bąknął zakłopotany Ryle.— Zauważyłem go, ale.Cóż.Pobiegł do bocznego tunelu, wyciągnął rękę z pochodnią, żeby rozświetlić nową ciemność.Wilgotne ściany zalśniły w odpowiedzi.— Na co czekamy? — zapytał ostrożnie magik.— Chodźmy.— Cierpliwości, szarlatanie — mruknęła Imrie.— Jak myślisz, prowadzi w stronę lądu czy morza?Ryle zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć mapę.Valon ukląkł i końcem palca rysował linie na ziemi.— Wejście było od wschodu — powiedział.— Pierwszy tunel prowadził na wschód i na północ, w kierunku Zamku Harkenów.Wróciliśmy nim, więc ten nowy musi prowadzić, na zachód i lekko na północ, jak sądzę.W głąb lądu, w kierunku Doliny Norris.Jego słowa chyba rozjaśniły myśli Ryle’a, bo nagle zobaczył przed oczami mapę ojca, tak wyraźnie, jakby przed nim leżała.— Tak — oznajmił podekscytowany.— A od niego odchodzi inny tunel, w kierunku morza — gdzieś tu.— Ukucnął i przesunął palcem po szkicu Valona.Dorysował inne linie, szybko i pewnie, potem się odchylił.— Oto mapa.Już wiem.Valon spojrzał na niego i kiwnął głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]