[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale powiem jasno.Wolę ten świat od tego sprzed upadku pierwszego El Raque.Od tamtych popieprzonych górniczych kół, od ludzi ryjących pod ziemią i wiadomości w dziennikach, kogo zabili, a kogo będą sądzić.Od stania w kilometrowych korkach i patrzenia na ośmiu chłopa budujących sto lat jedną zasraną autostradę.Od szpitala, w którym mnie leczyli, bo byłem za szybki i wolałem biegać goły niż w prążkowanym gangolu.Kazali mi oddychać brudem, więc wyczyściłem, co się dało.W Gate 404 nie potrzeba żadnej izolacji.Co ci się tu nie podoba? Teraz dobudowałem już schody i program jest gotowy.Połączyło się.Ostatecznie.Ravaughan złapał Fritkena za ramię i mocno potrząsnął.- Uspokój się, chłopie.Musimy spierdalać.Tricular chce nas pożreć.To pasożyt.Obcy, zimny, selektywnie wycinający najlepsze kąski.- Ale dał mi szansę - jęknął Fritken i zrobił gest, jakby chciał objąć swe dzieło.- A to tylko model.Zobaczysz, jak się będzie rozwijał naprawdę.Jak zabuduje, kawałek po kawałeczku, całe zasrane Los Raques.Jak wchłonie tandetne światłosyfy.Każdy, kto kupi Gate 404 sprawi, że będzie jaśniej.Piękniej.-Fritken! Musimy stąd spieprzać.Teraz! Już!!! Fritken opuścił głowę.Znowu był łysym, grubawym gościem, niepewnie stojącym na krzywych nogach.- Dobrze.Masz wejście gratis.Możesz tu zrobić, co chcesz.W przeciwieństwie do innych możesz wbudować w Gate 404 swoją opcję.Inni mogą dobudować tylko to, na co pozwoli program.Ty jesteś wirusem, na którego obecność wydano przyzwolenie.Na razie nie do wykrycia.Dopóty się nie zdekompensujesz.Schody uniosły ich w górę, ponad światy i nieba, w serpentyny ściekających barw i łoskot pracy mięśni.Ravaughan zwinął się z bólu.Strzykawka na zgięciu poruszyła się z sykiem.Ruch tłoka ustał.Rozruszniki wyłączyły się.Ulga.- Okay - pryszczata, podrapana twarz Fritkena wynurzyła się z niebytu.- Miałeś kłopoty przy wyjściu.Jednak jakaś cząstka ciebie chciała tam pozostać.Czekaj, zdejmuję ci elektrody.Ravaughan zobaczył pokój zalany purpurowo-niebieską poświatą monitorów.Odległy świt nad Los Raques.I szczyty trzech nowych wraków za chmarami wschodzących światłosyfów.- Jak tam jest? - zapytał Fritkena wyglądającego przez okno.- I która godzina?Fritken spojrzał na zegarek.- Dochodzi szósta.Tłumy, człowieku.Tysiące oszalałych szukających oferty od D.D.Byle dalej od wraków.Naprawdę są wielkie, zdominowały nawet te cholerne nosorożce płynące o tej porze przez miasto.Już je widać.Wszystkie.Ravaughan z trudem ruszał głową.Czuł zimną, nieprzyjemną wilgoć w kroczu.Zsikałem się.A jednak.Patrzył, jak Fritken ładuje sprzęt i dzwoni do Triculara.Potem, jak zaczesuje rzadkie włosy i dopija zimną herbatę.- Po południu rzucą to na rynek.Musi tylko wgrać, co mam w laptopie i od razu rusza dystrybucja.Wszystko przygotowane, Ravaughan.Nawet pudełeczka.- Jasne.- Kiedy będziesz gotowy, żeby wejść w Gate 404, muszę o tym wiedzieć.Pomogę w twojej konwersji, sam nie dasz rady, chłopie.Wystarczy, że zadzwonisz, a ja się uruchomię z dowolnego punktu.Mam twoje podstawowe parametry, kiedy podłączysz się do zabawki, będę wiedział jak cię znaleźć.A może tu przyjdę raz jeszcze, zobaczymy.Ravaughan patrzył w migotliwy półmrok za oknem.- Dobrze.Dziękuję ci, Harry.Ale nie ma innego wyjścia.- Ja wiem.Ale wiem też, że jeśli ci się uda, ostatecznie zniknę z tego świata.Z każdej wersji, bracie.Kiedy wyszedł, Ravaughan zapalił cygaretkę i patrzył na tłum ciągnący pod centralny wieżowiec „Easylmagines".Regularnie zaciągał się, wypuszczał nozdrzami dym, a rozruszniki bezszelestnie regulowały pracę jego serca.Trzy tafle światła wyznaczały kierunek.Sepia po lewej stronie, kadm pod stopami, a ultramaryna nad głową.Reszta przestrzeni tonęła w żółtawej bieli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]