[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Starzec poderwał się, otwierając oczy.— Co tam?— Przyjaciel Frances Mortimer.Starzec zwrócił rozgorączkowane spojrzenie w kierunku przybysza.— Nie znam.Proszę się wynosić.— Jest pan pewien? — zdziwił się Higgins.— Odwiedzała przecież pana co tydzień.— Przeszkadza mi pan.Jestem zmęczony.Higgins chętnie otworzyłby okno, żeby trochę przewietrzyć, jednak rzadko pozwalał sobie na ingerencję w prywatne życie innych.— Pan jest malarzem?— Jeśli można to tak nazwać.Ten mogę panu sprzedać.Starzec złapał obraz o wymiarach metr na metr, wciśnięty między materac i ścianę, i rzucił go pod nogi Higginsa.— Rzeczywiście nie jest to dzieło sztuki — przyznał Higgins.— Ale nie jestem pewien, czy to pan jest jego autorem.Myślę, że kupił go pan w jakimś sklepie.Bardziej interesowałyby mnie te odwrócone.Starzec usiadł z niespodziewanym wigorem.— Proszę tego nie dotykać!Higgins podniósł pierwszy obraz, potem drugi i trzeci.Zrozumiał.Były to raczej udane portrety Frances Mortimer.— Pozowała więc panu co tydzień.— To nie pańska sprawa — obruszył się starzec.— Pomiędzy tą damą a mną wszystko jest skończone.Nie przyszła.Nie dotrzymała obietnicy.— Nie sądzę — odpowiedział Higgins z powagą.— Moim smutnym obowiązkiem jest zawiadomić pana o jej śmierci.Malarz patrzył na Higginsa z niedowierzaniem.— Nie żyje.nie, to niemożliwe, pan kłamie.Frances nie mogła umrzeć, nie ona.Higgins przyglądał się portretom młodej kobiety.Powiedziały mu o niej więcej niż opinie jej otoczenia.Stary malarz zgłębił w tych obrazach jej uczucia, wyraził tajemnice jej duszy.Higgins poczuł, że zdobywa właśnie cenne wskazówki, które pomogą mu w zrozumieniu przestępstwa i wykryciu sprawcy.— Czy od dawna ją pan znał?— Byłem jej nauczycielem — wyjaśnił starzec.— Była cudowną dziewczynką, inteligentną, delikatną.rozumiała wszystko w pół słowa.Patrzyłem, jak dorasta, nauczyłem ją wszystkiego, co tylko potrafiłem przekazać, aż do dnia, kiedy.Głos mu się załamał.Higgins milczał.Nić, która łączyła malarza z rzeczywistym światem, była tak cienka, że w każdej chwili mogła pęknąć.— Jej rodzice oskarżyli mnie o niegodne zamiary.Mnie.Zawsze tak było.Frances wzbudzała uczucia, nie zdając sobie z tego sprawy, i można było wyobrażać sobie Bóg wie co.Kochałem ją jak własną córkę.Inspektor słuchał, rozglądając się jednocześnie uważnie.Miał nieodparte wrażenie, że w tym ubogim pokoju znajdują się najważniejsze wskazówki pozwalające wyjaśnić tajemnicę śmierci Frances Mortimer.— Wyrzucili mnie jak psa.Przepędzili z domu i zabronili się z nią spotykać.Z dala od niej życie przestało mieć dla mnie wartość.Robiłem jakieś drobne prace.Obok stosu starych magazynów Higgins zauważył serie prospektów i katalogów.Przeglądał je machinalnie.Pomiędzy dwoma zawiadomieniami o licytacjach natknął się na niezwyczajną wizytówkę.— Frances poszukiwała mnie przez dziesięć lat, nim mnie odnalazła — ciągnął starzec.— Kiedy weszła tu po raz pierwszy, myślałem, że umrę.Nie wierzyłem już, że kiedykolwiek jeszcze ją zobaczę.Malowałem ją z pamięci.Nie była już młodą panienką.stała się piękną kobietą, najpiękniejszą z kobiet.Powiedziała, że chce naprawić zło, które mi wyrządzono.Chciała mi dać pieniądze, przenieść mnie w inne miejsce.To mnie nie interesowało.Wszystko o czym marzyłem, to móc oglądać ją jak najczęściej.Zdobyłem się na odwagę, spytałem, czy zechce mi pozować.Zgodziła się.Przychodziła co tydzień.Prawie nic nie mówiła.Ja przypominałem jej dzieciństwo, dawno zapomniane chwile odżywały w mojej pamięci, i malowałem, malowałem, a ręka sama poruszała się po płótnie.Pewnie uważa mnie pan za starego wariata? Myli się pan.Jeśli ma się okazję spotkać taką kobietę jak ona, to można się uznać za szczęśliwca.Twarz starca nabrała kolorów.Higgins zakończył oględziny pokoju.Pozostało mu jedynie sprawdzić, co znajduje się pod białym płótnem na sztalugach w pobliżu łóżka.— A propos — zapytał.— Czy nigdy nie interesowały pana mumie?Malarz popatrzył na niego jak na przybysza z innej planety.— Nie rozumiem.niech pan nie podchodzi do sztalug, nie są za solidne.— Przypuszczam, że jest to pańskie ostatnie dzieło.Czy mogę obejrzeć?Starzec spurpurowiał, próbował stanąć na bezwładnych nogach.— Niech się pan nie waży dotykać!Higgins udał, że się cofa, zawadził łokciem o fałd płótna i zrzucił je, odsłaniając obraz.Temat był ten sam — Frances Mortimer.Wyraz twarzy był taki, jaki Higgins zauważył już na innych obrazach, ale siedząca na krześle młoda kobieta była naga.Stary malarz jęczał, uderzał pięścią w materac.— Nie miał pan prawa.— Pani Mortimer zgodziła się pozować.w takim stroju?— Nie miał pan prawa.— Tak więc — wtrącił Higgins — pani Mortimer nie była
[ Pobierz całość w formacie PDF ]