[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zawsze byłam zdania - mruknęła Laurel - że my, żyją­cy, w takiej sytuacji nie powinniśmy zwracać na oszczer­stwa żadnej uwagi.Często przyczyną wyciągania na światło dzienne miłosnych przygód bliźnich jest zwykła zazdrość.- Nie wątpię - wtrąciła oschłym tonem Henny - że masz w tych sprawach duże doświadczenie.Annie zaczęła nerwowy spacer po pokoju.Nie zwracała uwagi na lekki podmuch od balkonu ani na mleczną plamę słońca na wiklinowym krzesełku.Rozczesała palcami swoje złociste włosy.- To niedorzeczne! Całkiem niedorzeczne! - zdenerwo­wała się.- Chcesz powiedzieć, że wolno mu mówić o Chri­stie, co tylko zechce? Może opowiadać, że pisarka zabijała swoje psy na mięso, karmiła krewnych truciznami, podkła­dała bomby plastikowe u Harrodsa, a my nic nie możemy na to poradzić?- Gdyby za wygłaszanie opinii o zmarłych można było wytaczać procesy o zniesławienie, nigdy nie poznalibyśmy prawdy o przeszłości.- To niemożliwe! - jęknęła Annie.- Czy to znaczy, że z chwilą, kiedy umrzesz, każdy będzie mógł mówić o tobie wszystko, co mu ślina na język przyniesie?- To wstrętne - zawyrokowała Laurel.- Zmarli tego nie słyszą - zauważyła Henny.Lady Gwendolyn uderzyła pulchną dłonią w stół.- Musimy znaleźć jakieś rozwiązanie!- Spadkobiercy Agathy Christie mogliby wstąpić na dro­gę prawną, gdyby Bledsoe opublikował książkę zawierającą bezpodstawne oskarżenia, które mogłyby doprowadzić do spadku cen jej książek - powiedział Max.Annie zatrzymała się na chwilę; wreszcie dostrzegła pro­mień nadziei.Lady Gwendolyn pochyliła się, zmęczona.Henny pokręciła głową.Max wzruszył ramionami.- Annie, nie jesteśmy spadkobiercami Christie, a gdyby­śmy nawet wstąpili na drogę sądową, strona przeciwna twierdziłaby, że rozgłos zwiększa sprzedaż.Przykładem mo­że być “Zabójstwo Rogera Acroyda".Po zniknięciu autorki w 1926 roku książka sprzedawała się znakomicie.- Nie podoba mi się to - powiedziała Annie drżącym gło­sem.Czuła się jak Mary Drower z “A.B.C.", kiedy zamor­dowano jej ciotkę.To okropne! Bledsoe nie ma prawa ata­kować Agathy Christie.Świadomy i złośliwy atak na dobre imię tej szlachetnej i dobrotliwej kobiety o niezwykle płod­nym umyśle był w jej oczach równie zły jak morderstwo.Max w zamyśleniu włożył do ust kawałek marchewki.- Annie, to tylko pogarsza sytuację.Bledsoe chce zwró­cić na siebie uwagę.Przecież nic takiego nie zrobił.- Co możemy na to poradzić? - spytała rozsądnie Henny.- Mam wrażenie, że przesadzamy.Na miłość boską, przecież ten potwór nie może zaszkodzić Agacie Christie!- A jutro? Zapomniałaś, że zapowiedział spotkanie w Palmetto Court? - Annie zatrzymała się przed malowi­dłem przedstawiającym scenę z życia wyspy.Lady Gwendolyn głośno odstawiła filiżankę na spodeczek.- Możliwe, że to tylko czubek góry lodowej - powiedziała i mocno zacisnęła usta.Wszyscy popatrzyli na nią z podziwem.- Pomyślcie tylko - odezwała się znowu.- To, co zrobił dzisiaj, jest początkiem większego przedstawienia.Annie czuła się jak widz w teatrze po podniesieniu kur­tyny.Przedstawienie.Doskonałe słowo na opisanie dzisiej­szej sceny.W zachowaniu Bledsoe'a było coś nierzeczywi­stego, jakby chodziło mu o osiągnięcie określonego efektu.Henny sięgnęła po oliwkę.- Drań - powiedziała krótko.Laurel chrząknęła i powiedziała:- Nieprzyjemny człowiek.Ma nieprzyjemne zamiary i za­chowuje się nieprzyjemnie.Nie powinniśmy go jednak lek­ceważyć.Niestety, osoby nadzwyczaj pociągające - rzuciła Maxowi krótkie spojrzenie - nie zawsze mają prawy charak­ter.Gdyby jednak wybierać sobie towarzysza na wyprawę na bezludną wyspę.Annie przerwała teściowej.Dobrze wiedziała, co Laurel ma na myśli, ale nie wszyscy obecni potrafiliby to pojąć.Max z pewnością nie mógłby zrozumieć, dlaczego taki drań jak Bledsoe jest pociągający dla kobiet.- Przystojniaczek - powiedziała lekko lady Gwendolyn.Annie spojrzała na nią ze zdziwieniem, Laurel z podzi­wem, a Henny z rozbawieniem.Max był zaskoczony.- W tej chwili to nas nie interesuje - mówiła dalej lady Gwendolyn.- Musimy go przejrzeć; zrozumieć, o co tu cho­dzi.Pojawienie się Neila Bledsoe na tej konferencji od samego początku wydawało się bardzo dziwne.To człowiek kochający się w przemocy.Nie pasuje do tego towarzystwa.Dlaczego tu przyjechał? Musimy poznać odpowiedź na to pytanie.- Chce się podlizać ciotce i wyłudzić od niej zapis w te­stamencie - stwierdziła cynicznie Henny.Lady Gwendolyn pokręciła głową tak energicznie, że z wysoko upiętych warkoczy wypadła jakaś wsuwka.- Nie znam go dobrze, ale i tak mogę stwiedzić, że to do niego nie pasuje.Nie - mówiła jakby do siebie - to nie bę­dzie takie proste.- Potem z namysłem przechyliła głowę; z rudawych warkoczy wysunęła się następna wsuwka.-A może chce się zemścić na swoim dawnym wrogu?- Chce zepsuć moją konferencję - jęknęła Annie.Max narysował na kartce wielki znak zapytania.- Możliwe.Facet się świetnie bawi.I może o to mu cho­dzi.Lady Gwendolyn uśmiechnęła się do Maxa.- Uważam, że kiedy prawda wyjdzie wreszcie na jaw, okaże się bardziej skomplikowana.W tym jest coś dziwne­go.Wszyscy zauważyliśmy, że jakieś mroczne tajemnice wiążą tego człowieka z niektórymi uczestnikami konferen­cji.Kiedy zaatakował Agathę Christie, niektórym zrobiło się lżej na sercu.Najwyraźniej każdy się bał, że Bledsoe skieruje swoją agresję przeciwko niemu.Zapamiętajcie moje słowa: napaść na Christie była tylko zasłoną dymną.To znaczy, że lady Gwendolyn również zauważyła ulgę, malującą się na niektórych twarzach.Może jednak posuwa­ją się w swoich podejrzeniach zbyt daleko?- Nie wolno nam zapominać o faktach - upierała się Annie.- Przypomina mi się stare powiedzenie - uśmiechnęła się pisarka.- Trzeba pokazać osiołkowi marchewkę, żeby go oszukać.Annie zrozumiała, że została przyrównana do osła.Otwo­rzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła.Czy ma szansę na zwycięstwo w starciu z najsprytniejszą spośród żyjących autorów powieści kryminalnych? Odwróci­ła się więc i otworzyła drzwi na balkon.Przez chwilę przy­glądała się fontannom.Potem odezwała się głosem spokoj­nym, ale twardym:- Widzę go; siedzi sobie wygodnie w Palmetto Court z tą paskudną pisarką, która wpatruje się w niego jak w obraz.Bledsoe był w doskonałym humorze.Rozprawiał o czymś z ożywieniem, wymachując rękami.Uniósł wysoki kieli­szek, opróżnił go i znów napełnił winem z karafki.Sangria.Annie przyszło do głowy, że krytyk wygląda jak wampir ra­czący się ludzką krwią.Pewnie celowo wybrał sobie ten tru­nek.Młoda pisarka była rozpromieniona.Każdego słowa Bledsoe'a słuchała jak wyroczni.Annie poczuła, że ogarnia ją złość.Trzeba z tym coś zrobić.Nagle poczuła zapach per­fum “Soir de Paris"; lady Gwendolyn stanęła obok niej.- Trzeba przyznać, że Bledsoe jest interesującym męż­czyzną.Znałam kiedyś kogoś podobnego do niego.Miał na imię Johnny.To było podczas wojny.Zawsze miałam wraże­nie, że coś ukrywa.- Na jej delikatnych różowych ustach pojawił się jakś dziwny, krzywy i niewesoły uśmiech.- Oka­zało się, że był podwójnym agentem - powiedziała lady Gwendolyn, patrząc na krytyka.- Zastrzeliłam go - dodała.Annie szybko wciągnęła powietrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl