[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pracował ze Steinerem i miał na niego oko, ale go nie zabił.Nie miał powodu zabijać i nie zabiłby w taki sposób, w obecności świadka, nawet gdyby istniała jakaś przyczyna.Ale Carl Owen mógł to zrobić.Kiedyś był zakochany w dziewczynie i prawdopodobnie jeszcze mu nie przeszło.Mógł ją śledzić, dowiedzieć się, dokąd chodzi i co robi.Zasadził się na Steinera, zobaczył ten numer z fotografią i rozwalił mu łeb.A potem wpadł w panikę i zwyczajnie uciekł.- Uciekł aż na molo w Lido i spadł z niego - powiedział sucho Isham.- Czy zapomniał pan, że ten Owen miał ranę na skroni?- Nie - odrzekłem.- Nie zapominam, że tak czy owak Marty wiedział, co zawiera negatyw, albo był tego prawie pewny.To go skłoniło do pójścia tam, zabrania kliszy i ukrycia ciała Steinera w garażu.- Przyprowadźcie tu Agnes Laurel, Grinnell - polecił Isham.Grinnell podniósł się z krzesła, przemaszerował przez gabinet i zniknął za drzwiami.- Palant z ciebie, dziecino - rzucił Violets M'Gee.Nie spojrzałem na niego.Isham poskubywał jabłko Adama, przyglądając się paznokciom drugiej ręki.Grinnell wrócił z blondynką.Miała rozwichrzone włosy.Zdjęła klipsy.Wyglądała na zmęczoną, ale już nie na wystraszoną.Usiadła wolno na krześle przy końcu stołu, na miejscu Slade'a, a dłonie o srebrnych paznokciach złożyła przed sobą.- No dobrze, panno Laurel - powiedział cicho Isham.- Chcielibyśmy posłuchać teraz pani.Dziewczyna spojrzała na swe ręce i zaczęła mówić cichym, opanowanym głosem.- Znałam Joego Marty'ego mniej więcej od trzech miesięcy.Sądzę, że zaprzyjaźnił się ze mną, bo pracowałam dla Steinera.Wtedy myślałam, że mu się podobam.Powiedziałam mu o Steinerze wszystko, co mi było wiadomo.On już coś niecoś wiedział.Wydawał pieniądze, które dostał od ojca Carmen Dravec, ale się skończyły, więc szukał sobie czegoś innego.Uznał, że Steiner potrzebuje partnera.Obserwował go, by się przekonać, czy przypadkiem nie ma jakiejś obstawy.Ostatniej nocy siedział w swym samochodzie, na tyłach domu Steinera.Usłyszał strzały, widział, jak ten chłopak zbiega po schodach, wskakuje do dużego sedana i odjeżdża.Pojechał za nim.W połowie drogi na plażę dogonił go i zepchnął z szosy.Chłopak wyskoczył z pistoletem, ale był rozdygotany, więc Joe mu przyłożył.Gdy Carl był nieprzytomny, Joe przeszukał go i dowiedział się, kim jest.A kiedy tamten odzyskał świadomość, Joe zaczął udawać gliniarza.Chłopak załamał się i wszystko opowiedział.Gdy Joe dumał, co z tym począć, chłopak doszedł do siebie, wypchnął go z samochodu i znowu zwiał.Jechał jak szaleniec, więc Joe dał mu spokój.Wrócił do domu Steinera.Myślę, że resztę już wiecie.Kiedy Joe wywołał negatyw i zobaczył, co ma, zdecydował się na szybki kant, żebyśmy mogli wyjechać z miasta, zanim sprawa Steinera ujrzy światło dzienne.Chcieliśmy zabrać trochę jego książek i założyć sklep w jakimś innym mieście.Agnes Laurel skończyła.- Marty mówił pani wszystko, prawda? - powiedział Isham, bębniąc palcami.- Aha.- I na pewno nie zamordował tego Carla Owena?- Ja tam nie byłam.Ale Joe nie zachowywał się tak, jakby kogoś zabił.Isham skinął głową.- To na razie wszystko, panno Laurel.Będziemy potrzebowali oświadczenia na piśmie.Oczywiście musimy panią zatrzymać.Dziewczyna wstała.Grinnell wyprowadził ją.Wychodząc, nie patrzyła na nikogo.- Marty nie mógł wiedzieć, że Carl Owen nie żyje - powiedział Isham.- Ale był pewien, że zdoła się ukryć.Zanim byśmy go znaleźli, zgarnąłby forsę od Draveca i czmychnął stąd.Myślę, że relacja tej dziewczyny brzmi rozsądnie.Wszyscy milczeli.- Popełnił pan jeden wielki błąd - zwrócił się po chwili do mnie Isham.- Nie powinien był pan wspominać dziewczynie o Martym, nim się pan nie upewnił, że to właśnie on.Całkiem niepotrzebnie zginęły dwie osoby.- Mhm.Może więc lepiej wrócę i zrobię to wszystko jeszcze raz - powiedziałem.- Niech się pan nie wścieka.- Nie wściekam się.Pracowałem dla Draveca i próbowałem zaoszczędzić mu bólu.Nie wiedziałem, że dziewczyna jest tak zwariowana i że Dravecowi odbije.Chciałem zdobyć te zdjęcia.Niewiele mnie obchodziły takie śmieci, jak Steiner, czy Joe Marty i jego przyjaciółka.I nadal mnie nie obchodzą.- Okay, okay - zniecierpliwił się Isham.- Dzisiaj już pana więcej nie potrzebuję.Na rozprawie pewnie pan nieźle oberwie.Wstał.Ja też.Wyciągnął rękę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl