[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Cóż, nie jest damą i tyle, panie Poirot — wyjaśniłam mu.— To może być wytłumaczenie, ale nie wyjaśnienie, Ma soeur! Przez dłuższą chwilę nie mogłam zrozumieć, co on ma na myśli.Ale zaraz zaczął pytać dalej:— No a pozostali członkowie ekspedycji? Zastanowiłam się.— Nie sądzę, aby panna Johnson zanadto lubiła panią Leidner.Ale była w tej sprawie bardzo szczera.I właściwie przyznała, że jest do niej uprzedzona.Bo widzi pan, panna Johnson to bardzo oddana pracownica doktora Leidnera i to od wielu lat.A bywa, że jak szef się ożeni, to wszystko się zmienia…— Tak.I z punktu widzenia panny Johnson nie była to odpowiednia żona dla doktora Leidnera.Byłoby bardziej na miejscu, gdyby doktor Leidner poślubił pannę Johnson.— Chyba tak — zgodziłam się ochoczo.— Ale tacy są właśnie mężczyźni.Jeden na sto dba o to, by ożenić się z właściwą osobą.Trudno zresztą winić samego doktora.Panna Johnson, nieboraczka.Cóż, nie ma na co patrzeć! A pani Leidner była naprawdę piękna.Już niemłoda, ale co za klasa.Szkoda, że jej pan nie poznał.Było w niej coś takiego… Używając słów pana Colemana była niby rusałka wodna czy nimfa, co rzucając czar na ludzi zwabia ich w bagna.Może to niezbyt trafne, ale właśnie, niech się pan ze mnie nie śmieje, panie Poirot, było w niej coś takiego niezwykłego, zupełnie nie z tej ziemi.— Potrafiła rzucić, jakież to słowo, aha, urok, prawda? Tak, tak, rozumiem.— Poza tym nie wydaje mi się, żeby ona i pan Carey byli w dobrej komitywie.Tak myślę sobie, że pan Carey był zazdrosny o panią Leidner podobnie jak panna Johnson — kontynuowałam.— Zachowywali się wobec siebie strasznie oficjalnie.Wie pan, jak to jest, przy stole grzecznie podawała mu to czy tamto, ale zawsze zwracała się do niego bardzo formalnie, zawsze „panie Carey”.On jest wieloletnim przyjacielem jej męża, a niektóre kobiety nie znoszą takich zadawnionych wiernych przyjaźni.Nie tolerują nikogo, kto znał ich mężów, zanim one same ich poznały.Może niezbyt jasno się wyrażam…— Doskonale rozumiem.A trzej młodzi ludzie? Pan Coleman był, jak to siostra powiedziała, poetycki na jej temat?Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.— To naprawdę było zabawne, panie Poirot.Bo pan Coleman to taki rzeczowy człowiek.— A pozostali dwaj?— Zupełnie nic nie wiem na temat pana Emmotta.Zawsze taki cichy i niewiele się odzywa.Pani Leidner odnosiła się do niego bardzo miło.Tak przyjaźnie.Nazywała go Dawidem i zawsze żartowała na temat jego i panny Reilly, i takich tam.— Co siostra mówi? A jak on to przyjmował?— Nie jestem tego pewna — odparłam z wahaniem.— Patrzył na nią dość dziwnie.Trudno powiedzieć, co myślał.— A pan Reiter?— Nie zawsze była dla niego miła.Myślę, że działał jej na nerwy — powiedziałam po zastanowieniu.— Robiła na jego temat sarkastyczne uwagi.I to w jego obecności.— Jak reagował?— Bardzo się czerwienił, biedny chłopak.Ale przecież ona nie miała złych intencji…Nagle we współczucie do biednego pana Reitera wkradła się myśl, że to on mógłby być bezlitosnym mordercą i że przez cały czas odgrywał tylko rolę biednego chłopca.— Och! — wykrzyknęłam.— Panie Poirot, czy pan się już domyśla, kto to zrobił?Pokręcił w zamyśleniu głową.— Niech mi siostra powie, nie boi się siostra wrócić tam na noc? — spytał.— Ależ skąd! — odparłam.— Pamiętam, co pan powiedział, ale któż by chciał mnie zabijać.— Już teraz jestem pewien, że nikt — odparł powoli.— To był częściowo powód, dla którego chciałem z siostrą porozmawiać i usłyszeć wszystko, co siostra ma do powiedzenia.Chciałem się upewnić.Teraz już wiem, że siostra jest bezpieczna.— Gdyby ktoś mi coś szepnął w Bagdadzie… — zaczęłam i urwałam.— Słyszała siostra jakieś plotki o Leidnerach i ekspedycji przed przyjazdem tutaj? — spytał.Powiedziałam mu, jak nazywano panią Leidner i trochę z tego, co mi mówiła pani Kelsey.W trakcie mojego opowiadania weszła panna Reilly.Najwidoczniej grała w tenisa, bo miała w ręku rakietę.Z tego, co zrozumiałam, pan Poirot już ją poznał po przybyciu do Hassanieh.Panna Reilly przywitała mnie niedbale i wzięła kanapkę z talerza.— No i co, panie Poirot? — spytała.— Jak tam wyjaśnianie naszej lokalnej tajemnicy?— Idzie powoli — odparł.— Widzę, że ocalił pan z pożogi siostrzyczkę.— Siostra Leatheran udzielała mi bardzo istotnych informacji na temat poszczególnych członków ekspedycji.A przy okazji dowiedziałem się wiele o… ofierze.A ofiara, mademoiselle, jest bardzo często kluczem do całej tajemnicy.— Bardzo mądrze pan mówi, panie Poirot.W tym przypadku sprawdziło się, bo jeśli kiedykolwiek jakaś kobieta zasługiwała na zamordowanie, to właśnie pani Leidner.— Panno Reilly! — wykrzyknęłam do głębi oburzona.Panna Reilly zaśmiała się krótko i nieprzyjemnie.— Widzę z tego, że siostra też się dała nabrać.Obawiam się, panie Poirot, że siostra Leatheran wpadła w sidła czaru pani Leidner.Wie pan co, panie Poirot? Nie tracę nadziei, że tym razem nie odniesie pan sukcesu.Właściwie to bym chciała, żeby mordercy udało się umknąć bezkarnie.Sama chętnie przyłożyłabym się do wyprawienia pani Leidner na tamten świat.Byłam więcej niż oburzona.Trzeba powiedzieć, że Poirot nawet nie mrugnął okiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]