[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Były jednak domeny nauki, jak ekologia, na które lodowaty wicher łysenkizmu podziałał bardzo szkodliwie.Najlepsze natomiast życie mieli matematycy, ponieważ umysł komunistycznego marksisty nigdy nie zdołał wleźć tak wysoko, by matematykę zrozumieć.Zatrzymywał się na poziomie tego, co w Anty–Duhringu napisał Engels o dialektyce przeciwieństw.Zawsze zresztą uważałem, że dialektyka jest to ogromna kupa bzdur, na której postawiono filozofię dialektycznego materializmu.Pani Helena Eilstein, kiedyś uczennica Kołakowskiego, która wróciła niedawno z meksykańskiego wygnania, napisała teraz książkę, wykazując w niej absolutną nieżyciowość marksizmu i myśli marksowskiej, brak punktów stycznych z rzeczywistością ludzką po prostu.— Mówiliśmy o „zamrożeniu” na siedem lat „Szpitala Przemienienia” i o atakach na science fiction W czasów stalinowskich; a czy któraś z pana późniejszych książek miota kłopoty z cenzurą? Przecież, od „Dialogów” poczynając, poprzez „Podróż trzynastą” Ijona Tichego, tę z Pintą i Pantą, poprzez „Eden”, aż po „Opowieść pierwszego odmrożeńca” Z tomu „Maska”, powraca wciąż u pana w różnej postaci krytyka najlepszego z ustrojów.— Pomagał czopowy język, czytelnicy jednak umieli się przezeń przedrzeć.Kiedyś z żoną pojechaliśmy do Pragi czeskiej, całkiem na wariata, nie rezerwując wcześniej żadnego noclegu.Jeździmy taksówką od hotelu do hotelu — nie ma mowy o pokoju, wszystko zajęte.W końcu trafiliśmy na Vinohrady.Kładę paszport w recepcji i słyszę znowu: — Nie ma nic.— Za chwilę jednak recepcjonista podnosi znad mojego paszportu głowę: — To wyście napisali Eden? Ja rozumim, ja rozumim… — i wręcza mi klucz.To był największy sukces pisarski mojego życia.Napisawszy Pamiętnik znaleziony w wannie dałem w zakopiańskiej ,,Astorii” maszynopis do czytania Janowi Koltowi i chyba też Maciejowi Słomczyńskiemu.Obaj zwrócili mi go, mówiąc: — To dobre, ale u nas nigdy się nie ukaże.— Za rok Pamiętnik… był w księgarniach.— Ingerencje cenzury są natomiast w pańskich rozmowach ze Stanisławom Beresiem, prowadzonych w latach 1981—1982.— No, stamtąd wypadł cały jeden rozdział — o Polsce.Został tak poszatkowany, że wolałem go w ogóle usunąć.Pozostałe ingerencje były niewielkie.Cenzura skreśliła na przykład zdanie, że mój ojciec nigdy nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, w jakim ustroju naprawdę żyjemy.Nie byłem drobiazgowym zbieraczem opustek cenzuralnych, cieszyłem się natomiast sporym niezrozumieniem.Na Zachodzie do dziś dziwią się, jak mogłem w połowie lat pięćdziesiątych przedstawić w Dialogach rzeczywisty mechanizm systemu komunistycznego.U nas natomiast niewiele z tego pojęto, co widać najlepiej po okładce, na której Mikulski narysował dwa papucie i drabinę.Ma to tyle wspólnego z moją książką, co pan z dalajlamą.I jeszcze jedno: niektóre utwory zmieniają z latami charakter.Kiedy ukazała się Maska ze wspomnianą przez pana Opowieścią odmrożeńca, wiadomo było, że w historyjce o Harmonii Sfer i Goryllium chodzi o komunizm i Sowiety.Pisało się takie rzeczy z pianą na ustach i jadem w sercu, a dziś czyta się je jak zwykłą bajkę.Barańczak zatytułował jedną ze swoich książek Breathing under water (Oddychanie pod wodą) — to znów aluzja do podróży Ijona Tichego na planetę Pinta, gdzie po podniesieniu poziomu wody o pół głębarka trzeba było chodzić na palcach, a niektórzy zaczęli znikać.Owszem, ludzie inteligentni mieli z tych kawałków dużo przyjemności, a ja je pisałem, ponieważ para wychodziła mi uszami.— A czy nie czepiano się „Wysokiego Zamku”? To byta przecież, bodaj pierwsza książka o Lwowie napisana w PRL–u; przedtem był tylko „Zegar słoneczny” Parandowskiego.— To dziwne, ale nie.Cenzura się nie przyczepiła, uznano to za niewinne wspomnienia z dzieciństwa, dostałem natomiast ogromną ilość korespondencji z kraju — od lwowiaków, którzy czytali mnie nie jako autora science fiction, tylko jako tego, który pisze z miłością o ich mieście.Niedawno Krzysztof Myszkowski zapytał mnie, czym jest dla mnie Lwów.Odpowiedziałem krótko: Ojczyzną.Miasta znajdujące się na pograniczu kulturowym wytwarzają często środowisko jakby bardziej skupione, dokonuje się w nich akumulacja intelektualna; nad Pełtwią tak właśnie było.Mieszkam w Krakowie ponad pół wieku, ale kiedy prezydent miasta prosił, bym coś napisał do kuli na ratuszu, grzecznie odmówiłem, tłumacząc, że jestem tutaj tylko azylantem.Jestem wypędzony, ich bin auch ein Vertebener — zawsze to powtarzałem Niemcom, którzy mi opowiadali o swoich krzywdach, jak na przykład burmistrz Berlina pastor Heinrich Albertz podczas pewnej kolacji.Powiedziałem mu: — Nie uważam, by państwa były czymś w rodzaju mebli, które można przesuwać z kąta w kąt, ale wam się przynajmniej wolno skarżyć głośno.W PRL—u ani pisać, ani mówić się o tym nie da, gęby mamy zamknięte na kłódkę.— Ani słowem już do tematu nie wrócił.— Byt jednak pewien pański utwór, którego nie próbował pan nawet przedstawić cenzurze — groteskowa opera o Stalinie…— Ja tę operę nawet nagrałem, ale taśma magnetofonowa starego typu stała się wskutek długiego składowania nie do odczytania, a maszynopis zaginął gdzieś w czeluściach naszego domu.Pamiętam oczywiście fragmenty: w finale wychodził na scenę towarzysz Stalin, „nadludzko genialny i nieludzko uśmiechnięty”.Występowały tam takie osoby, jak Awdotia Niedonagina–Praksichwsichina, jak Diemientij Psichow, który pojechał do Stanów Zjednoczonych, by tam podglądnąć kapitalistyczną produkcję przez dziurkę od klucza, i wrogowie wybili mu oko, wsadzając w tę dziurkę drut do szydełkowania, jak enkawudysta Anichwilitegonie radzę, który się nerwowo bawił naganem.Występował też Miczurenko, uczeń Łysiurina; wyhodował on kaktus z sutkami, który wytwarzał specjalne mleczko i można go było doić.Miczurenko okazał się jednak nie dość prawomyślny, mleczko nie było takie, jak trzeba, po uczonego mieli przyjść przedstawiciele wiadomego urzędu, zmiłował się jednak nad nim nieludzko uśmiechnięty Stalin.— Nu — powiada — niemnozko tak od linii otorwats’a? — A, niech tam…Czytałem tę sztukę znajomym i przyjaciołom, nawet nie pod kołdrą.Odgrywałem wszystkie postacie, także Awdotię Niedonaginę, przemawiając cienkim głosem.Nie mogę odżałować jej straty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]