[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był policjantem, a przepisypolicyjne zakazywały żebraniny.77 Choć nigdy nie myślał o tym człowieku, którego ciała można się było jedyniez obrzydzeniem domyślać pod plugawym przyodziewkiem, to jednak stary, musiałmieć Jakieś miejsce w jego pamięci, a nawet wzbudzał określone uczucia przejawia-jące, się tym, że Gregory nieznacznie przyspieszał kroku.Odmawiał datków żebra-kom, choć nie miało to uzasadnienia ani w jego charakterze, ani w zawodzie.Mimo toz nie znanych także i sobie powodów nic żebrak om nie dawał; zdaje się, że wchodził tuw grą jakiś nieokreślony rodzaj wstydu.Tego wszakże wieczora, minąwszy już posteru-nek starego (dostrzegł zresztą jedynie oświetlonego blaskiem dalekiej lampy warujące-go psa, temu psu czasem współczuł), zupełnie niespodziewanie dla samego siebie za-wrócił i zbliżył się do ciemnego kąta, trzymając w palcach wyłowioną z kieszeni mone-tę.Zdarzyła się wówczas jedna z tych tak drobnych okoliczności, o których nie opowia-da się nikomu, a najwyżej wspomina z poczuciem nieopisanej przykrości.Oto Gregory,przekonany, iż żebrak wyciągnie rękę, tkał kilka razy trzymaną, w ręku monetą w nie-wyrazną ciemność zakamarka między murami, lecz za każdym  razem napotykał tyl-ko przykre w dotyku łachmany; tamten nie kwapił się wcale z odebraniem datku, leczjakoś pokracznie, z trudem podniósłszy do ust organki, dmuchał w nie bez ładu i skła-du.Pełen już tylko obrzydzenia, nie mogąc wymacać kieszeni w potarganym materia-le, który okrywał skulone ciało, Gregory na oślep położył monetę i ruszył z miejsca,gdy coś cicho zadzwięczało u jego nogi, w słabym świetle latarni błysnął toczący się zanim jego własny miedziak.Gregory odruchowo podniósł go i cisnął w ciemniejący za-łom murów.Odpowiedziało mu chrypliwe, zduszone stęknięcie, Gregory, bliski rozpa-czy, puścił się przed siebie największymi krokami, jakby uciekał.Gała ta bzdura, trwają-ca chyba minutę, przyprawiła go o idiotyczne podniecenie, z którego otrząsnął, się do-piero tuz przed domem, ujrzawszy światło w oknie swego pokoju.Nie zachowując zwy-kłych, zawiłych ostrożności, wbiegł na piętro, dopadł drzwi z nieznacznym brakiemtchu.Postał chwilę przed progiem, wsłuchując się uważnie w ciszą; była zupełna.Rzuciłraz jeszcze okiem na zegarek  wskazywał kwadrans po jedenastej  po czym otwo-rzył drzwi.Pod oszklonym wyjściem na taras siedział za jego biurkiem Sheppard.Nawidok Gregory ego podniósł głowę znad; książki, którą, czytał. Dobry wieczór, poruczniku  powiedział Główny Inspektor  dobrze, że panjuż przyszedł. Rozdział VGregory był tak zaskoczony, że nie odpowiedział ani nie zdjął kapelusza, lecz stałw drzwiach, z niezbyt mądrym widać wyrazem twarzy, bo Sheppard uśmiechnął sięnieznacznie. Może pan zamknie drzwi?  powiedział w końcu, gdy ta niema scena przedłu-żała się nad miarę.Gregory opamiętał się, powiesił płaszcz, uścisnął rękę Inspektorai spojrzał na niego oczekująco. Przyszedłem, żeby się dowiedzieć, czego dokonał pan u Scissa  powiedziałSheppard, siadając na poprzednim miejscu i opierając się łokciem o książkę, nad któ-rą zastał go Gregory.Mówił zupełnie spokojnie, jak zawsze, ale w słowie  dokonałGregory zwietrzył ironię, odparł więc, starając się wpaść w ton naiwnej szczerości: Ależ, panie inspektorze, starczyło mi powiedzieć, tobym do pana zadzwonił, to nieznaczy, rozumie się, że nie jestem panu rad, ale po co pan specjalnie. trzepał szybko.Sheppard jednak nawet nie próbował podjąć tak łatwej do przejrzenia gry, lecz drob-nym gestem uciął potok wymowy. Nie będziemy się bawili w ciuciubabkę, poruczniku  powiedział. Pan sięsłusznie domyśla; przyszedłem nie tylko po to, żeby pana wysłuchać.Uważam, że po-pełnił pan błąd, dosyć istotny błąd, aranżując tę historię z telefonem.Tak, z telefonemdo Scissa, w czasie kiedy pan był u niego.Polecił pan zadzwonić Gregsonowi o tym rze-komo odnalezionym ciele, aby sprawdzić reakcję Scissa.Otóż, uprzedzając pana opo-wiadanie, odważę się zawyrokować, że się pan z tego nie dowiedział nic, że ten bluff niedał rezultatu.I nie mylę się.Prawda?Ostatnie słowa powiedział ostrzej.Gregory, sposępniały, utracił od razu impet.Zacierając zziębłe ręce, usiadł okrakiem na krześle i mruknął: Tak.Cała jego wymowność znikła.Sheppard tymczasem, podsuwając mu pudełko play-ersów i sam biorąc papierosa, ciągnął: Jest to przereklamowany chwyt, par excellence książkowy, o diablo krótkich no-gach.Pan nie dowiedział się nic albo prawie nic, Sciss natomiast wie albo będzie wie-79 dział jutro, co na jedno wychodzi, że pan go podejrzewa, mało tego, że przygotował mupan nie całkiem lojalnie pułapkę.Tym samym, jeżeli przyjąć pański punkt widzenia,że to on jest tak czy inaczej sprawcą bądz współsprawcą, wyrządził mu pan przysługęw postaci ostrzeżenia.Bo o tym, że człowiek tak przezorny jak sprawca po otrzymaniurównie dobitnego ostrzeżenia przezorność swoją udziesięciokrotni  o tym pan chy-ba nie wątpi?Gregory milczał, pocierając zaciekle palce.Sheppard zaś kończył, wciąż z jednakimspokojem, któremu przeczyło tylko głębokie wcięcie między zsuniętymi brwiami: To, że mi pan nie powiedział nic o swoim planie, jest pańską sprawą, bo usiłuję za-wsze w miarę możliwości traktować serio tę autonomię postępowania, którą musi miećoficer prowadzący u mnie śledztwo.Ale to, że pan nie pomówił ze mną o swoich po-dejrzeniach w stosunku, do Scissa, było po prostu głupotą, ponieważ mogłem panu po-wiedzieć o Scissie niejedno  nie jako przełożony, ale jako człowiek, który go zna oddość dawna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl