[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gilean.Gilean został oślepionyi spalono jego biblioteki.Jest w Istar, raczej bezpieczny.Takhi-sis była.otruta, nie wiem, gdziejest obecnie.Była w Kalaman,ale.zmuszano ją do podróży i występów — głos karła słabicoraz bardziej.A Paladin? — zapytał łagodnie Hayrn.Wyraz twarzyDuggina zmieni! się.Zacisnął zęby, ciemne oczy błysnęły.Niepowiedział nic, tylko pochylił głowę.Jak to się stało? — zapytałem.— Kingpriest był tylkoczłowiekiem.Wiem, że był duchownym, ale to wciąż tylkoczłowiek.Sam nie mógł pokonać bogów.Duggin spojrzał na ciężkie drzwi celi i wąziutkie okna, przez które wpadało światło latarni.Był tylko człowiekiem, ale uzyskał pomoc.Czy płomienny olbrzym ma z tym coś wspólnego? —zapytałem.Brzmiało to głupio, ale nie gorzej niż pozostałehistorie.Duggin szybko odwrócił się i zerwał na nogi.Zadał nam wiele pytań dotyczących olbrzyma i wyspy, w pobliżu której łowiliśmy.— Musimy się stąd wydostać — oświadczył, idąc w stro­nę drzwi.— Musimy wydostać się stąd i odnaleźć miejsce,w którym widzieliście płomiennego olbrzyma.Nie mamy dużoczasu.Zapukaj, może straże przyniosą nam kolację — zapropo­nował Hayrn sarkastycznie.— Może wrzucą nas do morzai pozwolą dopłynąć do.Zamknij się.— Duggin podsunął jeden z nadgarstków-kikutów do jego twarzy.Na początku nie wiedziałem, co robi.Potem spostrzegłem, że jego głowa odsuwa się w taki sposób,jakby coś ciągnął.Używając prawego nadgarstka, wyciągał mie­dziany hak.Co robisz? — zapytał Kapitan.Duggin zignorował go.Usiadłem, opierając się na łokciach, i obserwowałem go.Karzeł stał przy drzwiach, odwrócony do nas plecami i pracował nad czymś z wielkim zaangażowaniem.Minęła zaledwie minuta i usłyszałem zgrzytnięcie, potem drugie.Drzwi zaskrzypiały.Były uchylone.— Chodźmy — powiedział.— Straży nie ma w pobliżu.Hayrn i ja wstaliśmy, zbyt zadziwieni, aby pytać albo prote­stować.Duggin obdarzył na nas wściekłym spojrzeniem.— Ruszać się — rozkazał chłodno.Poszliśmy za nim.Popatrzyłem na drzwi pozostające za nami.Ogromna kłódkawisząca za zewnątrz drzwi została otwarta z wielkim trzaskiem.W jaki sposób? Spojrzałem jeszcze raz na pozbawionego dłoni karła, ale był prawie poza zasięgiem światła helowej latarni.Hayrn z wielkim wysiłkiem usiłował nadążyć za nami.Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, ale już kilka minut później znaleźliśmy się na ciemnej ulicy.Nie było tu nikogo poza zabłąkanymi kotami i psami.Spojrzałem na marmu­rowy budynek sądu.Nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek nas widział.— Nasz statek znajduje się na drugiej przystani, po lewejstronie, trzeci albo czwarty — wyszeptał nerwowo Hayrn.—Jednomasztowa łódź rybacka, nazywa się Latający Krab.Duggin nie odpowiadał.Prowadził nas aleją, której w życiu nie widziałem, a szedł tak szybko, jakby od zawsze mieszkał w tym mieście.Nie mogłem uwierzyć, że to ten sam obdarty karzeł, który serwował nam piwo dzisiaj w południe.Dziwiłomnie trochę, że jak sam powiedział, zanim go złapano, nie byt niewolnikiem, ale był kaleką.Trzymajcie się z dala od światła księżyca — ostrzegł karzeł.Aby nikt nas nie zauważył? — zapytał Hayrn.Rozzłoszczony Duggin odwrócił się i popatrzył na Hayrna.Księżyc.— Potrząsnął głową.— Księżyc cię zobaczy.Nie bądź głupcem.Księżyc? — Hayrn powtórzył, nie dowierzając.Kapitanie — odezwałem się, pociągając go za rękaw.—Chodzi mu o to, że Kingpriest może widzieć nas za pomocą oka,które umieścił na księżycu.Prawdopodobnie pozbył się pozosta­łych księżyców, tak jak bogów.Ale.ale — Hayrn protestował i zamilkł.Duggin niepoprawił mnie.Biegł dalej w ciemności.Dodarliśmy do portu, gdzie karzeł kazał nam zatrzymać się na chwilę w cieniu wyłożonego deskami magazynu.Patrzył na wybrukowany kamieniami plac, który prowadził do wielkich pokładów.W powietrzu czuć było bliskość morza.Słyszałem, jak fale uderzają o drewniane mola.W świetle księżyca, nie dalej niż sto stóp od nas, rozmawiali ze sobą strażnicy.Duggin patrzył w głąb placu.Przez dłuższą chwilę nasłuchi­wał, czy ktoś nadchodzi.Po chwili odwrócił się do nas i kikutami zaczął szarpać naszą odzież.Naciągnij coś na głowę — polecił.— Nie, nie to.Zacze­kaj.— Oddalił się od nas i złapał kikutem kilka niezgrabniesplecionych worków i żeglarskich prześcieradeł.— Włóżcie tona głowy.— Rzucił worki pod nasze stopy.— Zróbcie otworyna ręce.Nie są mocne, były wyrzucone.O, tak lepiej.— Z mojąpomocą owinęliśmy również głowę karła.Straże i tak nas nie rozpoznają — stwierdził Hayrn.Ale Godking rozpozna — odparł Duggin.— Pewnieśledził was od chwili, kiedy wylądowaliście w porcie.Kapitan odwrócił się, aby coś powiedzieć, ale tylko westchnął ciężko i dokończył maskowanie swojego ciała.Na znak Duggina spokojnie ruszyliśmy w świetle księżyca w stronę naszego statku.Ścieżka, którą szliśmy, zaprowadziła do miejsca, z któregowidziałem przywiązanego do słupa, starego brodatego mężczy­znę.Miałem na tyle dobry wzrok, aby dojrzeć, że wciąż tam był.Leżał na ziemi, możliwe, że spał.Dookoła było pełno drobnych kamieni, zdechłych ryb i zepsutych owoców.Kiedy zbliżyliśmy się, poczułem również zapach jego skóry.— Gdy dam znać — wyszeptał Duggin — biegnijcie naj­szybciej, jak potraficie, uciekajcie jak przed pożarem.—Powie­dziawszy to, skierował się na prawo, w stronę przywiązanegołańcuchami starego człowieka.Czułem, że Duggin chce zrobić coś niezgodnego z prawem.Sta­ry niewolnik był najwyraźniej ukarany za jakieś poważne przestęp­stwo i nikt nie powinien się do niego zbliżać ani okazywać mu jakiej­kolwiek uprzejmości.Rozejrzałem się za strażą, która odwiodłaby go od tego pomysłu, ale w bladym świetle nie dostrzegłem nikogo.Z zatoki powiało zimnem, które ochłodziło nasze twarze.Duggin upadł na kolana.Pochylił się nad leżącą postacią i ostrożnie podniósł jej głowę.Jednym kikutem podtrzymywał jej szyję, a drugim dotknął policzka, szepcząc coś przy tym.Nic nie słyszałem, więc posunąłem się bliżej.— Hej — mówił Duggin.— Jest mi potrzebny kamień.Usta starca poruszyły się, ale ciągle spał.— Zbudź się — nalegał trochę już rozgniewany Duggin.—Kamień.Jest mi natychmiast potrzebny kamień.Oczy staruszka otworzyły się, patrzył zdezorientowany, I a w końcu uważniej przyjrzał się karłowi.Dugg'n Reh-ammer — odezwał się wreszcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl