[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.“Takie już moje szczęście - na przyjaciela wybrał sobie kapłana.Kapłani czynią ludzi takimi.głębokimi.”Karal nie był kochankiem An'deshy.Po pierwsze - nie był w jego typie, po drugie - o ile Śpiew Ognia mógł powiedzieć, a rzadko się mylił w sprawach preferencji seksualnych - Karal pod tym względem znajdował się na przeciwnym końcu skali niż shay'a'chern.Może na tym polegała jego przewaga nad Śpie­wem Ognia - An'desha wiedział, iż pomagając mu, Karal nie miał na uwadze własnych celów.Po raz kolejny sumienie podszepnęło magowi, że nakłaniając An'deshę do działania czy myślenia, niemal zawsze miał dodat­kowy cel na oku.Oczywiście najbardziej chodziło mu o dobro An'deshy.Jednak jego dobro nie kolidowało z interesami Śpiewu Ognia.“Całkiem zgrabnie potrafię przekonać o tym samego siebie.Ciekawe, czy przekonałbym kogoś innego.”W bezsilnej złości zazgrzytał zębami i wpatrzył się w zwisa­jącą z sufitu lampę.O tej porze tworzyła ona tylko okrągły cień na jaśniejszym suficie.Wkrótce będzie trzeba zapalić lampy, jeśli nie chce potykać się w ciemności.“Zatem co mam teraz zrobić? Czy mam go stracić? Czy on nie widzi, co do niego czuję? Przecież ja się do niego niemal wyraźnie zalecałem.Właściwie - wyraźnie się zalecałem.” Była to denerwująca sytuacja, gdyż nigdy dotąd Śpiew Ognia nie musiał starać się, by przyciągnąć czyjąś uwagę; zawsze to do niego się zalecano i starano się zyskać jego względy.Teraz jednak role się odwróciły.Śpiew Ognia wychodził ze skóry, usiłując utrzymać zainteresowanie An'deshy - i nie udawało mu się to.“Teraz wiem, jak musiał się czuć Deszczowy Ptak, kiedy nie zwracałem na niego uwagi.Ale co mam zrobić? Jak go odzyskać?”Znał metodę, która mogłaby pomóc - zwłaszcza że umiał się nią doskonale posługiwać.Oczywiście nie korzystając z ma­gii.“Mógłbym uwodzić go, aż zapomniałby o wszystkim.Omo­tałbym go zmysłowością tak, że nie miałby siły myśleć o czym­kolwiek ani kimkolwiek innym.”Byłby to dobry sposób - ale tylko na krótko.“Niestety, z doświadczenia wiem dobrze, jak długo działa podobna taktyka” - pomyślał ponuro.“Urok trwa tak długo, jak długo uwodzicielowi starcza energii.A uwodziciel traci energię szybciej niż uwiedziony.”Poza tym An'desha nie był głupi, a jego natura nie koncen­trowała się na seksie i zmysłowości.Jeśli chodzi o plany Śpiewu Ognia, kłopot polegał na tym, że umysł An'deshy obudził się i rozwijał.Nie zamierzał znów usnąć, a taki umysł wymagał czegoś więcej niż zmysłów, by wytrwać w związku bardzo długo.Stąd płynęła następna pokusa.Śpiew Ognia nie był w ścisłym tego słowa znaczeniu uzdrowicielem umysłów, ale posiadał wie­le przydatnych umiejętności, a jednym z jego mniejszych darów była empatia.Wiedział na tyle dużo, by móc, jeśli chciał, zapanować nad rozbudzonym umysłem i ponownie go uśpić - lub sparaliżować.“Przy mojej wiedzy tak łatwo byłoby zacząć nim manipulować.Znam wszystkie jego słabości, lęki, wszystko, co go porusza i sprawia mu przyjemność.” Tak, łatwo byłoby okręcić go sobie wokół palca.To była silna pokusa, ale.Skrzywił się, a żołądek podszedł mu do gardła.“To też nie jest rozwiązanie.To jest złe, wiem.Ojciec wpadł­by w gniew, a matka.wiem, co by powiedziała, gdyby dowie­działa się, że choćby myślałem o czymś takim.” Zadrżał - stawiał czoło potworom, magicznym burzom i Zmorze Sokołów, ale nic nie przerażało go tak, jak to, że mógłby stanąć przed matką, mając nieczyste sumienie.Znów się skrzywił, tym razem na swoją głupotę.“Nie obcho­dzi mnie, co inni myślą na mój temat, ale niech bogowie mają mnie w swej opiece, jeśli matka się o tym dowie.”“Bogowie, a jeśli dowie się także drogi przodek Vanyel?” Znów zadrżał, nie chciałby, żeby tak się stało.Chociaż z dwojga złego wolał stanąć oko w oko z rozwścieczonym duchem niż z matką w stanie słusznego gniewu.Westchnął i położył ramię na oczach, czując, że bycie Zmorą Sokołów, który nie musiał się przejmować matką i sumieniem, to nie najgorsza rzecz.“Zapewne dlatego ich droga jest łatwiejsza.Cóż, ja mam sumienie i nic na to nie poradzę.” Nie mógł użyć swego umysłu i magii po to, by znów skłonić do siebie An'deshę.Poza tym, że złe, było to też głupie.Niezależnie od tego, co by zrobił, po takiej zabawie z umysłem nie miałby przy sobie prawdziwego An'deshy.Więc po co to wszystko? Jeśli chciał zabawki, mógł równie dobrze wybrać byle kogo, stajennego albo pazia.To również nie byłoby dobre i to również nie byłby An'desha.Z trudem przełknął ślinę.“W takim razie, do czego to wszyst­ko prowadzi? Zostaję sam, gdyż An'desha spędza coraz więcej czasu beze mnie.A ja muszę się uśmiechać i udawać, że nic się nie dzieje.”Najwyraźniej będzie miał dużo czasu do wykorzystania, skoro An'desha oddala się coraz bardziej.Ale co więcej mógłby zrobić? Jedyny sposób to konfrontacja, a to tylko przyśpieszy jego odejście.Na ogół niełatwo poddawał się depresji, ale teraz w gardle utkwiło mu coś twardego i dużego; usiłował przełknąć rozpacz.“Myślałem, że wreszcie znalazłem kogoś, z kim mógłbym spę­dzić resztę życia - i znów nic z tego nie wyszło.” Melancholia tak go przytłoczyła, jakby nigdy więcej nie miał się podnieść.Ludzie patrzyli na niego, widzieli, że jest przystojny, uzdolniony i inteligentny, i wydawało im się, że wszystko, o czym zamarzy, wpada mu w ręce.Nie wiedzieli, nawet nie potrafili sobie wyob­razić, z jakim trudem zdobywał przyjaciół, nie mówiąc już o ko­chankach - nie mieli pojęcia, jaki był samotny.Łatwo znaleźć kogoś, kto zajmie miejsce w łóżku - nie sposób zaś znaleźć tego, kto potrafi wypełnić serce.Łatwo o przelotnych kochanków, ale odpowiedzialność to znacznie rzadszy klejnot.“Chyba najlepsze, co mogę zrobić, to pracować” - pomyś­lał.“Jeśli zajmuję czymś umysł, serce zwykle daje mi spokój.” Ta metoda w przeszłości zawsze się sprawdzała, a bogowie wiedzie­li, że teraz wszyscy mieli wystarczająco dużo kłopotów ze zna­lezieniem osłony przed burzami, która zastąpiłaby falochron.“Powinienem starać się pomóc Mrocznemu Wiatrowi, El­speth i valdemarskim rzemieślnikom.” Powinien - rzeczywiś­cie, tak nakazywała logika.Ale to robił An'desha, gdyby więc Śpiew Ognia poszedł w jego ślady, nieuchronnie byłby skazany na jego towarzystwo.An'desha mógł sobie lubić rzemieślników, ale Śpiewowi Ognia przywodzili oni na myśl mrówki i pszczoły - logiczne, doskonale zorganizowane, lecz pozbawione duszy istoty.Ich magia sprowadzała się do dźwigni i mechanizmów; była przewidywalna i całkowicie sztuczna.“Poza tym Mroczny Wiatr i Elspeth są o wiele lepsi w tym nowym podejściu do magii.Najwyraźniej dla nich nie jest to sztuczne.Nie potrafię polubić rzemieślników.Nie potrafię na­uczyć się metod ich działania ani podziwiać sposobu ich myśle­nia.” Ich dziwne, mechaniczne podejście do tego, co - jak wciąż w głębi duszy czuł - było procesem częściowo instynktownym, częściowo sztuką, a częściowo wreszcie improwizacją, odzierało magię z jej urody i dreszczu emocji, jaki odczuł, kiedy po raz pierwszy zaczął używać daru [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl