[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W kuchni wisiał jeszcze jeden obraz: Jezus obdziela hostią swoich uczniów.To też było piękne.A dalej, całkiem na dole, w modrej ko­percie, zalakowane świeczką i opieczętowane pier­ścionkiem odpustowym, spoczywały dwa bilety wstę­pu na zabawę taneczną w „Schronisku Leśnym”.Ko­pertę chciała ponownie otworzyć dopiero przed śmier­cią, gdy nie będzie już odwrotu.Stanik nie mógł się nigdy o tym dowiedzieć, za nic w świecie! Przed czte­rema laty poznała mężczyznę, niejakiego Neugebauera, krawca z zawodu i z Bytomia.A była to miłość od pierwszego wejrzenia.Podczas mszy, między ofiaro­waniem a przemienieniem Pańskim, przypadkowo spojrzała, a musiało to być przyciąganie magnetycz­ne, na stronę męską.Stał tam! Też patrzył w jej stro­nę.A po mszy szedł obok i zagadnął ją.Po południu pojechali tramwajem do „Schroniska Leśnego”, Ach, jakże ona go kochała! Ale już po dwóch godzinach wszystko się rozpadło, bo przy wejściu do „Schroni­ska Leśnego” Adela Kuczera natychmiast mu w gło­wie zawróciła, omotała go, a on puścił Michcię kan­tem, pozostawiając jej na pamiątkę bilety wstępu.Chciała się rzucić do wody.Okropne to było wszyst­ko, co już w swoim życiu musiała przejść.A przecież mogło się wszystko zupełnie inaczej ułożyć!Ludzi można podzielić na dwie kategorie - ele­ganckich i ordynarnych.- Michcia wdała się we mnie - mawiała Święt­kowa - Hejdla wdała się częściowo we mnie, a częś­ciowo w ciotkę Hejdlę.A tylko Tekla to wykapany ojciec.Tej dziouchy to ja w końcu sama już nie będę nic a nic rozumiała.Nie rozwalaj się tak, ty huncfocie, ile razy mam ci to powtarzać? I włóż majtki, ty bezwstydnico!Tekla siedziała na stołku kuchennym, zadek z przo­du na kancie, głowa przechylona na oparciu, nogi roz­kraczone, tak że wszystko było widać.W ostatnich czasach obżerała się pięciofenigowymi lizakami.- Kto tej paskudnicy daje pieniądze na to? - za­pytywała siebie Świętkowa.- Dzioucha, jeśli cię do­padnę na kradzieży, to cię zatłukę tą chadrą, ty prze­klęty podciepie!- Nie wydziwiaj, mamo! - powiedziała potem Te­kla.- Mam przecież majtki na sobie, o tu! - i pod­niosła wysoko suknię - tylko się trochę na dole zwi­nęły.- Tak, tak - powiedziała Świętkowa, kiedy wie­czorem upadła znużona na stołek - ręce nam odpa­dają od roboty, a nie możemy już nadążyć za dzisiej­szą młodzieżą.Jedwabie noszą teraz tam pod spodem.A nie ma to jak dobra wełna, w komodzie leży przy­najmniej pięć par porządnych majtek.Dawniej skaka­łybyśmy z radości, gdybyśmy coś takiego miały.Ale dopóki ona będzie miała w tym domu coś do powiedzenia, dobre obyczaje i przyzwoitość będą przestrzegane.Na przykład, gdy dziouchy musiały pójść do komory na kibel! Jak tylko osiągnęły pięt­nasty rok życia, Świętkowa nalegała, by zaciągały za sobą zasłonę.Czy to wiadomo, co za męska hołota się tu wałęsa, rada gdzieś szybko zajrzeć? Czyhają prze­cież tylko na to, by coś ujrzeć! A to wbiła swoim cór­kom już od małego do głowy: mężczyźni są jak zwie­rzęta! I to jej córki znały jak tabliczkę mnożenia.Gdy obie starsze były już zamężne, też się nic nie zmieni­ło.Na Jankowskiego nie można było nic powiedzieć, był przyzwoitym człowiekiem, ale Stanik! Ileż to ra­zy Świętkowa łapała go znienacka na tym, jak próbo­wał za Michcią wleźć do komory.- Anno 21/22 rzekł Pelka - też było coś takie­go! Byli tu Francuzi i wszędzie rozstawili posterunki.Idę ja z Gluchem do Kochmanna na zabawę.Wycho­dzimy, a tu na dole, na schodach, stoi taki śmierdziel francuski na posterunku i patrzy na plac św.Piotra i Pawła.Gluch, ten pieron, wyciąga spod jupy swoje­go ciulika i leje temu na dole na głowę.Ten nie bar­dzo się orientuje, co to jest, rozciera to sobie, obwą­chuje, a my tymczasem szybko po schodach na dół, przechodzimy obok niego, pięknie mu się kłaniamy i zanim skapował w czym rzecz, i wystrzelił w powie­trze, nas już nie było!Ten Pelka, to jest karlus!- Gdyby miał choć trochę wykształcenia - ma­wiała Świętkowa, gdy Pelka nie słyszał.- nie gadał­by takich świństw przy dzieciach.Pfuj i jeszcze raz pfuj! Dziouchy, tylko mi nie utrzymywać stosunków z dzieciskami Pelki.Na kopalni „Ignacy” był kiedyś młody sztygar, o którym można by mniemać, że był wykształcony, a posłuchajcie tylko, co się stało! Co też znowu dowo­dzi, że na nikogo na świecie nie można się spuścić.A więc w odpust, kiedy stoją te wszystkie budy i jest już ciemno, dzieci są w domu, a tylko dorośli jeszcze sterczą przy budach i bawią się, Anna, córka rębacza Olesia, poznaje pod kramem z zabawkami młodego sztygara Drewnioka.Dochodzi do rozmowy, a on też musiał mieć oko na nią, w każdym razie powiedział:- Pójdź, dzioucho, za budę, tam jest dziura i można sobie te wszystkie zabawki z bliska obejrzeć.Poszła więc za nim, i nagle zaczyna się z przodu ca­ła buda trząść, ponieważ on na zadku zadał się z dziouchą i prawdopodobnie odbijał się nogami od budy.W kramie zwala się z regału bardzo droga sikawka strażacka, za pięć marek, i zgina się jej drabina.Właściciel budy wpada w złość, wychodzi obej­rzeć, co się z tyłu dzieje.Razem z nim trzech in­nych, wśród nich przypadkowo również Oleś, ojciec dziouchy.I wszyscy widzą tę niespodziankę.Na to mó­wi Oleś:- Nie przeszkadzajcie im, to sztygar Drewniok, mo­że ma zamiary, to byłoby pięknie! Zapłacę za tę si­kawkę.Żeby chociaż dziewczynie coś podłożył i zrobił jej trochę wygodnie! A potem, co się dzieje? Zostawił ją na koszu, a ona pojechała tramwajem nad Kłodnicę i rzuciła się do wody, choć nie umiała pływać.Kiedy dziewczynę wyłowiono, okazało się, że trzymała w rę­ku abonament tramwajowy, a w nim dwa niewyko­rzystane przejazdy.Tak to nieszczęścia chodzą po lu­dziach.Oleś był już wdowcem i na dokładkę stracił je­dyne dziecko, choć dwa lata temu zabrano mu żonę, gdy pewnego razu - miał to być żart, jak mówio­no - rąbnął ją w głowę bosakiem, ponieważ codzien­nie przypalała mu grochówkę.Nie umarła od razu, lecz czyniła to jeszcze przez dwa, trzy tygodnie.Była też klientką Świętkowej na targu.Czasem człowiek zadaje sobie pytanie: czy to tak musi być, żeby codziennie przypalać grochówkę? Wy­konując zawód handlowy styka się człowiek często z ludźmi i ma rozeznanie.Ale tego młodego sztygara Drewnioka Świętkowa mogłaby wtedy sprać po pys­ku! Jakkolwiek z drugiej strony, jego matka, z domu Hanslik, była bardzo, ale to bardzo elegancką kobietą i dobrą klientką Świętkowej.Czasem chłopcy robią głupstwa i trzeba im wybaczyć.Kto z was rzuci pierw­szy kamieniem? - stoi w Biblii, a jego matka co ty­dzień kupowała u niej całą kurę lub wielką gęś.Jeśli dzioucha poszła za budę, to było to wynikiem jedynie złego wychowania.- Jacy rodzice, takie dzieci - po­wiedziała Świętkowa.- Człowiek jest tym, czym go uczynią rodzice.Od czytania człowiek tylko głupieje.ŚwiętkowaŚwiętkowa była posiadaczką licencji na handel wa­rzywami, owocami i drobiem, z wyłączeniem owoców południowych i dziczyzny, wystawionej 28 marca 27, a sama na zdjęciu z przodu wyglądała jak młode stwo­rzenie.Taka była wtedy moda, okrągła czapeczka na­ciągnięta na uszy i z przodu aż na oczy.Jej dziouchy mają oczy po niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl