[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obserwowałem ją wczoraj.Warta jest tego, któryprzewodzi. Nie jesteśmy stadem.Cicho bądz. Jestem cicho.Coś mignęło mi na skraju pola widzenia.Nie, nic tam nie było.Spojrzałem naprzyszłą królową, stojącą przede mną w milczeniu i bez ruchu.Czułem, że iskragniewnego żalu w jej duszy już się wypaliła.A wraz z nią zniknęła stanowczość. Błagam cię, o pani  odezwałem się cicho w wyjącym wietrze  pozwólsię zabrać z powrotem do zaniku.Nie odpowiedziała.Naciągnęła głębiej kaptur, ukryła w nim twarz, podeszłado muła, wsiadła i pozwoliła poprowadzić zwierzę z powrotem.Milczała, poskro-miona.Droga wydawała się dłuższa i zimniejsza.Nie byłem dumny z siebie, choćskłoniłem księżnę do posłuchania głosu rozsądku.Aby o tym nie myśleć, zają-łem swój umysł poszukiwaniem żywych stworzeń w najbliższej okolicy.Wkrótceznalazłem Wilczka.Biegł za nami jak za zwierzyną, wierny niczym cień, krył sięw tumanach śniegu.Nie mógłbym przysiąc, że go rzeczywiście widziałem.Chwy-tałem ruch kątem oka, wyczuwałem ślad zapachu na wietrze.Instynkt dobrze mupodpowiadał, jak się kryć. Myślisz, że jestem gotowy do nauki polowania? Najpierw musisz się nauczyć posłuszeństwa  odpowiedziałem surowo. A jakim sposobem, jeśli poluję sam, zupełnie bez stada?  był urażonyi zły.Zbliżaliśmy się do zewnętrznych murów zamkowych.Ciekaw byłem, jak sięwydostał poza ich obręb, nie korzystając z bramy.151  Pokazać ci?  propozycja rozejmu. Może pózniej.Jak przyjdę z mięsem.Zgodził się.Już nie szedł naszym tropem; biegł przed nami i będzie czekałw chacie, kiedy ja tam dotrę.Strażnicy przy bramie zatrzymali mnie nieco wstydliwie.Opowiedziałem sięformalnie i zostałem wpuszczony.Sierżant miał dość oleju w głowie, by nie żądaćprzedstawienia towarzyszącej mi damy.Na dziedzińcu, gdy pomogłem królowejzsiąść z Kolebaka, poczułem na plecach czyjeś uważne spojrzenie.To była Sikor-ka.Niosła dwa cebrzyki pełne wody właśnie wyciągniętej ze studni.Przystanęłai patrzyła na mnie, zawieszona w stanie niepewności, niczym łania, nim rzuci siędo ucieczki.W oczach miała lśniącą głębię, twarz nieruchomą jak maska.Odwró-ciła się i sztywno ruszyła przez dziedziniec do kuchni.Nie obejrzała się za siebieani razu.Zakiełkowało we mnie złe przeczucie.Księżna Ketriken szczelniej otu-liła się płaszczem.Ona także już na mnie nie spojrzała. Dziękuję ci, Bastardzie Rycerski  powiedziała cicho i odeszła ku bramomzamku.Odprowadziłem Kolebaka do stajni, upewniłem się, że ma co jeść i pić.W tymczasie przechodził obok Pomocnik.Uniósł pytająco jedną brew.Skinąłem krótkogłową, a on poszedł dalej, nie pytając o nic.Czasami zdawało mi się, że właśnieto lubiłem w nim najbardziej  nie wtykał nosa w nie swoje sprawy.Zebrałem się w sobie i ruszyłem za padoki.Dostrzegłem tam wąską smużkędymu, wkrótce poczułem swąd.Brus patrzył w płomienie.Wiatr i śnieg próbowa-ły zagasić stos, lecz on uważnie podsycał ogień.Gdy podszedłem, zerknął w mojąstronę, ale nie powiedział słowa.Oczy miał niczym ciemne otchłanie wypełnionetępym bólem.Gdybym odważył się odezwać, ten ból obróciłby się we wściekłość,ale ja nie przyszedłem tu do niego.Wyjąłem zza pasa nóż i odciąłem sobie kosmykwłosów długości palca.Rzuciłem go w ogień, patrzyłem, jak płonie.Wiedzma.Najwspanialsza pośród suk.Przyszło wspomnienie. Była ze mną, kiedy książę Władczy spojrzał na mnie po raz pierwszy.Le-żała obok i warczała na niego  powiedziałem.Po chwili Brus skinął głową.On też tam był.Odwróciłem się i wolno odsze-dłem.Następny przystanek zrobiłem w kuchni.Zebrałem sporo kości obrośniętychmięsem, pozostałych z wczorajszej uczty.Nie było to świeże mięso, ale musiałowystarczyć.Wilczek miał rację.Powinien już uczyć się samodzielności.Na widokcierpienia Brusa odnowiłem dawne postanowienie.Wiedzma żyła bardzo długojak na ogara, a jednak ciągle za krótko.Nie zwiążę się z żadnym zwierzęciem, boza takie przywiązanie musiałbym w przyszłości zapłacić bólem nie do zniesienia.Moje serce zostało złamane już wystarczająco wiele razy.Dochodząc do chaty nadal układałem w głowie plan wykonania postanowie-nia.Raptownie poderwałem głowę.Przeczucie jak błyskawica.Ciężar Wilczka na152 plecach.Zniknął.Jest.Prędki niczym strzała, już pędzi po śniegu, uderza mniełbem pod kolana, popycha barkiem, przewraca.Podnoszę głowę, podkulam ra-miona, a on zawraca ciasnym łukiem.Wyrzucam w górę rękę, ale nie mogę gozatrzymać; chwyta moją dłoń ostrymi kłami. Trafiony, trafiony, trafiony!  wybuch najszczerszego zachwytu.Próbuję wstać, uderza znów: całym ciałem w pierś.Osłaniam twarz i szyjęprzedramieniem, wilk chwyta je w zęby.Warczy z głębi gardzieli.Kpiące ostrze-żenie.Tracę równowagę, padam w śnieg.Tym razem ja go chwytam, przyciskamdo siebie, toczymy się i toczymy.Szczypie mnie przednimi zębami dziesiątkirazy, czasem boleśnie, a cały czas powtarza: Cudnie, cudnie, cudnie, trafiony, trafiony, znów trafiony! Już nie żyjesz, zła-małem ci przednią łapę, rozprułem żyły, trafiony, trafiony, trafiony! Spokój! Spokój!  nakazywałem. Spokój!  ryknąłem wreszcie na cały głos.Uciekł po śniegu w podskokach, zatoczył koło i znów popędził na mnie.Za-słoniłem twarz ramionami, ale on tylko porwał worek pełen kości i uciekł, prowo-kując mnie do pogoni.Nie mogłem pozwolić mu wygrać tak łatwo.Skoczyłemza nim, dopadłem, przygniotłem, chwyciłem worek, każdy z nas ciągnął w swo-ją stronę.Oszukał: puścił raptownie, uszczypnął mnie w ramię  dość mocno,aż mi dłoń zdrętwiała  i zaraz znów chwycił worek.Raz jeszcze puściłem sięw pogoń. Trafiony. Machnięcie ogonem. Trafiony!Kolanem wyrżnąłem go w bark, wytrąciłem z równowagi. Moje kości!Przez chwilę miałem worek z jedzeniem, uciekałem co sił.Skoczył mi na plecy wszystkimi czterema łapami, upadłem twarzą w śnieg.Odebrał mi skarb i uciekł.Nie wiem, jak długo trwała ta zabawa.W końcu obaj rzuciliśmy się zmęczeniw biały puch i leżeliśmy dysząc, zjednoczeni w pierwotnej bezmyślności.Z po-dziurawionego worka tu i ówdzie wystawały obrośnięte mięsem gnaty.Wilczekpotrząsając łbem wyciągnął jedną kość.Zabrał się do niej z apetytem, najpierwobgryzł mięso, potem przycisnął łapami do ziemi i zaczął chrupać chrząstkę.I jasięgnąłem do worka.Chwyciłem kość  piękną, szpikową.Nagle znów byłem człowiekiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl