[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy spotkali się po raz pierwszy, wyświetliła piktorem amerykańską flagę nad ramieniem, aby pochwalić się dawnymi przodkami.Tutaj też było trochę wspomnień, które niejasno pamiętała.Przeżycia biochronowe nie były tak wyraziste jak realne doznania.Bez wyjątkowo dużych implantów, których nikt na ogół nie posiadał, nie mogły się z nimi równać.- Dobrze - powiedziała prostując się i podnosząc kieliszek.- Za ludzi! - Wypiła więcej niż Lanier uważał za bezpieczne.Natychmiast zakrztusiła się, a oczy wyszły jej z orbit.Karen bez powodzenia waliła ją w plecy.- Ah, Pneuma - stęknęła Ram Kikura, gdy już mogła coś powiedzieć.- Moje ciało tego nie chce.- Trzeba zaczynać spokojniej - doradzał Kanazawa.- Jeśli to za mocne, mogę przynieść wino.Ram Kikura machnęła ręką, zawstydzona niepowodzeniem.Otarła łzy i ponownie uniosła kieliszek.- Jakie były toasty? - zapytała nieco ochrypłym głosem.- Na drugą nogę - podsunął Lanier.Tym razem Ram Kikura piła ostrożniej.- Gardło mi się zaciska.- Nie rozumiem - dziwił się Kanazawa.- To bardzo dobry rum.Najlepszy w Oahu.- Ma co najmniej trzy godziny - zażartował Lanier, a Kanazawa posłał mu ciężkie spojrzenie, pełne senatorskiej dezaprobaty.- Z mojego okręgu.- Pół świata jest twoim okręgiem.Nie pijesz przecież wszystkiego, co twoi wyborcy naleją do butelek - protestowała Karen.Ram Kikura siedziała przez chwilę spokojnie, badając skutki spożycia rumu.- Jeszcze się chyba nie upiłam.Mój implant rozkłada alkohol na cukier zanim zacznie działać.- Jaka szkoda - powiedział Kanazawa.- Mogę go inaczej nastroić.jeśli mam być mniej trzeźwa.Kanazawa spojrzał wymownie na Laniera.Karen westchnęła.- Nie jesteś doświadczonym bywalcem przyjęć, moja droga.Nocne niebo nad Hawajami przypomniało Lanierowi obraz Van Gogha “Gwiaździsta noc”.Kanazawa wyniósł czerwony laser małej mocy do ogródka za domem.Wszyscy siedzieli na trawie, jedząc brazylijskie czekoladki i popijając aperitify.- To moje prywatne planetarium - powiedział senator, próbując przykucnąć na trawie.Nagle zachwiał się, wyrzucił jedną nogę przed siebie, złapał równowagę w ostatniej chwili i usiadł na ziemi, podkurczając nogi.- Nie może się równać z lotem w przestrzeń, ale mnie to wystarcza.Włączył laser i uniósł go.W wilgotnym morskim powietrzu czerwony promień było wyraźnie widać jeszcze kilkaset stóp nad ziemią.Niemal dotykał gwiazd.- Znam wszystkie konstelacje - powiedział z dumą.- Japońskie, chińskie i zachodnie.Nawet niektóre babilońskie.- To piękne - powiedziała Ram Kikura, która pozwoliła sobie na więcej alkoholu niż to było konieczne, aby wywołać pierwsze efekty.Była rozluźniona, a oczy same się jej zamykały.- Niebo wyglądu tu bardziej po ludzku.Jest bardziej sympatyczne.- Rozumiem cię - powiedziała Karen.Siedziała oparta plecami o Laniera, ich głowy dotykały się.- Gdy byłam dziewczynką, bałam się go.Było takie ogromne.- Rozumiem cię - powiedziała Ram Kikura, naśladując ton Karen i uśmiechając się szeroko.- Moje własne planetarium - powtórzył Kanazawa.- Mogę poruszać promieniem i nikt o tym nie wie.Ich problemy - przesunął laserem po całym nieboskłonie - nie dotyczą mnie.- Westchnął dramatycznie.- Cieszę się z naszego spotkania, Garry, Karen.I z tego, że spotkałem przedstawicielkę kosmosu na prywatnym przyjęciu.Jesteśmy tak odlegli od siebie, jak na rodziców i dzieci.- Kto jest dzieckiem, a kto rodzicem? - zapytała Karen.- Wy jesteście rodzicami - odpowiedziała Ram Kikura.- I dziećmi także - Karen uderzyła głową w głowę Laniera, najpierw słabo, a potem mocniej, jakby chcąc zwrócić na siebie uwagę.- Aj - odezwał się.- Co się stało?- Nic, uderzam sobie, ty stary draniu.- Zachichotała.- Przepraszam, rumowe gadanie.- Uderzaj dalej - zachęcił ją.Ram Kikura splotła dłonie.- Chciałabym bardzo zobaczyć tłumy ziemskich dzieci.Zdrowych i silnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]