[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z nowej szczeliny, dwieście metrów od nich, wypełzał ów absolutnie czarny mrok, wysuwał się, nadymał, wolno i przerażająco jak jęzor olbrzymiego smoka.- Do kutra! Gazem! - wrzasnął Kerk, zanim dotarł do niego dokładnie taki sam rozkaz z pokładu "Argo".Kto potrafi lepiej od Pyrrusan wykonywać polecenie "Gazem!? Wystartowali z maksymalnym przyspieszeniem i przez kilka pierwszych sekund lotu obserwowali przez kurtynę czerwieni przed oczami żarłoczny czarny jęzor.Wyciągał się w ich kierunku, zaginając się na koniuszku, jakby usiłował polizać ich kuter, a może owinąć się dokoła i ścisnąć jak pyton.Ale potem niespodziewanie obwisł i zaczął zostawać z tyłu.Byli uratowani.- Może już dość tych ucieczek przede mną? - zapytał na powitanie Theodor Solvitz.Szedł im na spotkanie, kłaniając się z gracją i serdecznością.- Może i dość - odpowiedział Jason przez zęby.- A co pan nam proponuje?- Proponuję rozmowę w jakimś normalniejszym dla was otoczeniu.Jestem zachwycony waszymi fizycznymi możliwościami, ale.Jason przerwał mu:- Nie radzę pokpiwać z naszych możliwości umysłowych.Szczególnie zaś nie radzę mówić niczego, co mogłoby zdenerwować moją damę.Jeśli ma pan zamiar prowadzić normalną rozmowę.- Już rozumiem - uśmiechnął się Solvitz.- Chodźmy.Ciążenie miało tutaj wyraźnie sztuczne pochodzenie i nie było wyższe niż 1/2G.Jason odnotował to już przy poprzedniej wizycie na górze, ale wtedy nie zwracał uwagi na takie drobiazgi.A teraz, po straszliwym napięciu tam, w powietrzu, zadziwiająco przyjemnie było poruszać się lekkim, prawie fruwającym krokiem.Doszli do najbliższego olbrzymiego kołpaka, który poprzednim razem Jason uznał za radioteleskop czy coś podobnego.Otworzyli drzwi i znaleźli się w wąskim korytarzyku, zakończonym drzwiami i windą.Zamiłowanie Solvitza do wszelkiego rodzaju labiryntów zaczynało już nużyć jego gości, jednakże Jason cierpliwie milczał.Wkrótce zapomniał o rozdrażnieniu, ponieważ końcowym przystankiem podróży okazał się mały, przytulny barek na jakieś dwadzieścia miejsc.Klientów nie było widać, a za Ladą sterczała jedna postać.Może kolejny android.Solvitz gościnnie odsunął krzesła, cała trójka usiadła.Postać wyszła zza kontuaru i podeszła do nich.Rzeczywiście - android z nieruchomą twarzą, manekina.Doktor Solvitz zaczął z nim konwersację po francusku.Czy liczył na to, że Jason nie zrozumie? Jakie tajemnice może zawierać zamówienie w barze? Raczej nie zamierzali ich tu otruć.Solvitz zamówił kupę frykasów, markowe wino i koniak.- Czy mogę prosić o whisky? - dość bezceremonialnie zapytał Jason również po francusku.Solvitz zerknął na niego z szacunkiem i skorygował zamówienie.Dostawa nastąpiła niemal natychmiast, a potrawy ,wyglądały znakomicie i na pewno były świeżo przygotowane.Nie obchodzą mnie sekrety miejscowych kucharzy, pomyślał Jason.Tym bardziej że jestem głodny.Bez pośpiechu skosztował whisky, jednego ze starszych ziemskich gatunków, "Cutty Sark".Nie było uroczystych toastów, po prostu za znajomość, i dopiero po ostrygach z oceanu planety Grubliani i po małej rozetce przepysznie pachnącej kastikusjańskiej sałaty przystąpili do poważnej rozmowy.- Przede wszystkim - oświadczył doktor Solvitz - przestańcie działać w pośpiechu, przestańcie gapić się na zegarki i odliczać godziny do śmierci.Będziecie żyli tyle, ile zechcecie.Na mojej planecie czas płynie inaczej niż poza jej granicami.Powiem nawet więcej: mogę regulować tempo przebiegających tu procesów- Przede wszystkim - surowo odezwała się Meta, niespecjalnie uważnie słuchając gościnnego gospodarza - chciałabym wiedzieć, czy jest pan człowiekiem, czy znowu mamy do czynienia z androidem?- Jestem człowiekiem - spokojnie powiedział Solvitz.- Co nie znaczy, że jeśli jeszcze raz rozwali mi pani głowę, nie spotkamy się więcej.Proszę mi wybaczyć, ale ma pani dość dziwny sposób poznawania ludzi.- Po pierwsze, nie od razu - odparła Meta.- Dość długo słuchaliśmy jak pan plótł te bzdury- A po drugie - włączył się Jason - pański sposób zawierania znajomości również wyróżnia się ekstrawagancją: porwanie, zabójstwo naszego przyjaciela, gaz usypiający.Wszystko to było mało przyjemne.Zgadza się pan?- Zgadzam się, ale nie miałem innego wyjścia.- Dlaczego? - szybko zapytał Jason.- Jeśli dacie mi taką możliwość, postaram się wszystko wyjaśnić.- Cóż, czekamy - łaskawie pozwolił Jason i zaczął dzielić wspaniałego maltikorskiego jaszczura, zapieczonego w kukurydzianym cieście.- Wszystko, co już wam opowiedziałem, wcale nie jest stekiem bzdur, a najczystszą prawdą.Nie jest to jeszcze cała prawda, dlatego wydaje się nieprawdopodobna.Już dość dawno temu wróciłem z innego wszechświata.Ale moja asteroida była do tej pory poza zasięgiem waszych przyrządów.Natomiast ja, korzystając z niewielkiego międzygwiezdnego statku klasy "fantom", podróżowałem po Galaktyce.Odwiedziłem kilka planet, przeprowadziłem kilka eksperymentów, skontaktowałem się z kilkoma ludźmi, słuchałem rozmów radiowych waszych służb specjalnych, rozpracowywałem politykę Ligi Światów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]