[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Miałam nadzieję, że jesteśmy zaprzyjaznione.Marta uklepuje poduszkę, Iwona lekko podnosi się w łóżku. Przecież tak naprawdę wcale się nie znamy. W głosie Marty pobrzmiewa smutek.Iwona przeczesuje ręką włosy, Marta zgarnia kubek po wczorajszej kawie, trzeba będziezwrócić uwagę kuchenkowej, żeby zabierała brudne naczynia.Iwona przypatruje się krzątaninie Marty. Przyjechał Saranowicz? Nie, coś mu się przedłużyło. Pod palcami Marty i strumieniem wody puszcza wkońcu ten ciemny pasek po kawie w kubku.Marta odstawia czysty kubek na szafkę koło łóżka. Coś? To musi być zadowolony.Marta jest zażenowana.Trzeba jeszcze prześcielić łóżko, potem nie będzie czasu.Przesuwa delikatnie Iwonę. Podnieś pupę.Powoli, o tak, to minie.Na razie tak jest, bo.Lekarz mówi, że maszleżeć, możesz być osłabiona po ostatnich lekach, to takie częste pogorszenie związane ze zmianąna lepsze, takie przesilenie.Daj termometr. Wyciąga rękę, ich dłonie znowu spotykają się namoment, dłoń Marty ucieka, Iwona niezgrabnie próbuje się podnieść. Nie, nie wstawaj! mówi Marta ostrzegawczo, i trzeba zaznaczyć jeszcze, jaka temperatura. Muszę do łazienki. Mowy nie ma! głos Marty jest zdecydowany. Proszę, siostro.Zawiez mnie do łazienki, nie chcę basenu.Iwona prosi! Marcie robi się przykro.Musi się jakoś wytłumaczyć.Iwonie nie wolnowstawać. Lekarz mnie zabije. Ale ja bardzo proszę.A więc jest jednak furtka.Głos Iwony nabiera cieplejszych tonów.Gdzie ona nauczyła siętak prosić?Marta wychodzi i po chwili wózek jest przy łóżku.Iwona wolno się podnosi, a onaprzytrzymuje ją, schyla się, kładzie jej nogę na czarnej gumie skrzydełek wózka. Najpierw tę, powolutku, nie, nie opieraj się tak o łóżko, oprzyj się o mnie, nie bój się,będzie ci łatwiej.Dobrze, teraz tę nogę, o tak, a potem.Odpocznij chwilę.Potem dobrze,drugą.Gdybyś miała trzecią, to teraz byłaby trzecia, ale nie mamy trzeciej nogi.Wspaniale.Połóż tutaj, na tym, zimna ta podłoga, nie, nie pomagaj mi.Iwona wspiera się na niej całym ciężarem. Do facetów też tak mówisz? Coś ty? Marta jest oburzona. Myślisz, że w szpitalu im nie staje? Staje, staje. Powiedziała, zanim pomyślała.Jaki wstyd! Ale Iwona uśmiecha sięłobuzerskim uśmiechem, w jej oczach migają iskierki. Opowiadaj! Opowiadaj!Teraz trzeba z wenflonu wyjąć kroplówkę.Kiedyś zapomniała i pociągnęła pacjentkęrazem ze stojakiem do kroplówki.Marta delikatnie usuwa plastikową rurkę. Raz stanął.To znaczy jednemu stanął.Ale to było dawno, jeszcze na praktykach.Doktor nas wziął na cewnikowanie, mnie i Gośkę.No i cewnikowałyśmy jakiegoś staruszka.Zeczterdzieści lat miał. Nie mów! To mężczyzni żyją tak długo? Iwona jest rozbawiona. No wiesz, nie zapominaj, że ja miałam wtedy dwadzieścia. No i? No i wkładamy z Gośką rękawiczki.Ten jego penis. Kutas prostuje Iwona..tak leży bezwładnie. Marta nie zamierza zwracać uwagi na te prowokacje.Malutkie toto, to biorę w dwa palce, policzki mnie palą, facet też czerwony jak burak, rurkęGośka trzyma, a tu z takiego beleco robi się. Kutas! radośnie krzyczy Iwona. I to jaki! Puściłam go, a facet bąka przepraszam, siostro, przepraszam. A za co? Głupek, gdyby nic, to rozumiem.Nie miał się czego wstydzić.Udało się.Marta nie lubi przełączać kroplówki w trakcie działania. No, nie miał.Lekarz udaje, że nie widział, a widzę, że dusi się ze śmiechu, a ten..kutas!.kurczy się.No to znowu biorę delikatnie, a to rośnie! Jak słowo daję, nigdy potemmi się to nie zdarzyło! Współczuję. Iwona jest szybka jak karabin maszynowy. No wiesz, nigdy tak.Oj, nie chodzi mi o normalne życie! Może zacznij używać poza szpitalem rękawiczek! Iwona poprawia się na wózku.Jest blada, niebieskie oczy bez makijażu patrzą tak niewinnie.Podnosi rękę do góry i zarzucasobie włosy na plecy, przekrzywia zabawnie głowę i naśladuje falsetem domniemany ton głosu: O Boże, i co ja mam z tym zrobić, ty babonie jeden, ty, fe!Marta nie może się nie roześmiać. Słuchaj, prawdę powiedziawszy, to był zdrowy czterdziestolatek. Iwona robi siępoważna. Chory, on był chory prostuje Marta i wypycha wózek z sali.POAUDNIEMarta przytrzymuje kolanem drzwi.Musi bardzo uważać, wózek jest szeroki, a drzwistanowczo za wąskie.Wpycha wózek do separatki.Iwona cierpliwie czeka, aż Marta poprawipościel, strzepnie prześcieradło, dostawi wózek do łóżka i pomoże jej się przemieścić.To już niejest takie proste.Marta musi mocno stanąć na ziemi, a potem pomalutku podnieść Iwonę.Musiuważać na swój kręgosłup lekarz powiedział, że to choroba zawodowa pielęgniarek.ChoćIwona jest z każdym dniem lżejsza, Marcie sprawia coraz większą trudność podnoszenie jej.Udało się.Iwona leży, oddycha ciężko, Marta przykrywa ją kołdrą. Kurczak! Zjadłabym kurczaka! Iwona przymyka oczy. W kraju, gdzie tak drastycznie spada przyrost naturalny, chcesz jeść ptaki? Kurczaka, powiedziałam! Nie bociana! Choć nie zostało udowodnione, że to bociany. To zupełnie inne ptaki.A nawet na pewno! podejmuje temat Marta. Nie poznaję cię, siostro! Iwona nie może powstrzymać się od śmiechu.Ale Martawcale nie jest wesoła. No cóż, głodnemu chleb na myśli. przerywa w pół słowa.Wie, że za dużopowiedziała. O ile się orientuję, masz męża.Teraz trzeba się zdecydować i Marta decyduje się.Siada na łóżku Iwony, Iwona sięprzesuwa, robi jej miejsce.Marta poważnieje. Ale coś ostatnio nie za dobrze się między nami układa. Reflektuje się. To znaczyw ogóle dobrze.Tylko. Pamiętam.Byłam mężatką. Głos Iwony jest ciepły. No i co? Marta postanawia słuchać.Zawsze to łatwiejsze, niż mówić. Fajnie to się dopiero rozwodziliśmy. Dlaczego? Dlaczego co? Dlaczego się rozwiedliście? Oj, czyja wiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]