[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza tym lord Vetinari, najwyższy władca Ankh-Morpork, dosyć lubił muzykę.Ludzie zastanawiali się często, jaki rodzaj muzyki byłby dla kogoś takiego interesujący: może silnie sformalizowana muzyka kameralna, może muzyka operowa z gromami i błyskawicami.W rzeczywistości muzyka, którą lubił naprawdę, to ta, która nigdy nie jest grana.Jego zdaniem ruiną dla muzyki jest dręczenie jej z użyciem wysuszonych skór, kawałków zdechłego kota i brył metalu przekutych na druty i rury.Muzyka winna pozostać zapisana na białych stronicach, w szeregach małych kropek i kresek ustawionych między liniami.Tylko wtedy jest czysta.Kiedy ludzie zaczynają robić z nią różne rzeczy, zaraz wdaje się zgnilizna.O wiele lepiej jest siedzieć spokojnie w cichym pokoju i czytać nuty, kiedy między umysłem kompozytora i odbiorcy nie ma nic prócz linii tuszu.A kiedy grają ją spocone grubasy, ludzie z włosami w uszach, ze śliną kapiącą z końca oboju.Na samą myśl o tym aż się otrząsał.Chociaż niezbyt mocno, ponieważ nigdy nic nie robił w stopniu ekstremalnym.A zatem.- Co się wtedy stało? - zapytał.c- Wtedy to on zaczął śpiewać, wasza miłość - odpowiedział Drętwy Michael, licencjonowany żebrak i nieformalny informator.- Piosenkę o Wielkich Kulach z Klejnotów.Patrycjusz uniósł brew.- Słucham?- Coś takiego.Nie bardzo żem słowa zrozumiał, a to z powodu tego, że fortepian wziął i wybuchnął.- Och.Domyślam się, że to nieco utrudniło dalsze występy.- Gdzie tam, małpiszon grał na tym, co się ostało.Ludzie wstali i zaczęli krzyczeć, tańczyć i tupać nogami, jakby się zaczęła plaga karaluchów.- I powiedziałeś, że przedstawiciele Gildii Muzykantów doznali obrażeń?- To dopiero było dziwne.Byli potem bladzi jak prześcieradło.- Drętwy Michael przypomniał sobie własną pościel.- W każdym razie jak niektóre prześcieradła.Drętwy Michael mówił, a Patrycjusz przeglądał raporty.Z pewnością był to niezwykły wieczór.Zamieszki Pod Bębnem.cóż, to raczej normalne, choć z opisu nie wyglądało to na typową bójkę, a już na pewno nigdy nie słyszał o tańczących magach.Miał wrażenie, że rozpoznaje objawy.Tylko jedna rzecz mogła jeszcze bardziej pogorszyć sytuację.- Powiedz - rzekł -jak na to wszystko zareagował pan Dibbler.- Co, wasza miłość?- To chyba proste pytanie, jeśli mogę je ocenić.Drętwy Michael czuł już formujące się w krtani słowa „Ale skądeś wiedział, wasza miłość, że stary Dibbler tam był? Przeciem nie mówił”.Zdążył się jednak zastanowić, potem znowu, i jeszcze raz, zanim je wypowiedział.- Tylko siedział i patrzył, wasza miłość.Z otwartą gębą.A potem wyleciał na dwór.- Rozumiem.No cóż.dziękuję, Drętwy Michaelu.Nie zatrzymuję cię dłużej.Żebrak zawahał się.- Paskudny Stary Ron mówił, że wasza miłość czasem płaci za informacje.- Tak mówił? Doprawdy? Rzeczywiście tak powiedział.No, no, to ciekawe.- Vetinari zanotował coś na marginesie raportu.- Dziękuję.- Eee.- Nie pozwól mi cię zatrzymywać.- Tego.niech bogowie błogosławią waszą miłość - rzucił jeszcze Drętwy Michael i biegiem pognał do drzwi.Kiedy ucichło już tupanie butów żebraka, Patrycjusz zbliżył się do okna, splótł ręce za plecami i westchnął.Istnieją zapewne miasta-państwa, myślał, gdzie władcy muszą się przejmować tylko drobiazgami.inwazją barbarzyńców, równowagą budżetu, skrytobójstwami, erupcją pobliskiego wulkanu.Nie ma tam ludzi radośnie otwierających drzwi do naszej rzeczywistości i wołających - metaforycznie: „Witaj, wejdź proszę, miło cię widzieć, jaki masz piękny topór, a przy okazji, może da się zarobić na tobie jakieś pieniądze, skoro już tu jesteś”.Czasami Vetinari zastanawiał się, jaki los spotkał pana Honga.Wszyscy wiedzieli, naturalnie.W sensie ogólnym.Ale nie dokładnie.Co za miasto.Wiosną rzeka stawała w ogniu.Mniej więcej raz w miesiącu wybuchała Gildia Alchemików.Wrócił do biurka i zanotował coś jeszcze.Trochę się obawiał, że będzie zmuszony kazać kogoś zabić.Potem sięgnął po trzecią część „Preludium G-dur” Fondela i zaczął czytać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]