[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wariant roju! krzy knął Nexus.Wszy scy go naty chmiast posłuchali, bo pomy sł by ł dobry.Mój Sky mour, podobnie jak wszy stkie inne, rozdzielił się na składowe elementy osobnoposzy bowały dłonie, przedramiona, ramiona, głowa, pierś, w której tkwiłem, brzuch, uda, kolana,ły dki i stopy.Wszy stko to mknęło w spiralny m tańcu, morfując tak, by wrogie pociski miały jaknajmniejszy cel.I wszy stkie te części wciąż prowadziły ostrzał.Pruły rakietami, laserami,działami plazmowy mi i miotały małe czarne dziury ! Manewr zadziałał, chociaż zwolniliśmy, boty lko cały Sky mour dy sponuje potężny mi silnikami.Jeszcze dwieście metrów, jeszcze sto, jeszczety lko chwila&Potwór, okrążając nas w zwodniczy m tańcu, otworzy ł paszczę, ry knął i, jak się okazało, dopierow ty m momencie postanowił pokazać, na co go stać.W korpusie otworzy ło się kilka wróti wy leciało z nich takie mrowie pocisków, że ledwie dostrzegłem rakiety, zobaczy łem bły sk,targnęło mną tak, jakby m dostał pięścią w nos, i straciłem przy tomność.Frin ocucił mnie kilkaset metrów dalej.Wciąż tkwiłem w pokiereszowanej piersi Sky moura,a przez dziurę w poszy ciu widziałem ogniste niebo planety.Ikony stanu załogi informowały, żezginęła połowa z nas.Ostatecznie.Asmodea, Martina, Gida, Achilles i& dwóch Laurusów.Poderwałem zbroję i nakazałem hipokowi odbudować pancerz. Imperatorze miłościwy! usły szałem głos Garibaldiego. Miej w opiece RanaRa!Zlokalizowałem go na mapie.Niewiary godne.Med przetrwał wściekły atak króla, jegoSky mour już się zespolił i właśnie lądował na barku potwora.Jak w zwolniony m tempie osłaniałsię przedramieniem przed pociskami, a sam grzmocił w spojenie między łbem i korpusemi wy ciągał czwórdzielne stopy, by przy ziemić.Rakiety wroga odbijały się od jegonaramienników, strzały odry wały płaty pancerza z nóg i piersi.A on, jakby nieczuły na całą tęnawałnicę, dobudowy wał na pancerzu brakujące elementy.Wy glądał, jakby otaczały go rojepszczół, które krążąc wokół Sky moura, wtapiały się w niego i leczy ły go.Rzuciłem się w górę.Wszy scy, którzy przetrwali, pomknęli do przodu, a nasze zbrojeuzupełniały poszczególne elementy podczas lotu.Sky mour zgłosił dołączenie nóg, ramion,w końcu głowy.Laurus wy lądował na barku.Jego Demon i Anielica osłaniały go niczy m najdroższą relikwię,odbijając dziesiątki dronów ciągnący ch wrzeciona.Jego Sky mour wy glądał niczy m wróbel naramieniu cy klopa.Potwór wy ciągnął łapę, by go zrzucić, ale pancerz Wilehada rozpadł się naposzczególne moduły i zrósł po ty m, jak łapsko go minęło. Laurus! Moja krew dla ciebie i za ciebie! krzy knąłem. Wybacz, przyjacielu, że zwątpiłem!Wilehad, widoczny na podglądzie w górnej części mojego pola widzenia, uśmiechnął się.I w ty m momencie zapadła wieczność.Na wszystkie niebiosa,Na wszystkie demony,Na wszystkie karty Dominium Libri Mundi.Jestem Bramą Bram,Jestem Wrotami Mocy.To nie ja jestem silny sobą,Ale Moc jest wielkaPRZEZE MNIE!!!Jego anielica zniknęła.Demon otoczy ł go wielkimi skrzy dłami, a miecz Laurusa wy dłuży ł sięi zapłonął! Teraz by ł trzy krotnie dłuższy, niż wy nosiła wy sokość Sky moura! Co on zrobił?! krzy knęła Angie.Laurus wziął potężny zamach.Czas wokół niego zwolnił i miało się wrażenie, że im dłużej trwazamach, ty m większą generuje energię.Na cetnię czy dwie, gdy klinga by ła za ramieniempancerza, czas się wręcz zatrzy mał.A potem miecz, od którego biła falami niezrozumiała moc,ciął w szy ję potwora, rozrzucając wokół fale uderzeniowe i okruchy tworzy wa, z któregozbudowano arcy diabła.W moje uszy uderzy ł jakby kobiecy krzy k.W stronę RanaRa pędziło storakiet, ale cała energia Secundusa skupiona by ła na cięciu, które wciąż trwało.Ostrze potężnegomiecza wgry zało się głębiej i głębiej w pancerz.Sky mour wy buchał, płonął, dy mił, rozpadał się,ale uparcie składał się z powrotem, a broniący go Demon odbijał srzy dłami kolejne rakiety,ry cząc przy ty m tak, że zdawało się, że za chwilę pęknie świat.Wreszcie łeb potwora zaczął sięoddzielać od korpusu, przechy lił się i poleciał w dół.Gdy otwieraliśmy usta, by wy doby ć z siebieokrzy k zwy cięstwa, Sky mour RanaRa wy buchł.Ikona oznaczająca Wilehada zamigotała i pokry ła się czerwienią.Zginął. Laurus! Nie! krzy knął Nexus. Dorwać tę głowę! zakomenderował Mbele. Nie mazgaić się! Wywlec króla! Ten padalecmusi wreszcie wezwać flotę! Nie trzeba odezwała się Gida. Chyba już się pojawiają& Nexus, ląduję, osłaniaj mnie! krzy knąłem. Co robisz? Wchodzę w Eyenet! Po co?! Po Laurusa!Osiadłem na jedny m z dachów, wy dałem Sky mourowi rozkaz samoobrony i wszedłemw bezczas.By ło mi wszy stko jedno, czy mnie zabiją, czy nie.Nie dam ci odejść, Laurus.Znajdęcię, przy jacielu.Coś mi mówi, że to możliwe.Nigdy tego nie robiliśmy, ale to musi by ć możliwe.Musi.Pomknąłem przez wy miar czasowy.Widziałem go w sterówce Sky moura uśmiechającego się,szczerzącego długie kły i zadającego ostateczny cios.Widziałem, jak sterówka wy bucha, a jegociało wy parowuje.Stop.Zatrzy muję tę scenę.Wciąż jestem w sterówce.Penetruję ją.Gdzie jesteś, Laurus?Nie widzę go.Nie widzę jego duszy.Nie ma jej ani w środku, ani dookoła zbroi, nigdzie.Okrążam korpus demona, szukam za plecami, pod niebem, pod ziemią.Nie ma. Laurus! krzy czę. Laurus!Cisza. Tell! Tell, pomóż! Jestem, przyjacielu. Jak znalezć Laurusa?! O, to nie problem.Laurus! Głos Smoka układa się niczy m błękitna ścieżka, która wy ry waszczelinę w wielowy miarowej przestrzeni, i już jestem otoczony multiświatem, kartami LibriMundi, na który ch przenikają się losy miliardów istnień ludzkich i nieludzkich.Sły szę wiele głosów,widzę wiele twarzy.Jak go znalezć?! Laurus! krzy czy Smok.I nagle widzę jasną poświatę.To on! Laurus! Torkil? Tak, to jego głos! Laurus, kochany, wracaj!Zbliżam się do niego.Wy gląda tak samo, jest ty lko& piękniejszy.I przezierny, jakby utkanyz energii, chociaż wiem dobrze, że to nie energia, lecz informacja. Dokąd, Torkilu? Do swoich! Wracaj! Nie mam aruna. To nic! Zciągnę cię! W jaki sposób? Jeszcze nie wiem, to musi się udać!Uśmiecha się. Niezwy kłe.Zawsze podziwiałem twoją wiarę w rzeczy niemożliwe.Tak czy owak, nie chcęwracać.Coraz mniej mnie wszy stko obchodzi. Laurus, błagam, poprowadzę cię.Wilehad parska. Ty, Torkilu? Jak? Mam swoje sposoby, chodz!Patrzy na mnie z zainteresowaniem. Ty masz sposoby ? My ślałem, że ty lko ja wiem, że& %7łe to możliwe?! Laurus! Skąd?! Jak?!Macha ręką od niechcenia. Pauline i Kaja& Jak to Pauline i Kaja? Co Pauline i Kaja? Nieważne.Chwy tam go za rękę. Masz rację, Laurus.Nieważne.Chodz. Nie. Zatrzy muje mnie. Tak musiało by ć.Zgniłe ziarno zostało usunięte.Imperium niebędzie na nim rosło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]