[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Magus strzelił palcami i promienie rozprysły się na wszystkie strony niczymstłuczona szyba.Dymek padł na plecy jak uderzony i przesunął się kawałek po mokrymkamieniu, zatrzymując się u stóp Szarej Grzywy.- Czegoś takiego nie ogląda się co dzień - wydyszał człowieczek.Magus stał nieruchomo,ale Szara Grzywa nie oderwał od niego wzroku, by sprawdzić co z Dymkiem.- Powinniśmy wezwać jego - stwierdził czarodziej, podnosząc się z dachu.Magus rozpostarł powoli ramiona, jakby był ptakiem gotowym się zerwać do lotu.SzaraGrzywa zaczerpnął tchu, chcąc coś powiedzieć, powstrzymał się jednak i spojrzał w bok.Wzdłuż kolumnady zbliżały się trzy sylwetki odziane w ciemne, targane wiatrem płaszcze -dwóch mężczyzn i jedna kobieta.Kyle był pewien, że nie przyszli tu z ich grupą.SzaraGrzywa zaklął pod nosem.Dymek dmuchnął w dłonie i splótł je mocno.Gwardziści schodzili z drogi trojgu przybyszom.Kyle wiedział, że pierwszy z nich toCzepiec.Miał twarz o ostrych rysach, niebieskie spirale tatuaży na podbródku i gęstą siatkęblizn od noża na szyi.Drugim zapewne był Keitil.Smagłolicy mężczyzna był koczownikiem,podobnie jak Kyle, choć pochodził z krainy zwanej Równiną Wickańską.Trzecią była Isha,masywna kobieta o szerokich biodrach i długich, ciemnych włosach splecionych wpojedynczy warkocz.Wszyscy troje byli welonami - najemnymi skrytobójcami.SzaraGrzywa zerknął pytająco na Dymka.- Na pewno zwrócili się do niego Braciszkowie - stwierdził mag, wzruszając ramionami.- Widzę, że osiągnęliście pewne postępy! - zawołał do Szarej Grzywy Czepiec.Renegat zgarbił się, nie odpowiadając ani słowem.- Nie prosiliśmy o waszą pomoc - wykrztusił po chwili.Czepiec machnął urękawicznionądłonią.- Proszę bardzo, zakończcie to sami.Jeśli potraficie.Szara Grzywa znowu spojrzał na nieruchomego magusa.- Wy zawsze stosujecie to samo rozwiązanie.Nie trzeba się zastanawiać.- Coś się dzieje - ostrzegł go Dymek.Magus odchylił głowę, spoglądając na chmury.Wyprostował ramiona jeszcze bardziej,otworzył dłonie i rozpostarł palce.Grube wełniane rękawy opadły, odsłaniając niebieskietatuaże w kształcie spiral i fal, otaczające obie kończyny od dłoni aż po barki.SymboleWiatru.- Nie! - wykrztusił Kyle.Duch Wiatru! To z pewnością był on.Błogosławiony Przodek,według nauk jego plemienia.Chłopak pochylił się i otworzył usta, gotowy coś wykrzyknąć.Ostrzeżenie? Błaganie? - Kryć się! - zawołał jednak Czepiec.Magus uniósł ręce nad głowę, jakby chciał sięgnąć ku chmurom.Zacisnął dłonie w pięścii opuścił gwałtownie ręce.Na Ostrogę spadła kanonada błyskawic.Kamień trząsł się pod ich ciosami.Ludziewrzeszczeli przerazliwie, głosami załamującymi się z przerażenia.Kyle padł na drżącąpowierzchnię.Oślepiały go nieustanne błyskawice.Osłonił głowę ramionami.Z jego ustwyrwał się nieartykułowany krzyk.Kiedy to się skończy?Burza minęła.Kyle słyszał jeszcze huk gromów dobiegający z odległych o wiele milrównin.Uniósł się i zamrugał.Czuł się, jakby zbito go drewnianymi pałkami.WszyscyGwardziści podnosili się z wysiłkiem, jęczeli i chwiali się na nogach.O dziwo, Szara Grzywawciąż stał.Chłopak zadał sobie pytanie, czy cokolwiek mogłoby zwalić renegata z nóg.Nawet on krzywił się jednak z bólu i pochylał głowę, by osłonić oczy.Dymek leżałnieruchomo u jego stóp.Przechył trzymał w objęciach jego głowę, przyglądając się z uwagąoczom.Magus nie ruszył się z miejsca.Krzyżował teraz ręce na piersiach.Kyle podczołgałsię do Przechyla.- Nic mu się nie stało? Sabotażysta trzepnął maga w policzek.- Chyba nic.To twarda sztuka.Chłopak rozejrzał się wokół.Czepiec zniknął razem z dwojgiem swoich ludzi.- Gdzie są welony? - Wzięli się do roboty.- Jak to do roboty? - zapytał Kyle, prostując się nagle.Stary sabotażysta wskazał głowąna magusa.- Nie! Kyle wstał.- Chłopcze? - Przechył przyjrzał mu się z uwagą.- O co chodzi, chłopcze?- Nie mogą tego zrobić! Nie mogą.Przechył złapał go za ramię.- Ten bies jest grozbą dla wszystkich.Mieliśmy swój udział w jego przywołaniu, więc.- Nie! Nie groził nikomu.- Przykro mi, ale nie tak się to robi - odparł Przechył, potrząsając głową.- Nie możemypodejmować podobnego ryzyka.Kyle wyrwał mu się i wyszedł chwiejnym krokiem na dziedziniec.- Chłopcze!Zerwał się do biegu, choć krzywił się z bólu przy każdym kroku.Był przekonany, żezaraz uderzy piorun, zmieniając go w zwęglonego trupa.Nic się jednak nie stało.Nierozbłysła błyskawica, nie oberwał bełtem z kuszy - obawiał się również, że Gwardianatychmiast ukarze go za niewykonanie rozkazu.Słyszał krzyki, zagłuszane przez wyciewiatru.Magus nadal stał nieruchomo, jak zdobiące dziedziniec kamienne posągi.Przechyliłgłowę o potężnych łukach brwiowych, jakby nasłuchiwał jakiegoś odległego przekazu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]