[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tomaszu, mój chłoptasiu, gdzie jest twój pług? Mój pług? Dalibóg! Twój pług! Przecież chcesz zostać rolnikiem?Wzruszył ramionami i nic nie odpowiedział.Znów zaczęła kpić, lżąc go słowami i gestem: Chodzi tu o głowę, mój Tomaszu! Czego się nie robi, aby uratować taką głowę jak ta,zaiste, piękną głowę! No, dalej! Bierz grabie, bronę, rydel, motykę! Kiedy opuszczamy okręt?Tupnął nogą. Milcz! Kto mówi o opuszczeniu okrętu?Udała wielce zdziwioną: Cóż to, kochanie? Nie chcesz słuchać tego poczciwego gubernatora Cussi Tarin, twegowiernego druha? Chcesz mu narobić kłopotów? Czyżbyś chciał wypłynąć wbrew własnejchęci?Odwrócił głowę, pochylając ją na ramię. No nie. odparł nie natychmiast.Wybuchnęła pogardliwym śmiechem. Tchórzu! wołała śmiejąc się. Tchórzu! Dobrze o tym wiedziałam!Podszedł do niej z zaciśniętymi pięściami. O czym wiedziałaś?Przestała się śmiać, spojrzała na niego, a jej czarne oczy rzucały płomienie: Zmiesz się o to pytać?Szybkim ruchem skinął głową: Odpowiedz! O czym wiedziałaś?.Ty ladacznico! Tchórzu! powtórzyła z wściekłością. Wiedziałam o tym, że się ulękniesz i że bę-dziesz posłuszny rozkazom króla.%7łe będziesz się wylegiwał, ty psie ospały! Wiedziałam otym, że byłbyś szczęśliwy, mogąc uniknąć na zawsze wojny i walki, tak jak zawsze unikałeśwszelkich niebezpieczeństw, ludzi groznych, jak unikałeś.Umilkła, gdyż mimo całej swej zuchwałości przeraziła się strasznego spojrzenia korsarza.Ale w chwilę potem zawstydziła się swego wahania i wykrzykiwała: Jak unikałeś zawsze wszystkich moich kochanków, jak unikałeś.Nie dokończyła.Po raz pierwszy podniósł na nią rękę.Uderzył.A uderzenie to powaliło jąna ziemię.Rzucił się na leżące ciało.Uderzył znowu, dziki, wzburzony, gotów ją zabić. Milcz! ryczał. Milcz!Ale ona wyprężyła się na wspartych łokciach.147 Tchórzu! Tchórzu! krzyczała głośniej od niego. Tchórzu! Mnie mordujesz, bo innychnie śmiesz! Tchórzu! Idz, ratuj się, uciekaj! Uprawiaj pole, które ci da twój Cussi za cenętwego tchórzostwa!Bił ją nieprzytomnie.Upadła wreszcie i umilkła, wyczerpana całkowice.Nagle zaczęłaszlochać z bólu i wściekłości.Wtedy ją puścił, kopnąwszy nogą bezwładne ciało.Ale ona wcale nie była nieprzytomna.I usłyszała go, jak wyszedłszy z wielkiej kabiny,rzucał załodze rozkazy głosem podobnym do huku grzmotu lub działa: Wszyscy na pokład! Gwizdać na manewry! Do stu diabłów! Każdy na swoje miejsce iszykować się do wyjścia w morze!Jakkolwiek noc była bardzo ciemna, bez księżyca, w pół godziny potem Piękna Aasicapłynęła już pod pełnymi żaglami.XIIIW siedem dni pózniej Piękna Aasica wróciła na Tortue.Tego dnia odbywało się przyjęcie na pokładzie fregat królewskich.Dowódca eskadry,wielki dygnitarz, podejmował gubernatora de Cussi Tarin, tudzież obydwóch komisarzy JegoKrólewskiej Mości, panów do Saint-Laurenta i Begona, jakkolwiek byli oni ludzmi niższegostanu, ale o tysiąc pięćset wielkich mil od Wersalu etykieta zezwalała na pewne uchybienia.Zaproszono na to przyjęcie wszystkich miejscowych notabli.Fregata admiralska, ubrana fla-gami, tonąca w kwiatach i zieleni, miała wygląd pływającego pałacu.Na kasztelu rufowymustawiono namiot z czerwonego aksamitu o złotych frędzlach, pod którym zgromadzili siązaproszeni panowie wokół długiego stołu, zastawionego doskonałymi winami oraz piwem,cydrem, lemoniadą i różnymi innymi płynami, a także wielką ilością czekolady, owoców iciast.Od wczesnego popołudnia bawiono się doskonale, opróżniając puchar za pucharem ipijąc za zdrowie króla.Na długo przed zachodem słońca wszystkich ogarnęła głośna weso-łość, słychać było śpiewy, śmiechy i radosny gwar.Mimo to nie zaniedbano postawić wachty, marynarze wachtowi badali lunetami widnokrągz całą skrupulatnością, jaką regulaminy pana Colberta wprowadziły w zwyczaj na okrętachJego Królewskiej Mości.Toteż pośród największego rozgwaru zabawy dowódca wachty niewahał się zawiadomić dowódcy eskadry, znajdującego się w aksamintym namiocie, że ukazałsię jakiś okręt i kieruje się do portu.Dowódca eskadry trzymał puchar w dłoni.Wiadomość sama w sobie nie przedstawiała ni-czego nadzwyczajnego.Przyjął ją z uśmiechem. Do licha! rzekł podnosząc puchar oto okręt, który przybywa w szczęśliwą godzinę!Niech będzie pozdrowiony! Panowie, wypijmy zdrowie tego okrętu!Wszyscy wypili.Ale starszy wachty, z czapką w garści, stał na baczność i nie odchodził.Dowódca eskadry zapytał go: Cóż tam jeszcze? Po co tam sterczysz, chłopcze, jakbyś kij połknął? Mówże, do licha! Admirale rzekł marynarz ten okręt to jest. No? Ten okręt, zdaje mi się, jest podobny do okrętu groznego pirata, który wypłynął stądostatniego tygodnia. Czyżby!? wykrzyknął admirał poważniejąc. Piękna Aasica Tomasza 1 Agneleta? Tak odpowiedział starszy wachtowy.Nazwisko to podziałało jak dzban zimnej wody.W jednej chwili śmiechy i śpiewy ucichły.Pan de Cussi Tarih zbladł.Panowie de Saint-Laurent i Begon zbliżyli się, nadstawiając ucha.Dowódca eskadry jednak pozostał spokojny.Wzruszył ramionami:148 Tomasz 1 Agnelet czy kto inny, mało nas to obchodzi.Niech przybywa, jeśli to on.Czyżto pierwszy raz Piękna Aasica krąży osiem albo dziesięć dni po morzu, aby wyszkolić swąmłodą załogę?Przy słowie młodą gubernator Cussi potrząsnął głową.Marynarz tymczasem stał nawprost dowódcy eskadry z otwartymi ustami, jakby nie powiedział jeszcze wszystkiego. Skończyłeś już? rozgniewał się admirał. Czego chcesz jeszcze, szelmo? %7łebym cipodał szklankę wina? Albo może dał ci kopniaka?W taki jowialny sposób oficerowie zwracali się często do marynarzy.Rozwiązało to językstarszego wachty. Oczywiście, nie! odpowiedział. Ale chciałem jeszcze dodać, że fregata piracka niewraca tym razem do portu tak jak zwykle. A zatem jak? zapytał zdziwiony dowódca eskadry.Marynarz wyprężył się na progu aksamitnego namiotu.Wyciągnął ramię w kierunku za-chodnim. Wasza dostojność raczy sam zobaczyć.Kilku zaciekawionych gości admirała wyszło wraz z nim z namiotu.Zobaczyli. Piękna Aasica była już niedaleko.Płynęła pod pełnymi żaglami, gdyż morze było spo-kojne i wiał słaby wiatr południowy.Kierowała się wprost do portu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]