[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zciany obklejone byÅ‚y grubÄ… warstwÄ… plakatów informujÄ…cych o koncertach i nabożeÅ„stwach.Biuro byÅ‚o zapuszczone, ale na tyle czyste, że mężczyzna czuÅ‚ siÄ™ uprawnionydo zlustrowania go pogardliwym spojrzeniem.- Czy mogÄ™ zadzwonić? - spytaÅ‚ John i poÅ‚ożyÅ‚ na ladzie dziesiÄ™ciodolarówkÄ™.Krzaczaste brwi uniosÅ‚y siÄ™.- Za granicÄ™ - dodaÅ‚ John.- USA.Brwi opadÅ‚y.OpierÅ›cieniona Å‚apa Å›ciÄ…gnęła banknot z blatu, druga wskazaÅ‚a prawy zdwóch aparatów telefonicznych na Å›cianie.- Está bien.Dos minutes.John podziÄ™kowaÅ‚ sinieniem gÅ‚owy i wziÄ…Å‚ sÅ‚uchawkÄ™.Teraz tylko siÄ™ nie pomylić.WybraÅ‚ kierunkowy za granicÄ™, 98, wypisany wyraznie i we wszystkich popularnych jÄ™zykach naaparacie.Potem 1 dla USA.Potem przerwaÅ‚.ChciaÅ‚ zadzwonić do sekretariatu nowojorskiej filii i polecić, bydyskretnie zabraÅ‚y go stÄ…d sÅ‚użby bezpieczeÅ„stwa.Ale teraz ten pomysÅ‚ wydaÅ‚ mu siÄ™ jakoÅ›dziwnÄ… pomyÅ‚kÄ….Mężczyzna za ladÄ… bÄ…knÄ…Å‚ coÅ›, gestykulujÄ…c ponaglaÅ‚ go, by dalej wybieraÅ‚ numer:- Ándele, ándele!Nie.To nie jest dobry pomysÅ‚, choć nie wie, dlaczego.John uniósÅ‚ dÅ‚oÅ„, chciaÅ‚ jużnacisnąć wideÅ‚ki, gdy przez gÅ‚owÄ™ przemknęła mu myÅ›l, której posÅ‚uchaÅ‚, nie zastanawiajÄ…c siÄ™wiÄ™cej.Jego palce wystukaÅ‚y zero i potem cyfry numeru telefonu, którego nigdy by niezapomniaÅ‚, tak samo, jak nie zapomina siÄ™ daty urodzin swojego najlepszego przyjaciela.- Halo? - odezwaÅ‚ siÄ™ gÅ‚os Paula Siegela. 42Zócalo byÅ‚ sercem miasta i jego najwiÄ™kszÄ… dumÄ….Wielki, jakby stworzony dlaprzemarszów i parad, otoczony potężnÄ… katedrÄ… i pompatycznym paÅ‚acem, rozlegÅ‚y i przestronny,dzieÅ„ i noc peÅ‚en tÅ‚oczÄ…cych siÄ™ na nim przechodniów, żebraków, malarzy ulicznych,zakochanych par, rodzin i fotografujÄ…cych siÄ™ turystów.Wokół niego przelewaÅ‚ siÄ™ nigdy niesÅ‚abnÄ…cy strumieÅ„ samochodów, a na Å›rodku dumnie powiewaÅ‚a narodowa flaga.WieczoremmaszerowaÅ‚ tu oddziaÅ‚ gwardii, aby ceremonialnie Å›ciÄ…gnąć ogromnÄ… pÅ‚achtÄ™, potem wzdÅ‚użfasad zapalaÅ‚y siÄ™ tysiÄ…ce lamp, jednoczÄ…c siÄ™ w efektownÄ… nocnÄ… iluminacjÄ™.John czuÅ‚ siÄ™ niewidzialny.Powoli wÄ™drowaÅ‚ wokół placu, caÅ‚y czas rozglÄ…dajÄ…c siÄ™, stalegotów rzucić siÄ™ do ucieczki, obojÄ™tne z jakiego powodu, ale nikt na niego nie patrzyÅ‚ ani nic odniego nie chciaÅ‚.PrzeszedÅ‚ wzdÅ‚uż ciÄ…gnÄ…cego siÄ™ bez koÅ„ca frontonu Palacio Nacional, zatopiÅ‚w kontemplacji reliefu na katedrze, włóczyÅ‚ bez celu po arkadach peÅ‚nych sklepów sprzedajÄ…cychalbo ozdoby, albo kapelusze, nic innego.ZatrzymaÅ‚ siÄ™ przed gablotÄ… i zamyÅ›lony oglÄ…daÅ‚biżuteriÄ™ leżącÄ… w niej niczym zÅ‚oto Azteków, kiedy postawna matrona w ondulowanej fryzurzewcisnęła mu w dÅ‚oÅ„ kilka monet, tak zdecydowanie, że nie odważyÅ‚ siÄ™ zaprotestować.Nastoisku w jednej z przecznic dostaÅ‚ za nie taco, zjadÅ‚ je w mgnieniu oka, a potem żaÅ‚owaÅ‚, bozalegaÅ‚o mu w żoÅ‚Ä…dku jak beton.CzuÅ‚ siÄ™ niewidzialny i w osobliwy sposób wolny.W ciÄ…gu minionych tygodni jakbyopadÅ‚y z niego wszystkie niezbÄ™dne atrybuty cywilizacji, wszystkie te uciążliwe codziennezabiegi higieniczne, niezliczone zobowiÄ…zania życia spoÅ‚ecznego, wszystko to przypominaÅ‚ sobiejak coÅ›, co dotyczyÅ‚o kiedyÅ› kogoÅ› innego i o czym tylko mu opowiadano.Nie miaÅ‚ nic doroboty, jednak nie nudziÅ‚ siÄ™, byÅ‚ zadowolony mogÄ…c gdzieÅ› przysiąść, oprzeć siÄ™ o mur, ispokojnie patrzeć na ludzi.Co jakiÅ› czas czuÅ‚ fizycznÄ… potrzebÄ™, ale nienatarczywÄ…, jakby jegociaÅ‚o chciaÅ‚o jemu pozostawić decyzjÄ™, czy pójdzie za niÄ…, czy nie.Głód, pragnienie, zmÄ™czenie -wszystko byÅ‚o obecne, ale trzymaÅ‚o siÄ™ w tle, nie narzucaÅ‚o siÄ™ ani go do niczego nie zmuszaÅ‚o.OdczuwaÅ‚ pokój ze sobÄ… i ze Å›wiatem, jakiego nie czuÅ‚ jeszcze nigdy, i niemal życzyÅ‚bysobie, żeby Paul nigdy nie przyjechaÅ‚.Ale w koÅ„cu przyjechaÅ‚.Zawsze ta sama szczupÅ‚a postać w okularach, stal przedgłównym wejÅ›ciem do katedry i nie zaszczycajÄ…c historycznej budowli nawet jednymspojrzeniem, rozglÄ…daÅ‚ siÄ™ po placu.John wstaÅ‚ z westchnieniem i powlókÅ‚ siÄ™ do niego, szerokim Å‚ukiem i powoli, żeby nie rzucać siÄ™ w oczy, aż nierozpoznany stanÄ…Å‚ tuż obok niego.- Cześć, Paul - powiedziaÅ‚.Paul Siegel odwróciÅ‚ siÄ™ i spojrzaÅ‚ na niego, najpierw z niedowierzaniem, potem, imdÅ‚użej to trwaÅ‚o, coraz bardziej oszoÅ‚omiony.- John.? - zadyszaÅ‚, a jego oczy wyglÄ…daÅ‚y tak, jakby tylko szkÅ‚a okularówpowstrzymywaÅ‚y je przed wypadniÄ™ciem.- Tak siÄ™ zmieniÅ‚em?- ZmieniÅ‚eÅ›? - zÅ‚apaÅ‚ oddech Paul.- O Boże, John - wyglÄ…dasz jak fakir, który podwudziestu latach medytacji zszedÅ‚ z Himalajów [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl