[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wróćmy jednak do spraw lombardzkich.Kiedy powstawała Aleksandria, Fryderyk powiedział, że tylko tego brakuje, by Pawiaprzeszła do obozu nieprzyjaciół.I dwa lata pózniej Pawia przyłączyła się do antycesar-skiej ligi.Dla cesarza był to cios.Na razie nie przedsięwziął żadnyh kroków, ale w na-stępnych latach sytuacja w Italii stała się tak niejasna, że Fryderyk postanowił się tamwyprawić.Nie ulegało wątpliwości, że jego celem będzie właśnie Aleksandria. Przepraszam, że przerywam  rzekł Niketas  jeśli się jednak nie mylę, wyru-szył do Italii po raz trzeci? Nie, czwarty.Nie, zaraz, niech sobie przypomnę.Zdaje się, że piąty.Bywało, żepozostawał tam cztery lata jak w czasach Cremy i Mediolanu.A może wracał w tymokresie do Germanii? Sam już nie wiem, w każdym razie więcej przebywał w Italii niżu siebie.Gdzie jednak był u siebie? Przywykł do podróży i spostrzegłem, że swojskoczuł się tylko nad jakąś rzeką: był dobrym pływakiem, nie bał się chłodu, wysokiej wodyani wirów.Rzucał się do wody, pływał i widać było, że czuje się w swoim żywiole.Tymrazem jednak wyruszył zagniewany i przygotowany do ciężkiej wojaczki.Stały przy nimmargrabstwo Monferratu, Alba, Acqui, Pawia i Como. Przecież sam powiedziałeś przed chwilą, że Pawia przeszła do ligi. Doprawdy? Ach tak, przeszła, ale potem wróciła do cesarza. O Boże, nasi cesarze wykłuwają sobie nawzajem oczy, ale przynajmniej póki masię wzrok, wiadomo, z kim trzymać. Nie dostaje wam fantazji.Tak czy inaczej tego samego roku gdzieś we wrześniuFryderyk ruszył przez Moncenisio w stronę Suzy.Pamiętał dobrze afront sprzed sied-miu lat i niszczył wszystko ogniem i mieczem.Asti natychmiast się poddało, dającmu wolną drogę, rozbił więc obóz we Fraschecie, nad Bormidą.Rozesłał jednak swo-ich ludzi wszędzie, także na drugą stronę Tanaro.Nadszedł czas rozrachunków z Alek-sandrią.Dostałem list od Poety, który wziął udział w wyprawie, i wyglądało na to, żeFryderyk niósł wszędzie ogień i pożogę, że czuł się, jakby był wcieleniem bożej spra-wiedliwości. Dlaczego nie było cię przy nim? Bo był człowiekiem naprawdę dobrym.Wiedział, jakie męki bym przeżywał, pa-trząc, jak na moich ziomków spada surowa kara, i pod pierwszym lepszym pretekstemnamówił mnie, bym trzymał się z dala, póki Roboreto nie zmieni się w kupę popiołu.128 Zważ, nie używał nazwy Civitas Nova ani Aleksandria, gdyż bez jego pozwolenia niemogło wszak istnieć żadne nowe miasto.Mówił tylko o starym miasteczku Roboreto,jakby po prostu nieco się rozrosło.Działo się to na początku listopada.Lecz w listopadzie doszło na tamtej równiniedo istnego potopu.Padało i padało, tak że nawet pola uprawne zmieniły się w bagna.Margrabia Monferratu zapewnił Fryderyka, że mury miasta są z gliny i że bronią ichmaruderzy, którzy robią pod siebie na sam dzwięk cesarskiego imienia, lecz ci maru-derzy okazali się dzielnymi obrońcami, a mury były tak mocne, iż kafary i tarany ce-sarskie poszczerbiły sobie na nich zęby.Wszystko ślizgało się w błocie, konie i rycerze,a oblegani zmienili w pewnym momencie bieg Bormidy i najlepsza alamańska kawale-ria ugrzęzła po szyję.Aż wreszcie aleksandryjczycy użyli jednej z tych machin znanych już spod Cremy,drewnianego rusztowania przytwierdzonego mocno do stoku twierdzy, i wysunęliz niego długą kładkę, lekko nachylony pomost, z którego górowało się nad wrogiempodchodzącym pod mury.Na ten pomost wtoczyli wypełnione suchym drewnem, na-sączone oliwą, smalcem, sadzą i smołą beczki i podpalili.Beczki potoczyły się błyska-wicznie i spadły albo prosto na cesarskie machiny, albo na ziemię, po której toczyły siędalej niby kule ognia, póki nie natrafiły na jaką nieco dalszą machinę.W tym czasie oblegający zajmowali się przede wszystkim przetaczaniem beczekz wodą do gaszenia ognia.Wody nie brakowało, była w rzekach, bagniskach, lała sięz nieba, ale kiedy piechurzy byli zaprzątnięci jej dostarczaniem na miejsce, nie byłokomu zabijać nieprzyjaciół.Cesarz uznał, że zimę poświęci na zaprowadzanie ładu w swojej armii, bo i taktrudno szturmować mury, kiedy człowiek ślizga się w błocie albo grzęznie w śniegu.Nanieszczęście pogoda nie sprzyjała także w lutym, wojsko więc było zniechęcone, a ce-sarz jeszcze bardziej.I oto ten Fryderyk, pogromca Terdony, Cremy i nawet Mediolanu,miast starożytnych i biegłych w wojaczce, nie mógł poradzić sobie z tym zbiorowiskiemruder, które miastem stało się jakimś cudem i które zamieszkiwali ludzie przybyli Bógjeden wie skąd i nie wiedzieć czemu przywiązani do tych bastionów  choć przedtemnie były to nawet ich bastiony.Baudolino, który trzymał się dotąd z daleka, by nie patrzeć na zagładę ziomków,teraz postanowił udać się tam, zląkł się bowiem, że ziomkowie mogą zrobić krzywdęcesarzowi.I oto miał przed oczami równinę ze wznoszącym się na niej miastem, które widziałw powijakach.Mury były najeżone chorągwiami z wielkim czerwonym krzyżem nabiałym polu, jakby mieszkańcy, ludzie nowi, chcieli dodać sobie odwagi, powiewając129 emblematami, które miały świadczyć o starożytności ich szlachetnego rodu.Przedpolemiasta porastał liszaj kafarów, mangana, katapult, a między nimi przesuwały się trzyciągnięte z przodu przez konie i pchane z tyłu przez ludzi wieże oblężnicze, na którychroiło się od wrzeszczących żołnierzy  wymachujących w stronę murów rękami, jakbychcieli powiedzieć:  Teraz nasza kolej!Obok wieży dostrzegł Poetę, który harcował na koniu z miną człowieka pilnującego,by wszystko szło należycie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl