[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Och dobry Boże,poraz mój język, bo rzeknę rzeczy mało stosowne! W opactwie dzieją się rzeczy mało stosowne? zapytał z roztargnieniemWilhelm, nalewając sobie jeszcze odrobinę mleka. Mnich to też człowiek oznajmił sentencjonalnie Aimar.Potem dodał: Lecztutaj są mniej ludzmi niż gdzie indziej.I rozumie się, że tego, co powiedziałem, nie po-wiedziałem. Wielce ciekawe rzekł Wilhelm. A są to poglądy twoje czy licznych, którzymyślą jak ty? Licznych, licznych.Licznych, którzy ubolewają nad nieszczęściem biednegoAdelmusa, lecz gdyby w przepaść runął ktoś inny, kto krąży po bibliotece więcej, niżpowinien, nie byliby nieradzi. Co masz na myśli? Za dużo powiedziałem.Wszyscy tutaj za dużo mówimy, niechybnie już to spo-strzegłeś.Nikt już nie respektuje milczenia, z jednej strony.Z drugiej zaś respektuje sięje aż nadto.Miast mówić lub milczeć, winno się działać.W złotym wieku naszego zako-nu, jeśli opat nie był człekiem na miarę opata, piękny puchar zatrutego wina wystarczał,by otworzyła się sukcesja.Ma się rozumieć, bracie Wilhelmie, że to wszystko powiedzia-łem ci nie, żeby oczerniać opata lub innych konfratrów.Niechaj Bóg mnie przed tymuchroni, na szczęście obcy mi jest szkaradny występek obmawiania.Ale nie chciałbym,by opat prosił cię o podjęcie śledztwa przeciwko mnie albo komuś innemu, jak Pacyfikz Tivoli lub Piotr z Sant Albano.My nie mieszamy się do spraw biblioteki.Chcemy jed-102nak częściej do niej zaglądać.A zatem dobądz na światło dnia to kłębowisko wężów, ty,który tylu kacerzy spaliłeś. Ja nigdy nikogo nie spaliłem odrzekł oschle Wilhelm. Powiedziałem tylko tak sobie przyznał Aimar z szerokim uśmiechem. Pomyślnych łowów, bracie Wilhelmie, ale uważaj nocą. Czemu nie dniem? Bo za dnia leczy się tutaj ciało dobrymi ziołami, nocą zaś wpędza się umysł w cho-robę ziołami złymi.Nie wierz, by Adelmus został rzucony w przepaść czyimiś rękamialbo by czyjeś ręce wrzuciły Wenancjusza do kadzi.Ktoś tutaj nie chce, by mnisi samistanowili, dokąd mają chodzić, co robić i co czytać.I wykorzystuje się siły piekielnei nekromantów, przyjaciół piekła, by pomieszać umysły ciekawych. Masz na myśli ojca herborystę? Seweryn z Sant Emmerano to człek poczciwy.Naturalnie on jest Niemcem,Niemcem Malachiasz. I okazawszy tym sposobem raz jeszcze, że ani mu w głowieobmawianie bliznich, Aimar poszedł na górę pracować. Co chciał nam powiedzieć? zapytałem. Wszystko i nic.We wszystkich opactwach mnisi walczą między sobą o rządy nadwspólnotą.Także w Melku, choć jako nowicjusz być może nie miałeś sposobności tegodostrzec.Ale w twoim kraju sięgnięcie po rządy w opactwie oznacza zapewnienie sobiemiejsca, z którego można rozmawiać bezpośrednio z cesarzem.W tym kraju sytuacjajest odmienna, cesarz daleko, nawet jeśli dociera aż do Rzymu.Nie ma tu dworu, teraznawet papieskiego.Są natomiast miasta i musiałeś zdać sobie z tego sprawę. Z pewnością, i uderzyło mnie to.Miasto w Italii jest czymś innym niż w moimkraju.To nie tylko miejsce, gdzie się mieszka, ale także miejsce, gdzie zapadają decy-zje, wszyscy oni są u siebie, bardziej liczą się radcy miejscy niż cesarz lub papież.Każdejest.jakby królestwem. A królami są kupcy.Ich orężem pieniądz.Pieniądz pełni w Italii funkcję od-mienną niż w twoim kraju lub moim.Krąży wszędzie, ale tam wielka część życia jestjeszcze opanowana i rządzona przez zamienianie dóbr, kurcząt lub snopów zboża, lubsierpa, lub wozu, a pieniądz służy do kupowania tych rzeczy.Zauważyłeś natomiast, żew mieście italskim właśnie owe dobra mają zapewnić zyskanie pieniędzy.Także księżai biskupi, a nawet zakony muszą prowadzić rachunki w pieniądzach.Dlatego natural-nie bunt przeciwko władzy przejawia się jako nawoływanie do ubóstwa, a buntują się ci,którzy wyłączeni są od stosunków pieniężnych, dlatego wszelkie nawoływanie do ubó-stwa powoduje takie napięcia i tyle dysput i dlatego też całe miasto, od biskupa po radcęmiejskiego, na każdego, kto zbyt głośno nawołuje do ubóstwa, patrzy jak na osobistegowroga.Inkwizytorzy wyczuwają smród diabła tam, gdzie ktoś zbuntował się przeciwko103smrodowi diabelskiego łajna.Pojmujesz więc, co miał na myśli Aimar.Opactwo bene-dyktyńskie w złotym wieku zakonu było miejscem, z którego pasterze dawali baczeniena trzodę wiernych.Aimar chce powrotu do tradycji.Rzecz jednak w tym, że odmieniłosię życie trzody i opactwo do tradycji wrócić może (do chwały, do dawnej władzy) je-dynie, jeśli zaakceptuje nowy obyczaj trzódki, a więc samo też się odmieni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]