[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Deszcz smagał mnie po twarzy, wicher z przerazliwym świstemwpadał w uszy.Niechaj Bóg ma w swojej opiece tych, którzy wchodzą teraz na trzęsawisko,bo nawet twardy grunt staje się już mokradłem.Odnalazłem Czarny Szczyt, na którym dostrzegłem samotnego strażnika, i z tego wierz-chołka rozglądałem się po pustkowiu.Strumienie wody żłobiły koryto na rdzawej powierzch-ni równiny, a ciężkie, ołowiane chmury zawisły nisko nad krajobrazem, tworząc jakby szarywieniec dokoła fantastycznych pagórków.Na lewo w odległej kotlinie, na wpół ukryte we mgle, wznosiły się dwie smukłe wieżezamku Baskerville.Były to jedyne, dostrzegalne dla mnie oznaki życia ludzkiego, z wyjąt-86kiem owych przedhistorycznych jaskiń, gęsto rozsianych po stokach pagórków.Nigdzie aniśladu owego mężczyzny, którego widziałem pamiętnej nocy na tym samym miejscu.Wracając, spotkałem doktora Mortimera jadącego kamienistą Zcieżką wśród moczarów zodległego folwarku Foulmire.Doktor okazywał nam dużo życzliwości; prawie codziennie przyjeżdżał do zamku i z zaję-ciem dopytywał się o szczegóły naszego trybu życia.Nalegał, bym wsiadł do powoziku i od-wiózł mnie do domu.Na wstępie oznajmił mi, że jest bardzo zatroskany zniknięciem swegoulubionego wyżła.Pies poleciał na moczary i nie wrócił.Pocieszałem doktora jak mogłem,ale przypomniał mi się krzyk na trzęsawisku; zdaje mi się, że doktor nie ujrzy więcej swegowyżła. Ale, ale, doktorze rzekłem, trzęsąc się po kamienistej drodze przypuszczam, że małojest tutaj w kilkumilowym promieniu osób, których by doktor nie znał? Zdaje mi się, że znam chyba wszystkich. Czy może zatem doktor wymienić mi nazwisko i imię kobiety, zaczynające się od L.L.Doktor zamyślił się przez chwilę. Nie odparł. Jest tu wprawdzie trochę Cyganów i chłopów, których nazwisk nie znam;ale wśród rodzin dzierżawców i mieszczan nie ma ani jednej kobiety, która by miała takieinicjały.Chociaż, poczekaj no pan dodał po chwili. Jest Laura Lyons.Masz pan więcL.L.ale ona mieszka w Coombe Tracey. Któż to taki? spytałem. Córka Franklanda. Co? Tego starego fiksata Franklanda? Właśnie.Poślubiła artystę nazwiskiem Lyons, który przybył tu na moczary malować stu-dia i szkice.Okazało się, że był to jakiś łotr; porzucił ją wkrótce.Z tego co słyszałem, to nietylko on był winien.Frankland nie chciał myśleć o córce, bo wyszła za mąż bez jego pozwo-lenia, może miał też i inne przyczyny.Ta młoda kobieta, opuszczona przez męża i ojca, niestąpa zapewne po różach. Z czego ona żyje? Zdaje mi się, że Frankland płaci jej pensję, lecz nie może to być wiele, bo sam kiepskostoi.Jakiekolwiek były przewinienia Laury, nie można było pozwolić, żeby się zmarnowała.Gdy dowiedziano się, co się z nią stało, kilka osób pomogło jej zdobyć uczciwy zarobek.Sta-pleton, sir Karol, nawet ja, przyłożyliśmy się do tego w miarę środków.Chcieliśmy, by zało-żyła biuro pisania na maszynie.Doktor chciał znać powód moich pytań, ale starałem się zadowolić jego ciekawość, niemówiąc mu zbyt wiele, bo nie widzę potrzeby wtajemniczania kogokolwiek w swoje zamiary.87Jutro rano udam się do Coombe Tracey i jeżeli zdołam rozmówić się z ową panią, będzie toduży krok ku wyświetleniu jednego z ogniw tego łańcucha tajemnic.Zaczynam nabierać chytrości węża; gdy bowiem Mortimer zadał mi pytanie, na które od-powiedzieć nie chciałem, zapytałem go znienacka, do jakiego typu należy czaszka Franklandai przez resztę jazdy mówiliśmy już tylko o frenologii.Nie na darmo spędziłem tyle lat zSherlockiem Holmesem!Jeszcze tylko jeden, godny uwagi wypadek zaszedł w ciągu dzisiejszego ponurego, burzli-wego dnia mianowicie moja rozmowa z Barrymore'em, która dała mi ważny atut do ręki;skorzystałem z niego w odpowiedniej chwili.Mortimer został na obiedzie, po czym zasiadł z baronetem do kart.Kamerdyner przyniósłmi kawę do biblioteki, z czego skorzystałem, by mu zadać kilka pytań. No i cóż rzekłem czy ten twój kochany szwagier już odjechał, czy też włóczy sięjeszcze po moczarach? Nie wiem, panie.Mam nadzieję w Bogu, że sobie pojechał; skończyłaby się nasza zgry-zota! Zanosiłem mu jedzenie ostatni raz przed trzema dniami i potem już nie dał znaku życia. Widziałeś go wtedy? Nie, panie; ale gdy przechodziłem tamtędy nazajutrz, jedzenia już nie było. Widocznie zatem przebywał tam jeszcze? Tak by się zdawało, o ile tamten nie zabrał zapasów.Filiżanka, którą podniosłem do ust,zatrzymała się w pół drogi; spojrzałem ze zdumieniem na Barrymore'a. Jak to, wiesz, że jest tam jeszcze kto inny? Tak, panie; jest jeszcze inny mężczyzna na moczarach, Widziałeś go? Nie, panie. Skądże więc wiesz, że jest? Powiedział mi to Selden przed tygodniem, a może i wcześniej.On się też ukrywa, ale tonie więzień, o ile mogę zmiarkować.Panie doktorze Watson, mnie się to wszystko nie podo-ba, mówię szczerze.Panie, to mi się nie podoba.Mówił gwałtownie i z wielką powagą. Słuchaj, Barrymore! W tej całej sprawie obchodzi mnie tylko dobro twojego pana.Przy-jechałem jedynie po to, by mu dopomóc.Powiedz mi zatem otwarcie, co ci się nie podoba?Barrymore zawahał się przez chwilę i jak gdyby żałował poprzedniego wybuchu lub nieumiał na razie wyrazić swoich uczuć. Wszystko, co się tam dzieje, panie zawołał w końcu, wskazując ręką w stronę okna,wychodzącego na moczary w tym jest coś złego, w tym się knuje jakieś podłe łotrostwo,przysięgam! Byłbym uszczęśliwiony, panie, gdyby sir Henryk chciał powrócić do Londynu.88 Ale co cię tak niepokoi? Niech pan sobie przypomni śmierć sir Karola! Osobliwa to była śmierć, wnosząc z tego,co mówił sędzia śledczy.Niech pan także wezmie pod uwagę odgłosy na moczarach w nocy.Nie ma w całej okolicy człowieka, który by tam poszedł po zachodzie słońca, nawet za dobrązapłatą.A ten nieznajomy, który się ukrywa, śledząc i wyczekując! Na co on czeka? Co toznaczy? Wszystko to nie wróży nic dobrego dla nikogo, kto nosi nazwisko Baskerville.Ka-mień spadnie mi z serca w dniu, kiedy pozbędę się tego wszystkiego, a nowa służba sir Hen-ryka obejmie zarząd w zamku. Powróćmy do tego nieznajomego rzekłem. Czy możesz mi coś o nim powiedzieć?Co mówił Selden? Czy wyśledził, gdzie się ukrywa, co robi? Widział go raz czy dwa razy, ale to skryty filut i z niczym się nie zdradza.Selden myślałnajpierw, że to policjant, ale wnet się przekonał, że on ma jakieś osobiste cele
[ Pobierz całość w formacie PDF ]