[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Najwidoczniej chcą dać znać innym, że się zbliżamy.- Nicole się obejrzała.- Jesteś pewien, że postępujemy słusznie?Richard wskazał na świetliki.- Już ponad dwa dni idziemy za tymi świecącymi robalami - odparł.- Nie rozumiem, dlaczego akurat teraz mielibyśmy stracić do nich zaufanie.Ruszyli przed siebie.Od czasu do czasu listowie zmieniało się nieco, ale cały czas było gęste i ciemne.Ich wędrówce towarzyszyło krakanie, wycie, rechotanie.- Oni muszą mieć całą armię ogrodników - zauważył w pewnej chwili Richard - którzy pracują tutaj kilka razy w tygodniu.Spójrz, jak równo przycięte są krzaki i drzewa.- Richardzie - powiedziała po chwili Nicole - jeżeli dźwięki, które słyszymy, wydają zwierzęta z innych planet, to dlaczego ich nie widzimy? Ani jedno zwierzę nie zbliżyło się do ścieżki.- Spojrzała na ziemię.- 1 nie widzę żadnych śladów życia.Nawet mrówki.- To magiczna ścieżka - odparł Richard z uśmiechem.- Może prowadzi do domku z piernika, do którego zaprosi nas Baba Jaga.Więc, Małgosiu, może zaśpiewamy dla otuchy jakąś piosenkę?Po pierwszym kilometrze ścieżka zaczęła się wić, a tajemnicze pomruki i jęki dochodziły już zewsząd.Richard śpiewał piosenki z młodości.Nicole od czasu do czasu przyłączała się do niego.Ale większość energii starała się spożytkować na opanowanie ogarniającego ją strachu.Tłumaczyła sobie, że lepiej nie myśleć o tym, że są łatwym celem dla dzikich zwierząt czających się w lesie.Richard stanął i kilkakrotnie głęboko wciągnął powietrze przez nos.- Czujesz ten zapach? - spytał.- Tak - odparła Nicole - czuję.Przypomina gardenie.- Ale to nie są zwyczajne gardenie; ten zapach jest niebiański.Kilkanaście metrów przed nimi ścieżka gwałtownie skręcała w prawo.Za zakrętem rósł olbrzymi krzak obsypany wielkimi żółtymi kwiatami.Były to pierwsze kwiaty, które ujrzeli od chwili, gdy znaleźli się w lesie.Każdy z nich był wielkości piłki do koszykówki.Gdy podeszli bliżej, zapach stał się jeszcze bardziej intensywny.Zanim Nicole zdążyła zaprotestować, Richard zboczył ze ścieżki, wsadził głowę w kielich kwiatu i głęboko się zaciągnął.Zapach był wspaniały.Jeden ze świetlików zawrócił i niecierpliwie krążył nad nimi.- Naszym przewodnikom nie podoba się to, co robimy - powiedziała Nicole.- Możliwe - odparł Richard.- Ale było warto.Po obydwu stronach ścieżki pojawiały się coraz to nowe kwiaty o najróżniejszych kolorach i kształtach.Richard i Nicole nigdy jeszcze nie widzieli takiej obfitości kolorów.Równocześnie dźwięki dochodzące z zarośli stawały się coraz cichsze.Po pewnym czasie umilkły całkowicie.Ścieżka była teraz węższa i niełatwo było iść obok siebie nie muskając gałęzi i kwiatów.Richard kilkakrotnie zbaczał z drogi, aby przyjrzeć się jakiejś szczególnie dziwnej roślinie lub ją powąchać.Za każdym razem, gdy to robił, świetliki zawracały.Nicole postanowiła słuchać przewodników i nie zapuszczać się w las.Richard znajdował się niecałe osiem metrów od ścieżki i właśnie oglądał kwiat przypominający perski dywan.Nagle zniknął.- Auu! - Nicole usłyszała jego krzyk i odgłos świadczący o tym, że Richard się przewrócił.- Czy nic ci się nie stało? - krzyknęła w jego stronę.- Owszem.Potknąłem się o jakąś winorośl i wpadłem na kolce.Krzak, w którym jestem ma czerwone liście i malutkie, dziwaczne białe kwiatki, które przypominają kule.Pachną cynamonem.- Potrzebujesz pomocy? - spytała Nicole.- Nie.Zaraz się stąd wydostanę.Nicole podniosła wzrok i zauważyła, że jeden ze świetlików oddala się coraz szybciej.Co to znaczy? - pomyślała.- Potrzebuję jednak twojej pomocy - usłyszała głos Richarda.- Sądzę, że się zaklinowałem.Nicole zboczyła ze ścieżki.Drugi świetlik zaczął wyczyniać w powietrzu szalone akrobacje, przelatując tuż nad jej głową.Nicole została niemal całkowicie oślepiona.- Nie zbliżaj się - krzyknął nagle Richard.- Chyba nie zwariowałem, ale wydaje mi się, że ta roślina chce mnie zjeść.- Co?!Nicole nie mogła się doczekać, kiedy znów odzyska wzrok.- Wracaj na ścieżkę.Te krzaki owinęły się wokół moich rąk i nóg, jakieś pędy piją już moją krew.W krzaku jest otwór, do którego powoli jestem wciągany.Wygląda jak paszcza, którą widziałem kiedyś w zoo.O, nawet widzę zęby.W jego głosie Nicole słyszała przerażenie.Zrobiła kolejny krok do przodu, a świetlik znów przeleciał tuż nad jej głową.- Nic nie widzę! - zawołała.- Jesteś tam jeszcze?- Tak - odparł Richard - ale nie wiem jak długo.W lesie dał się słyszeć odgłos pędzących zwierząt, któremu towarzyszył wysoki, świdrujący dźwięk.Richarda otoczyły trzy ciemne, uzbrojone istoty.Ośmiornice zaatakowały mięsożerny krzak czymś, co przypominało gaśnice.Po kilku sekundach Richard był wolny.Przytulił do siebie Nicole; za oddalającymi się ośmiornicami zawołali “dziękuję".Nad ich głowami znowu krążyły świetliki.Nicole zbadała męża, ale oprócz kilku zadrapań nie dopatrzyła się niczego niepokojącego.- Chyba przez jakiś czas nie będę zbaczał ze ścieżki - oświadczył uśmiechając się blado.- To niezły pomysł.- Skinęła głową.Był wstrząśnięty tym, co się stało.- Gałęzie po lewej nagle rozstąpiły się - mówił - i pojawił się tam jakiś otwór.Początkowo był niewielki, ale stawał się tym większy, im bardziej pędy ciągnęły mnie w jego stronę.- Wzdrygnął się.- Wtedy zobaczyłem zęby.I właśnie zacząłem się zastanawiać, jakie to uczucie, gdy się jest jedzonym, kiedy pojawiły się ośmiornice.- Co się tam dzieje? - powiedziała po chwili Nicole.Minęli kwiaty i znów znajdowali się w gęstym lesie, z którego od czasu do czasu dochodziły piski i inne odgłosy wydawane przez zwierzęta.- Sam chciałbym wiedzieć - mruknął Richard.Las skończył się niespodziewanie.Richard i Nicole byli już bardzo głodni.Znajdowali się teraz na płaskiej, pustej przestrzeni.Kilka kilometrów przed nimi wznosiła się olbrzymia zielona kopuła.- Co to może.- To Szmaragdowy Gród, kochanie - oświadczył Richard.- Nie pamiętasz tego starego filmu? Mieszka w nim Czarnoksiężnik z Krainy Oz, który spełni wszystkie nasze życzenia.Nicole uśmiechnęła się i pocałowała męża.- Pamiętasz chyba, że on był oszustem, nie posiadał żadnych tajemnych mocy.- Ale nie wszyscy o tym wiedzą - odparł z uśmiechem Richard.Świetliki leciały coraz szybciej, aż zniknęły pod zieloną kopułą, pozostawiając wędrowców w ciemnościach.Richard i Nicole wyjęli z plecaków latarki.- Mam wrażenie, że nasza wycieczka dobiega końca - rzekł Richard ruszając do przodu.Przez lornetkę widzieli już bramy miasta.Byli coraz bardziej podekscytowani.- Czy myślisz, że tam mieszkają ośmiornice? - spytała Nicole.- Tak.To wspaniała budowla.Szczyt kopuły znajduje się przynajmniej trzysta metrów nad ziemią, więc powierzchnia pod spodem ma ponad dziesięć kilometrów kwadratowych.- Richardzie - szepnęła Nicole, gdy od bram miasta dzieliło ich niecałe sześćset metrów - czy masz jakiś plan? A może po prostu podejdziemy tam i zastukamy we wrota
[ Pobierz całość w formacie PDF ]