[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślałam, że to go zabije, kiedy siędowiedział. Z tego wynika, że Jezus był handlarzem narkotyków  powiedziałam.Kirsten kiwnęła głową. Uczniowie, według tej teorii, szmuglowali anokhi do Jerozolimy i zostali złapani.To potwierdza spostrzeżenia Johna Allegra.jeżeli czytałaś jego książkę.To jeden z naj-większych specjalistów od języków bliskowschodnich.był oficjalnym tłumaczem zwo-jów z Qumran. Nie znam książki, ale wiem, kto to jest.Jeff często o nim mówił. Allegro ustalił, że pierwsi chrześcijanie byli tajną sektą grzybiarzy.Stwierdził tona podstawie interpretacji Nowego Testamentu.Znalazł też fresk.w każdym razie ry-sunek naskalny przedstawiający wczesnych chrześcijan z wielkim grzybem amania mu-scaria. Amanita muscaria  poprawiłam. To ten czerwony w białe kropki.Są strasznietrujące.Zatem pierwsi chrześcijanie znalezli sposób na ich odtrucie. Tak twierdzi Allegro.Widzieli też malunki. Zaczęła chichotać. Czy naprawdę istnieje grzyb anokhi?  spytałam.Miałam pewne pojęcie o grzy-bach, bo zanim wyszłam za Jeffa, chodziłam z grzyboznawcą amatorem. Pewnie tak, ale dziś nikt nie wie, co to może być.Jak na razie w dokumentach nieznaleziono jego opisu.Nie można stwierdzić, jaki to był grzyb i czy jeszcze istnieje.58  Może on nie tylko wywoływał halucynacje  powiedziałam. A co na przykład?W tym momencie podeszła do mnie pielęgniarka. Musi pani już iść  powiedziała.Wstałam, wzięłam płaszcz i torebkę. Pochyl się  powiedziała Kirsten, przyzywając mnie gestem, po czym szepnęłami prosto w ucho:  Orgie.Pocałowawszy ją na do widzenia, wyszłam ze szpitala.Kiedy wróciłam do Berkeley i dojechałam autobusem do starego wiejskiego domu,w którym mieszkaliśmy z Jeffem, idąc ścieżką, zobaczyłam młodego człowieka przykuc-niętego w rogu ganku.Zatrzymałam się, zastanawiając się, kto to może być.Jasnowłosy chłopiec z pyzatą twarzą głaskał mojego kota Magnificata, który, uszczę-śliwiony, zwinął się pod drzwiami.Przyglądałam się temu przez chwilę: domokrążca ja-kiś, czy co? Młody człowiek miał na sobie za duże spodnie i jaskrawą kolorową koszulę.Na jego twarzy, kiedy głaskał Magnificata, malował się najłagodniejszy wyraz, jaki kie-dykolwiek widziałam na twarzy człowieka.Ten chłopak, który przecież nigdy wcześniejnawet nie widział mojego kota, promieniował rodzajem czułości, jakiejś namacalnejwręcz miłości, która była dla mnie czymś zupełnie nowym.Taki słodki uśmiech znajdu-jemy na niektórych bardzo wczesnych posągach Apolla.Chłopiec, całkowicie pochło-nięty zabawą z Magnificatem, nie zauważał mnie, nie reagował na moją bliską obecność.Przyglądałam się temu zafascynowana, choćby dlatego, że Magnificat był wojowniczymstarym kocurem, który zazwyczaj nie dopuszczał do siebie obcych.Wreszcie chłopak podniósł głowę.Na mój widok uśmiechnął się nieśmiało i wstającniezgrabnie, powiedział:  Cześć. Cześć. Zbliżyłam się do niego ostrożnie, bardzo powoli. Znalazłem tego kota. Chłopak zamrugał, nie przestając się uśmiechać.Miałniewinne błękitne oczy, pozbawione wszelkiej chytrości. To mój kot  powiedziałam. Jak się nazywa? To kocur i nazywa się Magnificat. Jest bardzo piękny  powiedział chłopak. A kto ty jesteś?  spytałam. Jestem Bill, syn Kirsten.To tłumaczyło błękitne oczy i jasne włosy. Ja jestem Angel Archer. Wiem.My się już spotkaliśmy, ale to było. Zawahał się. Nie jestem pewien,jak dawno.Robili mi elektrowstrząsy i nie mam najlepszej pamięci.59  Tak  powiedziałam. Chyba się kiedyś spotkaliśmy.Właśnie wracam ze szpi-tala, gdzie odwiedzałam twoją mamę. Czy mogę skorzystać z łazienki? Jasne  powiedziałam.Wyjęłam z torebki klucze i otworzyłam drzwi. Przepraszam za bałagan.Pracuję i nie mam czasu na utrzymanie porządku.Aazienkajest za kuchnią, w tyle.Idz prosto, to trafisz.Bill Lundborg nie zamknął za sobą drzwi łazienki i słyszałam, jak głośno oddajemocz.Nalałam do czajnika wody i postawiłam go na gazie.Dziwne, pomyślałam.To jestten syn, z którego ona się wyśmiewa.Tak jak z nas wszystkich.Wróciwszy, Bill Lundborg stał niepewnie z przymilnym uśmiechem, wyraznie spe-szony.Nie spuścił wody.I wtedy nagle pomyślałam: przecież on wyszedł prosto ze szpi-tala, ze szpitala dla umysłowo chorych.To widać. Czy napijesz się kawy?  spytałam. Chętnie.Do kuchni wkroczył Magnificat. Ile ona ma lat?  spytał Bill. Nie mam pojęcia, ile on ma lat.Uratowałam go przed psem, kiedy był już dorosły.Pewnie mieszkał gdzieś w sąsiedztwie. Jak się czuje Kirsten? Bardzo szybko dochodzi do siebie  powiedziałam i wskazałam mu krzesło. Siadaj. Dziękuję. Usiadł, opierając ręce na stole i splatając dłonie.Był bardzo blady.Niewypuszczali go na dwór, pomyślałam.Trzymali go jak w klatce. Podoba mi się panikot. Możesz go nakarmić  powiedziałam.Otworzyłam lodówkę i wyjęłam puszkękociego jedzenia.Bill karmił Magnificata, a ja obserwowałam ich obu.Staranność, z jaką nabierał łyżkąjedzenie.systematycznie, w pełnym skupieniu, jakby to było jakieś ogromnie ważne za-jęcie.Przez cały czas wpatrywał się z uwagą w Magnificata i w pewnej chwili uśmiech-nął się znów tym uśmiechem, który mnie tak poruszył, który tak mną wstrząsnął.Roztrzaskaj mnie, o Boże, pomyślałam, przypomniawszy to sobie, nie wiadomo dla-czego.Roztrzaskaj i zabij mnie.Okaleczyli to słodkie, dobre dziecko tak, że prawie nicz niego nie zostało.Pod pretekstem leczenia spalili mu obwody w mózgu.Pierdoleni sa-dyści w sterylnych kitlach.Co oni wiedzą o ludzkich sercach? Zbierało mi się na płacz.I on tam wróci, pomyślałam, tak jak mówi Kirsten.Do końca życia będzie wychodziłze szpitala i wracał do szpitala.Pierdolone sukinsyny.60 Roztrzaskaj serce moje, Boże Trójjedyny,Boś dotąd pukał jeno, szeptał, błyskał, winyMe przeliczał, naprawiał.Lecz bym wznieść się mógł,Musisz Zgiąć mnie z wszechsiły i obalić z nóg,Złamać, zmiażdżyć, przepalić i nowym uczynić.Jam jak miasto pod szturmem wroga, cytadelaZdobyta, trudzę się, by przyjąć odsiecz Bożą,Gdy Rozsądek, Twój we mnie namiestnik zatrwożon,Przez zło opętan, słaby i udręczon wiela,Miota się, zniewolony od nieprzyjacielaNie broni mnie.Jam, Panie, wroga oblubieniec,Lecz ogromnie Cię kocham.I miłości wzajemPragnę Twojej, choć czasem niewiernym się staję.Rozwiedz mnie.Rozszarp węzeł.Wez mnie jak w więzienieW siebie.I od małości uwolń.Zwiąż przybłędę I posiądz  zgwałć  bo jeno wtedy czysty będę*.Mój ulubiony wiersz Johna Donne a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl