[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dom Fallona był duży i chłodny.Wybudowano go na czternastu akrach wypieszczonego terenu.Spokojna i nie rzucająca się w oczy służba zaczynała działać natychmiast, gdy tylko właściciel przekroczył próg.Bezszelestnie pojawiała się i znikała, jeśli przestawała być potrzebna.Muszę przyznać, że pogrążyłem się w tym sybaryckim luksusie bez skrupułów.Taca Fallona, ku jego wielkiemu rozczarowaniu, nie nadeszła jeszcze z Nowego Jorku i masę czasu spędzał teraz z Halsteadem, sprzeczając się na tematy archeologiczne.Byłem zadowolony, że ich dyskusje nie przybierają już charakteru osobistego i ograniczają się do spraw zawodowych.Myślę, że było to zasługą Katherine Halstead, która utrzymywała swojego męża w ryzach.Na drugi dzień po naszym przyjeździe pogrążyli się w dyskusji bez reszty.— Według mnie stary cle Vivero był okropnym kłamcą — powiedział Halstead.— Oczywiście, że tak — odparł Fallon ugodowo.— Ale nie o to teraz chodzi.Pisze, że zabrano go do Chichén Itzá.— A ja twierdzę — wpadł mu w słowo Halstead — że to niemożliwe.Nowe imperium rozpadło się dużo wcześniej.Chichén Itzá zostało opuszczone, kiedy Hunac Celi wypędził Itzów.To było wymarłe miasto.Fallon przerwał zniecierpliwiony.— Nie patrz na to ze swego punktu widzenia, spróbuj zobaczyć to tak jak Vivero.Napisał tylko, że został zabrany do Chichén Itzá.Masz tutaj do czynienia z szeregowym, prostym żołnierzem, pozbawionym możliwości perspektywicznego oglądania faktów i zdarzeń, którą my mamy.Mówi, że został zabrany do Chichén Itzá.Zresztą wymienia nazwę.To jedna z dwóch nazw, jakie podaje w rękopisie.Nie interesuje go, czy ty pomyślisz, że Chichén Itzá było zamieszkane, czy nie, twierdził tylko, iż został tam zabrany — urwał.— Oczywiście, jeśli masz rację, oznacza to, że list Vivera jest współczesną blagą, a my wszyscy gonimy w piętkę.— Nie sądzę, żeby to była blaga — zaoponował Halstead.— Po prostu wydaje mi się, że Vivero był skończonym kłamcą.— Też tak myślę.Poza tym potwierdzono przecież autentyczność listu.— Fallon przeszedł przez pokój i otworzył szufladę biurka.— Oto raport w tej sprawie.Podał jakieś papiery Halsteadowi, który przejrzał je dokładnie i odłożył na stolik.Sięgnąłem po nie i ujrzałem mnóstwo tabel i wykresów.Zasadnicza treść dokumentu znajdowała się na ostatniej stronie, pod nagłówkiem „Wnioski".Przeczytałem je: „Dokument wydaje się autentyczny pod względem stylu.Pochodzenie hiszpańskie z początku szesnastego wieku.Stan bardzo zły.Pergamin słabej jakości, prawdopodobnie niewłaściwie wyprodukowany.Badanie metodą C14 wskazuje na datę 1534, z tolerancją plus minus piętnaście lat.Analiza składu chemicznego atramentu ujawniła pewne osobliwości, ale jak wykazał test węglem radioaktywnym, niewątpliwie pochodzi z tego samego okresu co pergamin.Natomiast dogłębna analiza lingwistyczna nie ujawniła żadnych odchyleń od języka szesnastowiecznej Hiszpanii.Wstrzymujemy się od oceny treści dokumentu, natomiast nie ma dowodów na to, iż rękopis ten nie jest autentyczny."Pomyślałem o Viverze, który musiał samodzielnie spreparować skórę zwierzęcą i zrobić atrament.Wszystko pasowało.Katherine Halstead wyciągnęła rękę, więc podałem jej raport, a sam znowu zacząłem przysłuchiwać się dyskusji.— Wydaje mi się, że jesteś w błędzie, Paul — mówił Fallon.— Chichén Itzá nigdy nie została całkowicie opuszczona, nastąpiło to dopiero znacznie później.Funkcjonowało jako ośrodek kultu religijnego, nawet po przybyciu Hiszpanów.A co było z zamachem na Ah Dzun Kiu w 1536 roku, nie mniej niż dziewięć lat po ujęciu Vivera?— Kim on, u diabła, był? — zapytałem.— Przywódcą Tutal Kiu.Zorganizował pielgrzymkę do Chichén Itzá, aby zjednać sobie bogów.Wszyscy pielgrzymi zostali zmasakrowani przez jego największego wroga, Ńachi Cocoma.To jednak nieistotne, ważne jest, że wiemy, kiedy dokonano zamachu, i że to potwierdza istnienie Chichén Itzá w czasach Vivera, chociaż Paul ma co do tego wątpliwości.— No dobra, masz rację w tym wypadku — przyznał Halstead.— Ale w liście jest dużo więcej sprzecznych ze sobą faktów.Pozostawiłem ich samych sobie i podszedłem do okna.Oślepiło mnie światło odbijające się od tafli basenu.Zerknąłem na Katherine Halstead.— Nie nadaję się do takich logicznych łamigłówek — powiedziałem — to przerasta moje możliwości.— Moje również — przyznała.— Nie jestem archeologiem, wiem tylko tyle, ile zdołam przejąć od Paula na zasadzie swoistej osmozy.Ponownie spojrzałem na basen, wyglądał bardzo zachęcająco.— Może byśmy popływali? — zasugerowałem.— Mam trochę sprzętu, który muszę wypróbować, a przyjemniej mi będzie w pani towarzystwie.— Świetny pomysł.— Rozpromieniła się.— Spotkamy się na dole za dziesięć minut.Poszedłem na górę do swojego pokoju, przebrałem się w kąpielówki, rozpakowałem akwalung, po czym zaniosłem go na brzeg basenu.Przywiozłem go ze sobą, bo pomyślałem, że może po drodze nadarzy się okazja, by popływać trochę na Karaibach, a nie zamierzałem jej przepuścić.Poprzednio tylko raz pływałem w czystej wodzie, w Morzu Śródziemnym.Pani Halstead czekała już na mnie koło basenu i muszę przyznać, że w swoim jednoczęściowym kostiumie wyglądała prześlicznie.Rzuciłem na ziemię stalowe butle, przewody powietrza i podszedłem do niej.Nagle, jak spod ziemi, wyrósł lokaj w białym ubraniu i powiedział coś szybko po hiszpańsku.Bezradnie wzruszyłem ramionami i zwróciłem się do Katherine Halstead.— Co on mówi?— Pyta, czy napijemy się czegoś — odparła rozbawiona.— To niezły pomysł.Coś w wysokich szklankach, zimnego, z alkoholem w środku.— Doskonale.— Zatrajkotała coś do lokaja, a gdy już odszedł, ponownie spojrzała na mnie.— Nie podziękowałam jeszcze za to, co pan zrobił dla Paula, panie Wheale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl