[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.222 Oto coś dla nas oświadczyła Deborah. Co? Ten cylinder wyjaśniła, wskazując niezwykły przedmiot. Kiedyś o tym czy-tałam.To się nazywało żelazne płuco i umieszczano w tym ludzi, którzy nie mogli sa-modzielnie oddychać, na przykład pacjentów z chorobą Heine-Medina w latach pięć-dziesiątych.Dziewczyny szybkim krokiem podeszły do staroświeckiego urządzenia.W półmrokunajpierw wydawało się jasnoszare, z bliska stwierdziły jednak, że w rzeczywistości jestżółte.Wzdłuż boków ciągnęły się rzędy małych, okrągłych wzierników z szybkami.Odstrony sali cylinder zakończony był czarnym, gumowym kołnierzem, który miał two-rzyć uszczelkę przylegającą do głowy pacjenta.Tuż nad kołnierzem znajdowało sięmałe, ustawione pod kątem czterdziestu pięciu stopni lusterko.Pod kołnierzem umiesz-czono podpórkę na głowę pacjenta.Gdy Deborah mocowała się z przednią pokrywą aparatu, Joanna nerwowo rozej-rzała się dookoła.Martwiła ją każda upływająca sekunda.Potrzebowały kryjówki i toim prędzej, tym lepiej.Otwierana pokrywa zaskrzypiała, nie tak głośno jednak, jak drzwiczki sterylizatora. Poświeć do środka powiedziała Deborah. Deborah, nie mamy czasu na zabawę upomniała ją Joanna. Poświeć do środka! powtórzyła dziewczyna.Ledwie Joanna zdążyła wypełnić polecenie, w oddali rozległ się łomot uderzającycho ścianę drzwi pożarowych.Chwilę pózniej na korytarzu zamigotało światło. O Boże! jęknęła Joanna.Wyłączyła latarkę. Cóż, to będzie musiało wystarczyć stwierdziła Deborah. Chowamy się tutaj. Chwyciła stojące między łóżkami krzesło i przysunęła je do otworu żelaznego płuca.Ujęła Joannę za ramię. Szybko! Ty pierwsza, nogami do przodu!Docierające z korytarza przez otwarte drzwi światło przybierało na mocy. Szybko! powtórzyła Deborah.Niechętnie, lecz ze świadomością, że nie ma innego wyboru, Joanna wspięła sięna krzesło.Trzymając się górnej krawędzi cylindra, włożyła jedną nogę do środka.Z pomocą przyjaciółki, która podtrzymała ją od tyłu, udało jej się wprowadzić i drugą.Wreszcie cała wsunęła się do komory.Deborah złapała krzesło i odstawiła je z powrotem na miejsce. Dokąd idziesz? szepnęła Joanna, gdy przyjaciółka zniknęła z jej pola widze-nia.Deborah nie odpowiedziała, ale niemal natychmiast zjawiła się z powrotem. Muszę poradzić sobie bez krzesła wyjaśniła. To byłaby zbyt wyrazna wska-zówka.223Używając poprzeczki zamontowanej między przednimi nogami żelaznego płucajako pierwszego stopnia, dziewczyna uniosła się na tyle, że jej piersi znalazły się powy-żej górnej krawędzi urządzenia.Znalazła wąskie oparcie dla stopy na spawie łączącympodpórkę z korpusem, dzwignęła się i oparła ciałem o górną część cylindra.Obróciwszysię, zdołała wprowadzić stopy do otworu.Potem jednak znalazła się w kłopocie.ChoćJoanna próbowała przytrzymać ją za nogi, dziewczyna nie mogła znalezć sposobu, bywsunąć do środka resztę swego ciała, nie spadając przy tym na podłogę. To nic nie da stwierdziła wreszcie Deborah.Obróciła się i zeskoczyła na pod-łogę. Musisz się pospieszyć upomniała ją ochrypłym szeptem przyjaciółka.Zwiatłona korytarzu stawało się z każdą chwilą jaśniejsze, a teraz dołączyły do niego głosy.Mężczyzni zbliżali się już do końca skrzydła.Deborah wcisnęła się głową naprzód do wnętrza aparatu, tak głęboko, jak tylko byław stanie. Chwyć mnie i ciągnij poprosiła Joannę w przypływie desperacji.Szarpiąc się i wijąc, zdołała wreszcie z pomocą przyjaciółki wcisnąć się do środka,choć otarła sobie przy tym skórę z ud i łydek o przednią krawędz metalowego cylindra.Podparła się rękoma i wczołgała jak najgłębiej.Z powodu ciasnoty dziewczyny ułożyłysię w końcu na boku, przyciśnięte jedna do drugiej na waleta. Spróbuj zamknąć drzwiczki, na ile ci się uda szepnęła Deborah z głębin apa-ratu.Joanna wyciągnęła rękę, chwyciła gumowy kołnierz i przyciągnęła go ku sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]