[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Susan skinęła głową na znak zgody i razem podeszli do wskazanego łóżka.Pacjenta nie widzieli, bo zasłaniali im go stojący tam ludzie.Po lewej stało parę pielęgniarek, u stóp łóżka dwaj chirurdzy w strojach operacyjnych, a po prawej wysoki Murzyn w drugim białym fartuchu.Kiedy Bellows i Susan zbliżyli się, stało się dla nich jasne, że to właśnie on mówił przed chwilą, chociaż teraz regulował ciśnienie aparatu do sztucznego oddychania.Susan natychmiast udzieliła się panująca tu atmosfera.Obaj lekarze przebrani do operacji byli najwyraźniej bardzo wzburzeni.Niższy z nich, doktor Goodman, drżał na całym ciele.Drugi, doktor Spallek, z gniewnym wyrazem twarzy zacisnął zęby, oddychając głośno przez nozdrza tak, jakby gotów był zaatakować każdego, kto mu wejdzie w drogę.- Musi być jakieś wytłumaczenie - burknął Spallek z wściekłością.Złapał za maseczkę, którą miał zawiązaną na szyi, szarpnął, zrywając tasiemkę, i cisnął ją na podłogę.- Chyba nie za dużo wymagam - syknął, po czym raptownie odwrócił się i ruszył do wyjścia, wpadając na Bellowsa, któremu cudem udało się utrzymać tacę i nie upuścić niczego na podłogę.Jednakże z jego ust nie padły żadne słowa przeprosin.Po prostu przeszedł przez salę i z rozmachem otworzył drzwi na korytarz.Bellows okrążył łóżko z lewej strony i postawił tacę, a Susan zbliżyła się obserwując twarze zebranych.Lekarz Murzyn wyprostował się i śledząc czarnymi oczami rozgniewanego Spalleka odprowadził go wzrokiem do wyjścia.Susan od pierwszego wejrzenia spodobała się jego imponująca postać.Na plakietce z nazwiskiem miał napisane „Dr Robert Harris”.Wysoki, dobrze ponad metr osiemdziesiąt, z ciemnymi włosami układającymi się w dyskretną fryzurę „afro”.Bardzo gładka, śniada skóra błyszczała, a na twarzy odbijało się mu dziwne połączenie dobrego wychowania z powstrzymywaną gwałtownością.Poruszał się spokojnie, choć być może była to zamierzona powolność.Kiedy stracił z oczu Spalleka, jego spojrzenie prześliznęło się po twarzy Susan i ponownie spoczęło na respiratorze z boku łóżka.Jeśli nawet ją zauważył, to w ogóle nie dał tego po sobie poznać.- Co podałeś przed operacją, Norman? - spytał Harris starannie wymawiając wszystkie słowa.Mówił z wykształconym akcentem teksaskim, o ile coś takiego jest możliwe.- Innovar - odparł Goodman.Jego głos zabrzmiał nienaturalnie wysoko i załamał się pod ciężarem napięcia.Susan zajęła przy łóżku miejsce, które zwolnił Spallek.Przyjrzała się załamanemu sąsiadowi.Doktor Goodman był blady i włosy lepiły mu się do spoconego czoła.Stojąc z boku, doskonale widziała profil jego wydatnego nosa.Głęboko osadzone oczy nie mogły oderwać się od pacjenta.Ani drgnął.Przeniosła wzrok na nadgarstek leżącego, który Bellows przygotowywał do nakłucia, a potem z opóźnieniem na twarz, natychmiast ją rozpoznając.To był Berman!Twarz miał teraz ciemnoszarą, co kontrastowało z opalenizną, którą zapamiętała ze spotkania w pokoju 503 zaledwie półtorej godziny temu.Skóra na kościach policzkowych była naciągnięta, oczy zamknięte, ale nie do końca.Z lewej strony ust wychodziła rurka dotchawicza, a na dolnej wardze zaschła zeskorupiała wydzielina.Prawą nogę obejmował wielki kawał gipsu.- Czy nic mu nie jest? - wybuchnęła, przenosząc wzrok z Harrisa na Goodmana.- Co się stało?Zadając to pytanie nie myślała, kierowała się uczuciem.Zareagowała odruchowo, wyczuwając, że coś jest nie w porządku.Zaskoczony tym Bellows podniósł głowę, trzymając w prawej ręce strzykawkę.Harris powoli się wyprostował i obrócił w jej stronę.Goodman nie oderwał wzroku od leżącego.- Wszystko jest w jak najlepszym porządku - odparł Harris, swoją wymową zdradzając, że czas jakiś przebywał w Oxfordzie.- Ciśnienie, tętno, temperatura są idealnie w normie.Tyle tylko, że pacjent tak zasmakował w narkotycznym śnie, że postanowił się nie budzić.- No nie, jeszcze jeden! - wtrącił Bellows, skupiając całą uwagę na Harrisie i martwiąc się, że spadnie na jego barki jeszcze jeden taki przypadek jak Greenly.- Jak wygląda jego EEG?- Pan pierwszy się o tym dowie - odparł Harris z nutą sarkazmu w głosie.- Jest już zamówiony.Susan nie od razu zrozumiała, o co chodzi, bo nadzieja wzięła na chwilę górę nad rozsądkiem.Wreszcie jednak pojęła.- EEG? - powtórzyła z lękiem.- To znaczy, że z nim jest tak samo, jak z tą pacjentką z intensywnej opieki?Jej spojrzenie przeskakiwało na zmianę z Bermana na Harrisa, a potem spoczęło na Bellowsie.- Z jaką pacjentką? - spytał Harris, biorąc do ręki sprawozdanie anestezjologa.- To ten nieszczęśliwy przypadek po łyżeczkowaniu macicy - wyjaśnił Bellows.- Pamięta pan, mniej więcej osiem dni temu, dwudziestotrzyletnia dziewczyna.- Mam nadzieję, że z nim nie będzie tak samo, ale zaczyna na to wyglądać - rzekł Harris.- Jaka była narkoza? - spytał Bellows, unosząc prawą powiekę Bermana i spoglądając w szeroko rozwarte źrenice.- Neuroleptyczna z podtlenkiem azotu - odparł Harris.- U tamtej dziewczyny zastosowano halotan.Jeżeli klinicznie problem polega na tym samym, to nie z powodu środka znieczulającego.- Oderwał się od sprawozdania i spojrzał na Goodmana.- Norman, dlaczego dałeś mu dodatkowy centymetr innovaru pod koniec operacji?Doktor Goodman nie odpowiedział od razu.Harris ponowił pytanie.- Miałem wrażenie, że pacjent się budzi - wyjaśnił Goodman, przytomniejąc nagle z transu.- Ale dlaczego użyłeś innovaru w tak późnym stadium zabiegu? Czy nie rozsądniej byłoby zastosować sam fentanyl?- Prawdopodobnie tak.Powinienem był zastosować sam fentanyl.Ale innovar był pod ręką i wiedziałem, że jest go tylko centymetr.- Czy nic nie można zrobić? - spytała Susan z desperacją w głosie.Obrazy Nancy Greenly mieszały jej się z urywkami niedawnej rozmowy z Bermanem.Dobrze pamiętała, jak tryskał życiem, co tak ostro kontrastowało z tym leżącym przed nią jak umarły, trupiobladym mężczyzną o woskowej cerze.- Zrobiono wszystko, co było do zrobienia - rzekł stanowczym tonem Harris, zwracając sprawozdanie Goodmanowi.- Teraz pozostaje nam tylko czekać i obserwować, jakie funkcje mózgu powrócą, jeżeli to w ogóle możliwe.Źrenice są bardzo rozszerzone i nie reagują na światło.Nie jest to, mówiąc oględnie, dobry znak.Prawdopodobnie oznacza martwicę mózgu.Susan poczuła mdłości.Wzdrygnęła się i uczucie to minęło, ale zakręciło jej się w głowie.Przede wszystkim jednak ogarnęła ją beznadziejna rozpacz.- Tego już za wiele - odezwała się raptem, z widocznym przejęciem.Głos jej drżał.- Normalny, zdrowy mężczyzna cierpiący na drobną, błahą dolegliwość kończy jako.jako roślina.Przecież tak nie może dłużej być! Dwoje młodych ludzi w ciągu zaledwie dwóch tygodni.To niedopuszczalne ryzyko.Dlaczego szef anestezji nie zamknie wydziału? Coś tu musi być nie w porządku.To absurd pozwalać.Z chwilą rozpoczęcia tej tyrady oczy Roberta Harrisa zaczęły się zwężać, wreszcie przerwał jej z wyraźną irytacją.Bellowsowi z przerażenia aż opadła szczęka.- Tak się akurat składa, że to ja, proszę pani, jestem szefem wydziału anestezji.Ale z kim, jeśli wolno spytać, mam przyjemność?Susan próbowała odpowiedzieć, ale Bellows przerwał jej nerwowo:- To jest Susan Wheeler, doktorze, studentka trzeciego roku medycyny.Właśnie odbywa praktykę na wydziale chirurgicznym i.chcieliśmy tylko pobrać krew
[ Pobierz całość w formacie PDF ]