[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A tu jest niemal cała reszta - powiedział Luis.- To stało się tak szybko.Nie wiem jak; Bena musielizabić pierwszego, kiedy tylko zaczęły się fajerwerki.Chcieli nas tu wszystkich spalić.Ja tak nie myślałam.Rozejrzałam się po tych, którzy siedzieli lub leżeli w tym małym pomieszczeniu,gdzie przyszło im się bronić.Marion, ciągle na wózku inwalidzkim, spojrzała na mnie szybko,odrywając się na moment od utrzymywania bariery zagradzającej drogę żarłocznemu ogniowi.- Dzięki, że się do nas przyłączyłaś.Ale to chyba nie najlepszy pomysł.Nie radzimy sobie zbyt dobrze-oznajmiła.Tak, sytuacja wyglądała zle.Ziemia potrafiła bronić się przed Ogniem, ale niedługo.UmiejętnościBena,Strażnika Pogody, były ich największą szansą; mógł sprawić, że powietrze byłoby ciągle świeże iczyste, mógł też pozbawić ogień pożywki, jeżeli miałby dość czasu i mocy.Starsza Strażniczka Ziemi, Janice, zajmowała się dziećmi; skupiły się wokół niej, szukając pociechy.Uśpiła dwoje z nich, zapadły w nienaturalnie spokojny sen.- Nie możemy pozwolić im wpaść w panikę - powiedziała, kiedy nasze oczy się spotkały.Tak, oczywiście.Gdyby te nadzwyczajne dzieci straciły kontrolę nad swoimi umiejętnościami,stałyby się dla nas śmiertelnym zagrożeniem.Isabel pociągnęła mnie za rękaw.Popatrzyłam na nią czule, ale i z niepokojem i pocałowałam w czoło,lecz pociągnęła mnie jeszcze mocniej.- Jesteśmy w tarapatach - szepnęła mi do ucha, kiedy się pochyliłam.- Wiem, Ibby.- Nie, jesteśmy w prawdziwych tarapatach.- Możesz przejść przez ogień i wydostać się na zewnątrz?- Jasne - odparła, wzruszając ramionami.- Nie mogę jednak wyprowadzić nikogo innego.Pozwolą miwyjść, już mi to powiedzieli.Pozwolą też Sanjayowi i Elijahowi.I nikomu więcej.Ja nie zostawięwujka Luisa.- Może będziesz musiała.Może będziesz musiała wziąć tych dwóch chłopców i odejść, jeżeli cipozwolą.Spojrzała na mnie przeciągle, poważnie.- Chcą, żebyśmy właśnie to zrobili.Chcą, żebyśmywrócili do Pani.Uścisnęłam ją mocniej.Pomyślałam o Zedali i o innych dzieciach fanatykach; Ibby, Sanjay i Elijahbyliby doskonałymi zabójcami, gdyby Perła dalej ich indoktry-nowała.Nie wolno mi do tegodopuścić.Ale przynajmniej by żyli.W przeciwnym wypadku mogło dojść do tego, że na moich oczachumieraliby straszną śmiercią.Odwróciłam się do Luisa.Szedł do Marion, bo poprosiła go o pomoc.Utykał, a na nogawce jegospodni widniała duża plama krwi.Rana od kuli, ale jakoś sobie radził.Ben został zastrzelony, od tyłu, przez kogoś, komu musiał ufać.Zpieszył do Marion, żeby się do niejprzyłączyć albo ją ostrzec.- Ibby, kiedy powiedziałaś, że jesteśmy w tarapatach, nie miałaś na myśli ognia, prawda?- Widziałam, jak go zastrzeliła - wyszeptała cicho i z napięciem.- Nie wiedziałam, jak temu zapobiec.Powinnaś mi była pokazać, co trzeba zrobić, żeby kule nie wybuchały; może bym zdołała jąpowstrzymać i nie zabiłaby Bena.Ale było za pózno.Nie mogłam przywrócić mu życia.Nikt innytego nie widział i nie sądzę, że ona wie, że ja wiem.Rozejrzałam się po pokoju i mój wzrok padł na Shasę; siedziała z dłońmi zwróconymi wnętrzem dogóry, w stanie głębokiej koncentracji.Wysyłała fale kontrolujące ogień, ale ktoś, kto kierował goprzeciw nam, był silniejszy.Drżała i pociła się z wysiłku i z gorąca.- Nie ona - szepnęła Ibby.- Ona.Odwróciłam się i napotkałam wzrok Janice Worthing - tyle że w tym momencie nie był on anispokojny, ani życzliwy, lecz obojętny, zimny.Poczułam, że coś we mnie znieruchomiało i ucichło.Od dawna to wiedziałam na jakimś poziomie świadomości.Czułam się nieswojo w towarzystwie tejkobiety, chociaż wszystko i wszyscy zadawali kłam złemu przeczuciu.Uświadomiłam sobie, żepowinnam była usłuchać głosu drzemiącego we mnie dżinna, cynicznego i nieufnego, który nie uległnaciskom i nie pozwolił dać się oczarować subtelnym wykorzystywaniem mocy.Janice Worthing była zdrajczynią w samym sercu szkoły i nikt jej nie podejrzewał, nawet Marion
[ Pobierz całość w formacie PDF ]