[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lopez, kierowca wyścigowy, żył.Znalazłam artykuł w gaze­cie.Napisano, że jest wszędzie poparzony i trzymają go pod­łączonego do wszelkiego rodzaju maszynerii, podczas gdy on znajduje się w głębokiej śpiączce.Ale żył.Ciągle myślałam o samochodach wyścigowych, które wyrzeźbiliśmy na naszych laskach na Rondui.Pewnego popołudnia, siedząc przy oknie z Mae na kola­nach, miałam wizję postaci leżącej na łóżku, owiniętej niczym mumia.Jedynymi dźwiękami były drgania i szumy systemów podtrzymujących życie.To była śmierć za życia, a ja wiedzia­łam, kogo widzę, i nie mogłam powstrzymać drżenia.Pomyś­lałam o rodzinie Lopeza, o ich bólu i nierealnych nadziejach na przyszłość.Czy całymi latami ma on wieść takie życie, zawsze na łasce przezroczystych rurek i żółtych wskaźników, które zapisują łagodne fale wysyłane przez mózg i każdą zmianę temperatury ciała o jeden stopień?Pomyślałam o moim mężu i próbowałam wyobrazić sobie, co czułabym, gdyby był Lopezem, a jego życie podtrzymywały­by tylko niedostrzegalne elektryczne impulsy, wysyłane co parę sekund do jego ciała.Życie z pewnością jest cenne, ale w niektórych sytuacjach jeszcze cenniejsza wydaje się śmierć.Najciszej, jak umiałam, wyszeptałam:- Niech umrze.Umarł następnego ranka.Eliot Kilbertus i ja zostaliśmy przyjaciółmi, ponieważ bez przerwy wpadaliśmy na siebie w pralni, która znajdowała się w piwnicy naszego budynku.Jeden rzut oka wystarczył, by stwierdzić, że jest pedałem.Często unosił wysoko lewą brew, a kiedy mówił, jego ręce wirowały w drobnych, tanecznych ruchach - ale za to, och, jak on mówił!- Szpieguję ciebie i twojego męża od czasu, jak się tu wprowadziliście, wiesz? Jesteś Cullen James, prawda? Nazy­wam się Eliot Kilbertus.Szczerze mówiąc, moje prawdziwe nazwisko brzmi: Clayton Drury, ale zmieniłem je, gdy miałem siedem lat.Drury-Ponury.Nie chciałem iść przez życie, rymu­jąc się jak jakiś bohater Dickensa.Gdzie kupiłaś ten sweter?- U Bloomingdale'a.- Tak myślałem.Powinnaś kupować tylko włoskie, złot­ko.One są wieczne.- Eliot, czy mógłbyś się trochę przesunąć? Nie widzę mojej suszarki.Podczas tej pierwszej rozmowy tak się krygował, że myś­lałam, iż urządza sobie próbę jakiejś roli i pomylił mnie z reżyserem kompletującym obsadę.Ani na minutę nie prze­stawał mówić, a jego monolog biegł od pochwał geniuszu włoskich projektantów do jego mopsa, Zampano, który właśnie zachorował na grypę.- Oczywiście, że psy chorują na grypę, Cullen.Oszalałaś? Wyobraź sobie spacer po nowojorskich chodnikach na bosaka.Co byś złapała? Całe mnóstwo AIDS! Rajskiej Zarazy, mówiąc delikatniej.Czy zechciałabyś zajrzeć do mnie, kiedy już skoń­czymy z tym praniem? Ja mam jeszcze tylko jedno płukanie.Twoja córeczka jest wyjątkowo cicha, Cullen.Czy ona umarła?Jego mieszkanie było wesołe i zagracone.Pisał recenzje filmowe dla jednego z nowojorskich pism dla homoseksualis­tów, i ściany obwieszone były plakatami okropnych filmów w rodzaju: „Atak Zabójczych Pomidorów” czy „Studencka potańcówka”.Zrobił wyśmienitą kawę cappucino w ozdobnej, srebrnej maszynce, jakich wiele widywałam we włoskich kafejkach.Potem podniósł jedną z piszczących zabawek swego psa, obmył ją pieczołowicie w umywalce i trzymając nad przenośnym koszykiem Mae, naciskał tak długo, aż dziecko zaczęło płakać.- Tak, no cóż, o co ci chodzi, złotko? Nie jestem Kapitanem Kangurkiem!- Myślę, że ona tego nie lubi, Eliot, ale dziękuję ci, że się starałeś.Eliot uspokajał się, w miarę jak mijało popołudnie.Kiedy spojrzałam na zegarek i uświadomiłam sobie, jak bardzo jest późno, mówił już normalnie.Umówiliśmy się na wspólny lunch następnego dnia i w dobrym nastroju poszłam do domu.Danek też go polubił.Kiedy Eliot po raz pierwszy przyszedł do nas na obiad, zachowywał się najlepiej jak mógł i był zadziwiająco nieśmiały.Ale jedynie przez chwilkę.Gdy tylko zobaczył, jak miły i tolerancyjny jest mój mąż, natychmiast zapłonął entuzjazmem i chichotaliśmy wszyscy nad szpinako­wą lazanią.- Och, Cullen, ty naprawdę jesteś wegetarianką? My­ślałem, że po prostu jesteś szczupła.Mimo to musisz dawać Mae mięso, mówię zupełnie serio.Mojego przyjaciela, Rogera Water-mana, wychowano na wegetarianina i został rachmistrzem!W przerwach pomiędzy wykrzyknikami i uwagami Eliot Kilbertus był uprzejmym i aż nazbyt wielkodusznym człowie­kiem.Zazwyczaj pracował w domu i często dzwonił, pytając, czy nie trzeba popilnować przez chwilę dziecka, tak żebym mogła wyjść i coś załatwić.Czasami korzystałam z tej oferty, ponieważ była szczera i nie należała do tych z rodzaju „zrobię ci grzeczność, JEŻELI ty mi zrobisz”.On lubił nas, a my jego, i zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu.Kiedy już poznaliśmy się lepiej, wspomniał, że jest bogaty, ponieważ był jedynakiem, a jego rodzice, zanim umarli, mieli na Florydzie spory majątek.Zostawili mu „wielką furę” pienię­dzy, które roztropnie i szczęśliwie zainwestował.Ilekroć przy­chodził na kolację, przynosił jakieś ekstrawaganckie wino albo chleb, albo pasztet, który nie miał nic wspólnego z tym, co ja podawałam, ale mimo to smakował nieźle.Zawsze ubierał się w przepiękne rzeczy, które kupował w trakcie swoich podróży do Europy, gdzie jeździł co pół roku, by „oszaleć na punkcie kupowania i jedzenia, i tak dalej”.Kiedy usłyszał, że przez rok mieszkaliśmy we Włoszech, po­kręcił głową i oświadczył, iż chyba jesteśmy opóźnieni w roz­woju, skoro postanowiliśmy wracać do Stanów Zjednoczonych Mc Donalda.Kiedy Danek zapytał Eliota, czemu on nie mieszka we Włoszech, ten wzruszył ramionami i odrzekł, że nie potrafi czytać włoskich czasopism filmowych i w żadnej z aptek nie sprzedają tam nitki do czyszczenia zębów.Kiedy była ładna pogoda, wychodziliśmy na spacer - Mae w wózku, a my po jego obu stronach.Wtedy ujawniła się druga strona natury Eliota.Szybko uświadomiłam sobie, że niemógłby mieszkać poza Nowym Jorkiem, bo to miasto było jedną z rzeczy, które naprawdę kochał.Spacer z nim oznaczał nie kończący się wykład o architekturze, o pierwszych planach Central Parku wykonanych przez Fredericka Law Olmsteada i o tym, gdzie można kupić najlepsze orzechowe ciasteczka.Zabrał nas na wernisaże i na koncerty do Soho, gdzie trzydziestu dwóch ludzi słuchało sześciu innych, tnących po­wietrze nożyczkami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl